ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Ashley dostała się do domu Mii, używając klucza, który dała jej siostra. Zamknęła za sobą drzwi i przekręciła zamek. Spojrzała na zegarek i zmarszczyła czoło. Piąta po południu. O tej porze Mia powinna być w domu.

Pewnie niedługo wróci, pomyślała, idąc przez wielki hol do kuchni. Poczeka na nią. Tymczasem napije się drogiego importowanego piwa, które Boyd tak lubił. Uprzyjemni sobie czekanie.

Stukanie jej obcasów o marmurową posadzkę rozlegało się głośnym echem w pogrążonym w ciszy domu. Nie słyszała nawet tykania zegara, nie zamruczał kot. Z salonu nie dochodziły dźwięki włączonego telewizora ani stłumione śmiechy rozbawionych dzieci. Żadnego odgłosu, nic. Martwa cisza. Zawsze czuła się w rezydencji Mii trochę jak w mauzoleum. Pięknym, ale zimnym. Nieprzytulnym niczym złota klatka.

Teraz, kiedy Melanie opowiedziała jej, co się dzieje w małżeństwie Mii, zdała sobie sprawę, jak trafne były jej odczucia.

Może jeszcze nie wszystko przegrała.

Może jeszcze hołubi nadzieję.

Od kłótni z Melanie minął dokładnie tydzień, ale Ashley nie była w stanie zapomnieć gniewnych i gorzkich słów, które wówczas padły.

Nie rozumiała, dlaczego Melanie wzbrania się przed spojrzeniem prawdzie w oczy, dlaczego nie chce uznać, że siostra z dystansu potrafi lepiej ocenić sytuację. Nigdy nie należała do klubu bliźniaczek, stała zawsze z boku.

Skończona idiotka. Niezrealizowana i niepewna swego. Oto kim jest.

Siostry były dla niej najważniejszymi osobami w życiu. Tylko one się liczyły. Oraz Casey.

Ale one miały swoje życie, swoje ambicje. Liczyła się dla nich mniej, niż chciałaby przyznać. Nie potrzebowały jej. Gdyby nagle zniknęła z powierzchni ziemi, nawet by tego nie zauważyły.

Wciągnęła głęboko powietrze, próbując otrząsnąć się z ponurych myśli. Ponurych i nieprawdziwych. Przecież Melanie i Mia kochały ją, a na odosobnienie sama się zdecydowała. To był jej wybór… a może tylko urojenie? To nie ludzie się od niej odsuwali, tylko ona wybierała samotność. Pogrążała się w zgorzknieniu.

To właśnie usłyszała od faceta, z którym spotykała się przez pewien czas. Że tak długo będzie sama, dopóki nie będzie potrafiła rozliczyć się z własną przeszłością.

Rzuciła torebkę na blat kuchenny i podeszła do lodówki, ale jej nie otworzyła. Na lśniących czarnych drzwiczkach wisiało zdjęcie trzech sióstr, zrobione w trzydzieste urodziny. Przytulone do siebie, uśmiechały się do obiektywu. Trzy niemal identycznie wyglądające kobiety, w identycznych jaskrawoczerwonych sukniach. Jak lustrzane odbicia.

Ashley wpatrywała się w swoją podobiznę i ogarniał ją coraz większy smutek. Prawie lustrzane odbicia. Prawie.

Różniła się od sióstr. Nieznacznie, ale jednak. Ashley odmieniec. Wieczna outsiderka. Wyrzutek. Ktoś zepchnięty na margines.

Przełknęła dławiące łzy. Nie, nie rozpłacze się. Gdyby z równą łatwością mogła wypełnić pustkę, którą czuła w sercu, gdyby potrafiła zapomnieć o dojmującej, bolesnej samotności…

Przetarła oczy wierzchem dłoni. Co się z nią dzieje? Nie poznawała samej siebie. Tyle w niej było żalu, złości i lęku. To szukała zemsty nie wiadomo na kim i za co, to znowu ogarniała ją skrucha. Chciała zbliżyć się do sióstr, a jednak cały czas trzymała się na uboczu. Tęskniła za miłością, ale nikomu nie pozwalała zbliżyć się do siebie.

Dlaczego ciągle ma się na baczności, nieustannie się kontroluje i bacznie rozgląda wokół? Dlaczego nie chce być kochana?

Gwałtownie zamrugała, bo do oczu napłynęły jej łzy. Obok zdjęcia na drzwiach lodówki wisiała kartka od Boyda do Mii. Napisał, że wróci bardzo późno i żeby na niego nie czekała.

Ashley natychmiast zapomniała o swoich tęsknotach. Wyjść za mąż i skończyć jak siostry? Walczyć o niezależność jak Melanie? Uzależnić się jak Mia?

Skrzywiła się na tę myśl, otworzyła lodówkę i wyjęła butelkę piwa. W tej samej chwili usłyszała odgłos otwierających się drzwi garażu. To Mia, na pewno przyjechała z bagażnikiem wyładowanym zakupami. Mia uwielbiała kupować. Codziennie spędzała kilka godzin w sklepach, przepuszczając zarobione przez Boyda pieniądze, których źródło zdawało się nigdy nie wyczerpywać.

Ashley pokręciła głową. Lekarze. Przepłacani królowie świata. Była wobec nich miła, gdy przyjmowała zamówienia, ale mogliby dla niej nie istnieć. Szacunkiem obdarzała wyłącznie uzdrowicieli, a i to nie wszystkich. Do szwagra odnosiła się z chłodną uprzejmością.

Otworzyła butelkę i znalazła szklankę w szafce. Trzasnęły drzwi wejściowe. Usłyszała szelest toreb z zakupami i ciche nucenie Mii. Uśmiechnęła się. Jej siostra była absolutnie przewidywalna.

Wzięła garść orzeszków z misy stojącej na blacie i ruszyła do salonu.

Mia stała tyłem do niej, nachylała się nad stolikiem, nadal nucąc pod nosem.

– Widzę, że masz dobry humor – zagadnęła Ashley od progu. – Gdzie byłaś całe popołudnie? W Disneylandzie?

Mia odwróciła się gwałtownie z dłonią na piersi.

– Ashley! Co tutaj robisz?

– Piję piwo. Musiałam umilić sobie jakoś czas, czekając na ciebie. – Ashley weszła do pokoju.

– Chyba nie potrzebuję oficjalnego zaproszenia, żeby cię odwiedzić?

– Głupie pytanie. – Mia uśmiechnęła się blado. – Wystraszyłaś mnie, to wszystko.

– Na podjeździe stoi mój samochód. Nie zauważyłaś go?

– Nie. Musiałam być zamyślo…

– Chryste, Mia! To rewolwer!

Mia spojrzała na broń, którą ściskała w dłoni, potem na siostrę. Zaczerwieniła się.

– Owszem.

– Po co?

– A, tak sobie… – bąknęła, odwróciła się, schowała rewolwer do drewnianej kasetki stojącej na środku stolika i zatrzasnęła wieczko.

– A, tak sobie – sarknęła Ashley, przedrzeźniając siostrę. Podeszła bliżej. Siniak nadal był widoczny, mimo że Mia nałożyła na twarz grubą warstwę fluidu. Ashley ścisnęło się serce. – Po co ci broń? – powtórzyła. – Zamierzasz pozbyć się męża wypróbowaną metodą?

– Nie pleć bzdur.

– To nie są bzdury. – Ashley odstawiła piwo, po czym nachyliła się, otworzyła kasetkę i spojrzała na wykładany masą perłową rewolwer. Nie musiała go brać do ręki, by wiedzieć, że to prawdziwa broń, żadna tam zabawka.

– Gdyby ten drań był moim mężem, kto wie, czy nie zrobiłabym czegoś głupiego. Nie zastrzeliłabym go, to pewne, ale wymyśliłabym jakiś bardziej przebiegły sposób.

Mia westchnęła zniecierpliwiona.

– Przestań. Nie zamierzam zabijać Boyda.

– I tu się różnimy, skarbie. Gdyby mój mąż zrobił mi coś takiego, już nie chodziłby po tym świecie. Szybko zrobiłabym z nim porządek. – Ashley wyciągnęła rękę, lecz zawahała się. – Nabity?

– Skądże.

Wyjęła rewolwer z kasetki i chwilę go ważyła. Był o wiele lżejszy, niż myślała, i wcale nie zimny. Dobrze układał się w dłoni. Ujęła go w obie ręce jak policjant i podniosła do góry.

– Uspokój się, sukinsynu, albo twój mózg zaraz rozpryśnie się na ścianie!

Mia, chociaż miała przerażoną minę, zaczęła się śmiać.

– Ash, nie wygłupiaj się.

Ashley zawtórowała jej.

– Mogłabym polubić ten kawałek metalu. Miły przedmiocik. – Oddała broń siostrze i Mia ponownie schowała rewolwer do kasetki. – Myślisz, że tak właśnie czuje się Melanie, gdy każdego ranka przypasuje kaburę? Jak prawdziwy macho?

– Jak znam Mel, to pewnie tak.

Ashley sięgnęła po piwo i upiła łyk.

– Wracając do mojego pytania: po co ci rewolwer? To jednak niebezpieczna rzecz, nawet jeśli nie jest nabity.

Uśmiech zniknął z twarzy Mii.

– Boyd tak często wychodzi wieczorami, więc pomyślałam… że dla własnego bezpieczeństwa…

Nie dokończyła zdania, Ashley natychmiast spoważniała.

– Nie musisz przede mną udawać, bo Melanie powiedziała mi wszystko. Mówiła o twoich podejrzeniach i o tym, co Boyd ci zrobił.

Mia mimowolnie dotknęła siniaka i nieznacznie się skrzywiła.

– To było wstrętne. On… Bałam się. Ciągle się go boję.

Ashley pokręciła głową.

– Niepotrzebny ci rewolwer, Mia. Po prostu zostaw Boyda. Odejdź.

– Nie mogę. Dopiero wtedy mógłby się naprawdę wściec. Powiedział, że jeśli go zostawię to… pożałuję. Groził mi.

Ashley nie na żarty zaniepokoiło to, co właśnie usłyszała. Szwagier zawsze wydawał się jej zadufanym w sobie fiutem, ale nie podejrzewała, że potrafi uciekać się do przemocy. Lecz ich ojciec też był powszechnie szanowanym człowiekiem.

– Nie możesz żyć w ciągłym strachu, Mia.

– Wiem. – Przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą. – Kiedy go poznałam, nie widziałam poza nim świata. Był moim księciem z marzeń, moim rycerzem na białym koniu.

– Niemal bogiem.

– Tak, niemal bogiem. – Westchnęła. – Patrzyłam na niego jak na chodzący ideał. Dochodziły do mnie różne plotki, ale myślałam, że rozsiewają je ci, którzy mu zazdrościli, i że nie ma w nich ziarna prawdy. Te pogłoski o tajemniczej śmierci jego pierwszej żony, o przesłuchaniach. Puszczałam to wszystko mimo uszu.

– Ja też.

– Melanie nie była taka ufna – szepnęła Mia. – Ale Melanie zawsze musi wiedzieć lepiej.

Ashley odwróciła wzrok. Czasami też tak myślała o siostrze. Melanie nieraz sprawiała wrażenie, jakby zjadła wszystkie rozumy. Była pewna siebie i silna. Żyła w przekonaniu, że podejmuje słuszne decyzje i dokonuje właściwych wyborów. Nawet jeśli zdarzyło się jej popełnić błąd, jak wtedy, kiedy wyszła za Stana, w porę potrafiła go naprawić, nie uciekając się do niczyjej pomocy. Nawet sióstr.

Spojrzenie Ashley padło na torby z zakupami, stojące koło drzwi wejściowych.

– Wygląda na to, że przepuściłaś dzisiaj niezłą kasę. Co kupiłaś?

Mia rozpromieniła się w jednej chwili.

– Małą czarną. Jest śliczna. Pokazałabym ci, ale Boyd może…

– Wróci bardzo późno. Ma jakieś zebranie. Zostawił ci kartkę na lodówce. – Widząc rozczarowanie malujące się na twarzy siostry, dodała: – Przykro mi.

– Nie twoja wina.

– Nie, ale mi przykro. – Ashley dotknęła ramienia Mii. – Jesteś dla niego za dobra. Najpierw kopnij drania w tyłek, a potem zapomnij o nim.

– Gdyby to było takie proste… – Mia podniosła głos i zacisnęła dłonie. – Tylko mi nie mów, że jest proste. Nie próbuj mnie przekonywać. Melanie wygłosiła już swoje kazanie. Mam dość.

Odwróciła się, wymaszerowała z salonu, chwyciła torby i ruszyła w stronę sypialni.

Ashley patrzyła za nią. Mia nigdy nie ujawniała, co naprawdę czuje, była bardzo skryta nie tylko wobec innych, ale i wobec siebie. Wołała nie wgłębiać się we własne doznania, co dawało jej złudne poczucie bezpieczeństwa.

Skąd nagle ten wybuch?

Ashley ruszyła za Mią. Znalazła ją w małżeńskiej sypialni. Rozpakowywała zakupy i każdą rzecz z namaszczeniem rozkładała na przykrytym kremową kapą łóżku. Nie spojrzała nawet na siostrę.

Ashley oparła się o framugę, chwilę obserwowała Mię, wreszcie się odezwała:

– W porządku, rzecz nie jest prosta. Przeciwnie, cholernie skomplikowana. Zadowolona?

– Nie zachowuj się jak jędza.

Ashley uniosła brwi i założyła ręce na piersi, się, że nie tylko mnie uderzają hormony do głowy. Ale to dobrze, podoba mi się, że wreszcie okazujesz swoje uczucia. Najwyższy czas. Tyle, że to nie ja cię uderzyłam, więc nie odgrywaj się na mnie.

Mia przestała rozpakowywać zakupy, ale nie podniosła głowy.

– Wiem. Przepraszam. Po prostu wszystko mnie irytuje. Jestem wściekła na cały świat.

– Potrafię to zrozumieć, Mia. Ten łajdak podniósł na ciebie rękę, groził ci i straszył. Może jestem głupia, ale moim zdaniem sytuacja jest zupełnie jednoznaczna. Nie ma się nad czym zastanawiać.

– Boyd przyrzekł, że to się więcej nie powtórzy… że… ten jeden jedyny raz stracił panowanie nad sobą.

Ashley prychnęła ze wzgardą.

– Na litość boską, Mia, raz to chyba dość. Nie sądzisz?

Nie odpowiedziała, tylko na powrót zajęła się rozpakowywaniem zakupów. Ashley przyglądała się jej, obliczając w milczeniu, ile jej siostra musiała tego dnia wydać. Przynajmniej kilkaset dolarów, jeśli nie ponad tysiąc. W ciągu jednego popołudnia! A Mia kilka razy w tygodniu robiła wypady do sklepów.

Raptem wszystko stało się jasne. Zrozumiała.

– Wiesz – zaczęła łagodnie – zakupy mogą poprawić ci nastrój na moment, ale nie zastąpią miłości. Ani czułości.

Mia zesztywniała.

– Słucham?

Ashley wskazała na starannie rozłożone ubrania.

– Chodzi o pieniądze, prawda? Dlatego nie chcesz go zostawić?

Twarz Mii oblała się rumieńcem.

– Przysięgałam przed Bogiem, Ashley. „Na dobre i na złe”. Muszę dać mu szansę. Na tym polega małżeństwo. – Zadarła butnie brodę. – Nie byłaś nigdy mężatką, więc tego nie zrozumiesz.

Ashley na moment zaparło dech. Najpierw zrobiło jej się przykro, a potem ogarnął ją gniew.

– To był tani chwyt, Mia.

– A oskarżanie mnie, że wyszłam za Boyda dla pieniędzy, nie jest tanie?

– Nie to powiedziałam. Próbuję zrozumieć to, czego w żaden sposób nie da się zrozumieć. Mianowicie dlaczego nie rozstaniesz się z człowiekiem, który mało, że jest niewierny, to jeszcze cię bije.

– Kto ci dał prawo stawiać podobne pytania, Ash? Co ty wiesz o miłości? O oddaniu drugiemu człowiekowi? Nic. I nigdy się nie dowiesz, bo zamykasz się w przed ludźmi w swojej skorupie.

Ashley cofnęła się. Słowa siostry zraniły ją boleśnie. Przypominały jej o własnej samotności i wyobcowaniu. Patrzyła w przyszłość i widziała przed sobą pustkę: sama, zawsze sama, przez nikogo nieobdarzana miłością.

Usiłowała odegnać ponury obraz.

– Wiem, co ty i Melanie o mnie myślicie. Że jestem jędzą bez serca, która nienawidzi mężczyzn. Że prędzej zabiłabym faceta, niż otworzyła przed nim duszę.

– To nieprawda! My nie…

– Coś ci powiem, Mia, i możesz się śmiać, jeśli tylko chcesz. Tęsknię za miłością. Szczególnie kiedy oglądam reklamy i widzę pary spacerujące ręka w rękę po jakiejś egzotycznej plaży. Jak ja im zazdroszczę! Po chwili wracam na ziemię i mówię sobie, że to przecież kretynizm, kolejny spot zachwalający nowy dezodorant.

– To nie kretynizm. – Mia dotknęła dłoni siostry. – Miłość jest wszystkim, Ash. To…

– Siniak pod okiem zafundowany przez ukochanego mężczyznę, który zmusza cię, żebyś… – Nie dokończyła. – To nie ja mam problem, Mia, tylko ty. Nieszczęście polega na tym, że wierzysz w bajki.

– Nie. – Pokręciła głową. – To ty masz problem. Boisz się miłości, odpychasz wszystkich od siebie. Nie chcesz dostrzec, że dobrych…

– Po co ci rewolwer? – zapytała Ashley, przerywając siostrze w pół słowa, bo nie była już w stanie jej słuchać. – Liczysz na to, że nagle w drzwiach pojawi się Melanie i znowu cię wyratuje z opresji? Jak w dzieciństwie? Masz nadzieję, że wpakuje kulkę w łeb twojemu mężowi?

– Przestań! – krzyknęła Mia, chwytając siostrę za ramiona i potrząsając nią gwałtownie. – Przestań! Nienawidzę cię, kiedy tak mówisz. Co się z tobą dzieje?

Łzy napłynęły Ashley do oczu. Tak bardzo kochała siostry, więc dlaczego nie potrafiły jej zrozumieć? Dlaczego czuła się tak podle? Dlaczego nikt nie chciał jej pomóc?

Jeszcze pokaże Mii. I Melanie. Któregoś dnia pojmą, co dla nich zrobiła, i będą jej wdzięczne. Oraz będą gorzko żałować.

– Odpieprz się! – Strząsnęła z ramion dłonie siostry. – Nic się ze mną nie dzieje. Zobaczysz, jeszcze będziesz błagała mnie o wybaczenie. Przekonasz się.

Загрузка...