ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy półtorej godziny później Melanie i Casey dotarli do domu, zatrzymując się po drodze w restauracji fast food, czekała już na nich Ashley. Jej widok nie zdziwił Melanie. Ashley była przedstawicielką dużej firmy farmaceutycznej, podróżowała po całej Karolinie i wracając do miasta, zazwyczaj zaglądała do siostry.

– Popatrz, Casey, kto do nas przyjechał – powiedziała Melanie, zatrzymując samochód na podjeździe. – Ciocia Ashley.

Casey natychmiast zapomniał o specjalnym zestawie z McDonald’sa i wyskoczył z samochodu, ledwie matka zgasiła silnik.

– Ciociu Ashley, zobacz, co dostałem od cioci Mii! Megamana!

Melanie z uśmiechem patrzyła, jak jej syn rzuca się w objęcia Ashley. Siostry były najważniejszymi osobami w jej życiu i kiedy widziała, jak bardzo kochają Caseya, robiło się jej ciepło na sercu.

Wzięła swoją torebkę, torbę od McDonald’sa i podeszła do Ashley.

– Miałaś udaną podróż?

Ashley uniosła Caseya, oparła go o biodro i uśmiechnęła się do siostry.

– Czysta rutyna, modne lekarstwa idą jak woda. Zawsze wracam ze stertą zamówień.

Melanie parsknęła śmiechem. Jej siostra była chodzącym paradoksem. Z powodzeniem handlowała lekami, ale sama wierzyła w medycynę naturalną i terapię holistyczną* [Medycyna holistyczna – dział medycyny alternatywnej, zakładający, że ponieważ człowiek stanowi jedność ciała, umysłu i duszy, podczas każdej kuracji należy oddziaływać również na sferę psychiczną chorego (przyp. red.)] Gdy ktoś w rodzinie chorował, natychmiast proponowała zioła, wywary korzenne i herbatki owocowe zamiast cudownych pigułek, z których sprzedaży żyła.

Cała trójka weszła na ganek.

– Mogłaś poczekać na nas w domu.

– Wiem, ale wieczór taki piękny, że wolałam zostać na zewnątrz.

Melanie otworzyła drzwi, zapaliła światło w holu i ruszyła w stronę kuchni. Dom był niewielki, tak naprawdę był to domek: dwie sypialnie, pokój dzienny, kuchnia i łazienka. Liczył mniej metrów kwadratowych niż wielka sypialnia w rezydencji Stana, ale Melanie go uwielbiała. Był ciasny, ale za to przytulny i pełen swoistego czaru. Położony w jednej z najstarszych dzielnic Whistlestop, miał mnóstwo okien, piękne drewniane podłogi i wysokie sklepienia.

Co najważniejsze, spłaciła go sama, bez pomocy Stana. Bez czyjejkolwiek pomocy.

– Jadłaś coś? – zapytała siostrę, usadziwszy Caseya przy blacie śniadaniowym. – Zamierzałam zrobić sałatkę. Starczy dla nas obu.

– Dzięki, nie jestem głodna. – Ashley zdjęła żakiet i powiesiła go na oparciu krzesła. – Jadłam późny lunch z lekarzem, od którego brałam zamówienie.

Melanie spojrzała z troską na siostrę. Ashley ostatnio bardzo zeszczuplała. Trochę wyższa od Melanie i Mii, zawsze była bardziej krągła niż one. Dzisiaj doskonale skrojone spodnie zdawały się na niej dosłownie wisieć.

– Chorowałaś ostatnio?

– Nie. Dlaczego pytasz?

– Jesteś chuda.

Ashley uniosła brwi.

– Chuda? W porównaniu z moją normalną wagą?

– Nie, głuptasie. W ogóle za chuda.

– To niemożliwe. – Ashley podeszła do lodówki. – Masz zimne piwo?

– Chyba tak. Poszukaj. – Melanie rozpakowała cheeseburgera, położyła go na talerzu obok frytek i podsunęła jedzenie synkowi.

– Poproszę o sok, mamo.

– Mleko – oznajmiła stanowczo. – Potem możesz napić się soku.

Casey mruknął coś pod nosem i zaczął jeść swojego cheeseburgera. Doskonale wiedział, że z matką nie ma dyskusji. Melanie podała mu mleko i zaczęła wyjmować z lodówki składniki potrzebne do przyrządzenia lekkiej sałatki.

– Słyszałaś o Joli Andersen?

– Tak, w radiu. – Ashley nalała sobie piwa do kufla, upiła solidny łyk i przymknęła oczy, rozkoszując się smakiem pełnego jasnego. – Nie ma to jak szklanica dobrze schłodzonego piwa po długim, pracowicie spędzonym dniu.

Melanie uśmiechnęła się.

– Jakbym słuchała reklamy.

– Prawda? Może minęłam się z powołaniem.

– Ashley upiła kolejny łyk i odstawiła piwo na blat. – Opowiedz mi, co się dzisiaj działo.

Melanie opłukała sałatę, osuszyła i zaczęła rwać liście na drobne kawałki.

– Co chcesz wiedzieć?

– To, co najważniejsze. Straszna historia. Powiedz, upaprałaś sobie buty? Puściłaś pawia? – Zaczęła się śmiać, ale widząc minę Melanie, natychmiast podniosła dłoń do ust i spoważniała. – Mel, przepraszam. Wygłupiałam się. Chyba nie…

– Owszem. Zupełnie się skompromitowałam. Wyrzygałam się na oczach facetów z FBI.

– Współczuję serdecznie, siostrzyczko. Nie gniewaj się.

– W porządku. – Melanie poczuła bolesny ucisk w gardle. – To był najgorszy widok, jaki widziałam w życiu, Ash. Reszta zachowywała się… jak gdyby nigdy nic. Normalna rzecz. Rutyna. – Zaczęła obierać ogórek. Straciła co prawda ochotę na jedzenie, ale musiała czymś zająć ręce.

– Bez emocji rozmawiali o tym, co się mogło zdarzyć, jak doszło do śmierci. Zupełnie ich to nie ruszało. W końcu nie wytrzymałam.

Ashley uścisnęła serdecznie Melanie.

– To nic, że puściłaś pawia. Wiem, że i tak byłaś wspaniała. Moja siostrzyczka superglina.

Melanie uśmiechnęła się i pokręciła głową. To Ashley przede wszystkim popierała jej decyzję o wyborze zawodu. Ona jedna naprawdę rozumiała, co Melanie powinna robić w życiu i jakie to dla niej ważne, żeby zostać policjantką. Tylko tak mogła się zrealizować.

– Powiem ci, że było strasznie, ale to fascynująca robota. Przyjechał facet z FBI, specjalista od sporządzania profilu przestępcy. Patrzyłam, jak pracuje, i byłam zaczaro…

– Mamo, co to jest FBI?

Melanie spojrzała na syna, który słuchał jej słów jak bajki.

– To taka bardzo ważna policja, skarbie.

– Tak myślałem. – Casey włożył do buzi kolejną frytkę. – Opowiadasz o tej pani? Melanie zmarszczyła brwi. – O jakiej pani?

– O tej, co ją zamordowali.

Zamordowali.

– Słyszałeś o tym?

– Słyszałem, jak ciocia Mia rozmawiała z moją wychowawczynią.

Ashley skrzywiła się, wyraźnie oburzona lekkomyślnością Mii. Melanie spojrzała na talerz syna. Był wymieciony do czysta, zostały tylko ogórki, które wyjął z cheeseburgera, i kawałeczek bułki.

– Skończyłeś, kochanie?

Casey pokiwał głową i ziewnął szeroko.

– Mogę pooglądać telewizję?

Melanie nachyliła się i wytarła synkowi buzię serwetką. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, że jeszcze nie położyła małego.

– Nie, skarbie. Pora do łóżka. Już pół godziny temu powinieneś iść spać.

– Ale ja wcale nie jestem zmęczony, mamusiu. – W głosie Caseya zabrzmiała płaczliwa prośba.

– Być może, ale i tak pora się kłaść. – Melanie pomogła mu zejść ze stołka i popchnęła lekko w stronę drzwi. – Powiedz dobranoc cioci Ashley.

Casey pożegnał się serdecznie z ciotką i ruszył do sypialni, targując się jeszcze po drodze o liczbę bajek do poduszki.

Melanie posłała Ashley przepraszający uśmiech.

– Poczekaj chwilę.

Kiedy wróciła do kuchni, Ashley stała przy oknie i wpatrywała się w wieczorne niebo ze smutnym, nieobecnym wyrazem twarzy.

– Co ci jest, Ash? – zapytała z troską.

Ashley odwróciła się gwałtownie i otrząsnęła z zamyślenia.

– Nic. Nasz mały tygrys usnął?

– Jeszcze nie. Jest okropnie podniecony. – Zasępiła się. – Jestem zupełnie bezmyślna. Nie powinnam była opowiadać przy nim o dzisiejszym dniu. Łykał każde słowo. Muszę uważać, on coraz więcej rozumie.

– Nasza siostrzyczka i pani wychowawczyni też powinny być ostrożniejsze. – Ashley wyciągnęła z sałatki kawałek ogórka i włożyła do ust. – Powiedz mi coś więcej o tym facecie z FBI.

– Jest niesamowity w swoim fachu, to wszystko. Obejrzał miejsce zbrodni, zanalizował to, co zobaczył, a potem wyciągnął wnioski i starał się zrekonstruować wydarzenia. Jego metoda zrobiła na mnie ogromne wrażenie.

Ashley uśmiechnęła się.

– Koniec z psimi patrolami. Witamy w wydziale zabójstw – podsumowała.

Melanie pomyślała o ciągłych telefonach od poirytowanych mieszkańców Whistlestop, uskarżających się na psy sąsiadów, które robiły kupy na ich trawnikach, deptały kwiaty i przeganiały ukochane koty. Dzwonili na policję i domagali się interwencji. Pomyślała o wszystkich wystawionych mandatach i o swojej tęsknocie za prawdziwą policyjną robotą. Wreszcie miała szansę prowadzić poważne dochodzenie.

Ale za jaką cenę?

Spojrzała na siostrę i ogarnęły ją wyrzuty sumienia.

– Jestem chyba potworem, ale cieszę się z tego morderstwa. Rozumiesz, co mam na myśli?

– Nie bądź idiotką. – Ashley wyłowiła z misy małą marchewkę. – Nie miałaś nic wspólnego ze śmiercią Joli Andersen.

– Wiem, ale… – Melanie z westchnieniem sięgnęła po pieprz. – Wiem jedno. Kiedy dochodzenie się skończy i sprawa trafi do sądu, nie będzie mi łatwo wrócić do poprzednich zajęć. No cóż, śmierć tej dziewczyny jest dla mnie wielką szansą.

Ashley wydęła usta.

– Nie trafiłabyś do tego cholernego, zapomnianego od Boga Whistlestop, gdyby nie twój drogi mąż. Ktoś powinien dać gadowi nauczkę.

– Ashley! – Melanie zerknęła w stronę sypialni. – Po pierwsze hamuj się, bo Casey może usłyszeć. Po drugie Stan jest ojcem Caseya.

– I tylko dlatego ten łobuz jeszcze chodzi po tym świecie.

– Bardzo śmieszne. – Melanie posypała sałatkę tartym serem i podała torebkę siostrze.

Ashley zaczęła wyjadać resztki cheddaru.

– Nic na to nie poradzę, Mel. Nienawidzę go za to, że uniemożliwił ci studia na akademii policyjnej przy FBI. Marzyłaś o tym, od kiedy pamiętam, a ten drań zrobił wszystko, żebyś się tam nie dostała.

– Posterunek w Whistlestop to nie FBI, ale jednak pracuję w policji. – Melanie wyjęła z lodówki dressing do sałatki. Uśmiech igrał w kącikach jej ust. – Stan nie może się z tym pogodzić. Była żona wielkiego pana Maya jest gliną. Co za wstyd. Dostaje szału na myśl, że chodzę w mundurze. Mam niezłą zabawę, kiedy na służbie spotykam którąś z żon jego kolegów. – Zaśmiała się. – Te ich zgorszone miny.

Prawdę mówiąc, nie znosiła munduru prawie tak samo jak Stan. Nie dlatego, że był mało kobiecy, ale dlatego, że był świadectwem jej statusu małomiasteczkowej, prowincjonalnej, nic nieznaczącej policjantki. W policji miejskiej, inaczej niż w FBI, żaden gliniarz nie chodził po cywilnemu. Szef chciał, żeby jego ludzie byli łatwo rozpoznawalni dla mieszkańców miasteczka i stale widoczni na ulicach. Polała sałatkę dressingiem.

– Kto wie, jak się potoczy moja kariera? Jeśli będę naprawdę dobra, może przejdę do FBI, do Charlotte. Wpływy Stana nie sięgają chyba aż tak daleko, żeby mógł mi w tym przeszkodzić. Dlatego dochodzenie w sprawie morderstwa Andersen jest dla mnie takie ważne. Może zupełne odmienić moje zawodowe losy.

– Wygląda na to, że wszystko sobie przemyślałaś – mruknęła Ashley. – Zawsze byłaś twarda i stanowcza.

Melanie zmarszczyła brwi, słysząc lekkie drżenie w głosie siostry.

– Podobnie jak ty, Ash. Też zawsze wiedziałaś, czego chcesz, i konsekwentnie dążyłaś do celu. Jeśli wierzyłaś w coś sercem i duszą, osiągałaś to. Tylko Mia… – Melanie zamilkła na myśl o kłopotach bliźniaczki. – Nie widziałaś się z nią ostatnio, prawda?

– Przynajmniej od tygodnia – przyznała Ashley. – Stało się coś? – spytała zaniepokojona.

Sałatka, która jeszcze przed chwilą wyglądała tak apetycznie, przestała nagle kusić. Melanie odłożyła łyżkę i odsunęła misę.

– Boyd ją uderzył – powiedziała z dramatyczną emfazą, po czym zrelacjonowała słowo po słowie rozmowę z Mią.

Ashley słuchała z wypiekami na twarzy.

– Sukinsyn! Co Mia ma zamiar zrobić?

– Zgadnij.

– Nic, tak? Boi się.

– Trafiłaś – przytaknęła Melanie przygnębionym głosem i podeszła do okna. Przez chwilę patrzyła na nocne niebo, po czym odwróciła się do siostry. – W takim razie co my z tym zrobimy?

A co my możemy? – Ashley bezradnie uniosła ramiona. – To jej małżeństwo, Mel.

– Nie możemy przecież pozwolić, żeby ten drań ją bił!

– Skoro ona na to pozwala…

– Jak możesz tak mówić? – Zaskoczona postawą Ashley, Melanie gniewnie pokręciła głową. – Doskonale wiesz, jakie to dla niej niebezpieczne. Dla każdej z nas, jeśli pomyśleć o naszej przeszłości. Wszystkie trzy stanowimy znakomity materiał do badań dla wiktymologa, bo mamy mentalność ofiar. Kogoś takiego łatwo można zastraszyć i bezkarnie się nad nim znęcać.

– Mów za siebie. – Ashley wyciągnęła z sałatki kolejny kawałek ogórka. – Nasz ojciec był potworem, ale leży już w grobie. Mnie udało się uwolnić od niego i od wspomnień.

– A jakże. Dlatego szerokim łukiem omijasz wszystkich mężczyzn.

Ashley zmrużyła oczy.

– Nie mówimy teraz o mnie i o moim stosunku do facetów.

– To prawda, bo mówimy o tym, jak pomóc naszej siostrze. Ale ciebie to najwyraźniej nie interesuje.

Ashley zamarła na moment, po czym wstała ze stołka. Drżała na całym ciele.

– Kocham Mię tak samo jak ty, Melanie, ale nie próbuj mnie namawiać, żebyśmy…

– Nie zamierzałam…

– Owszem, zamierzałaś. Na swój sposób. – Ashley spojrzała jej prosto w oczy. – Chcesz usłyszeć prawdę? Uzależniłaś Mię od siebie. Opiekujesz się nią, chuchasz na nią i dmuchasz. Tak było, od kiedy sięgam pamięcią. Czego tym razem oczekuje od ciebie? Że ją rozwiedziesz? Aresztujesz Boyda? Zastrzelisz go? A potem znajdziesz jej nowego, tym razem czułego i opiekuńczego męża?

– Bardzo śmieszne, Ash.

– Wcale nie żartuję. Pozwól jej wreszcie stać się dorosłym człowiekiem.

Melanie z trudem panowała nad wzbierającą w niej wściekłością.

– Uważasz, że powinnam stać z boku i patrzeć, jak ten bydlak się nad nią znęca?! Uroczo, Ash. Prawdziwie siostrzana postawa.

– Żebyś wiedziała. Mia sama musi podjąć decyzję, sama musi zacząć się bronić. Tak, stój z boku. Służ radą, kiedy poprosi, ale nie próbuj ratować jej na siłę, bo to bez sensu.

– Może ty tak potrafisz, ale ja nie.

Ashley wciągnęła gwałtownie powietrze.

– Skończ z tą świętoszkowatością. Jesteś wobec niej taka opiekuńcza, bo czujesz się winna.

– Winna? – Melanie uniosła brwi w przesadnym niedowierzaniu. – Niby dlaczego miałabym czuć się winna?

– Głupie pytanie, Mel. Czujesz się winna, bo Mia była dla naszego tatusia dziewczynką do bicia.

– Opowiadasz straszne bzdury. Z jakiej racji miałabym…

– Mimo że byłyście identyczne, on zawsze znęcał się nad nią.

Melanie mimo woli cofnęła się o krok, jakby ktoś zdzielił ją pięścią między oczy. Odwróciła się plecami do Ashley, podeszła do drzwi na uginających się nogach, chwilę nasłuchiwała, czy z pokoju Caseya nie dochodzą żadne odgłosy, wreszcie przymknęła drzwi, pozostawiając niewielką szparę.

– To nie była moja wina. Nie mogę odpowiadać za bestialstwo ojca. Nie mam powodów czuć się winna.

– Ale się czujesz. Ciągle usiłujesz zadośćuczynić jej to, że sama byłaś złotym dzieckiem, a ona katowaną i poniżaną ofiarą.

– Nic nie rozumiesz. Nigdy nie rozumiałaś.

Ashley zacisnęła usta.

– Ponieważ nigdy nie należałam do waszego klubu, tak? Ashley wykluczamy, bo jest trochę inna niż my dwie, siostrzyczki bliźniaczki.

– Ja i Mia nigdy nie tworzyłyśmy żadnego klubu i nigdy cię nie wykluczałyśmy, Ash.

– Daj spokój – żachnęła się. – Zawsze byłam trzecią siostrą. Piątym kołem u wozu. Nadal jestem.

Melanie pokiwała z politowaniem głową.

– Kiedy zaczynasz tak gadać, doprowadzasz mnie do szału.

Ashley postąpiła kilka kroków i zatrzymała się.

– Czy przyszło ci kiedyś do głowy, że ponieważ jestem inna, widzę jaśniej i wyraźniej? Ciebie, Mię, ojca… wszystko, co się działo między nami?

– Mia mnie potrzebuje. Jest wrażliwsza niż ty i ja, a przez to bardziej bezbronna. Z tego powodu właśnie ją ojciec sobie upatrzył. Wiedział, że nie będzie walczyła. Dlatego musiałam go wreszcie powstrzymać.

Ashley otworzyła usta, chciała coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zadzwonił telefon. Melanie podniosła słuchawkę.

– Dobry wieczór, Stan.

Ashley skrzywiła się i sięgnęła po torebkę.

– Muszę już iść.

– Stan, możesz poczekać chwilę? – Melanie zasłoniła słuchawkę dłonią. – Zostań, proszę.

Ashley pokręciła głową, a na jej twarzy na krótki moment odmalowało się wahanie i nerwowa niepewność.

– Zadzwonię.

Melanie wyciągnęła rękę na pożegnanie. Teraz bardzo żałowała, że wywołała kłótnię.

– Umówimy się na kawę w piątek?

– Może. Nie obiecuję.

– Kocham cię.

Ashley uśmiechnęła się.

– I ja, i ja ciebie, dzieciaku. – Zatrzymała się jeszcze w drzwiach ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. – Powiedz temu fiutowi, że go pozdrawiam i żeby smażył się w piekle.

Melanie odprowadziła siostrę wzrokiem, po czym wróciła do rozmowy z byłym mężem.

– Słucham, Stan?

– Która z twoich sióstr jest u ciebie? – zapytał ostrym tonem. – Beksa czy zdzira?

Melanie puściła mimo uszu epitety.

– Ashley. Właśnie wyszła. Prosiła, żebym cię od niej pozdrowiła.

– Aha, na pewno. Prędzej życzyła mi, żebym się smażył w piekle.

Melanie z trudem pohamowała się, żeby nie parsknąć śmiechem.

– Masz do mnie jakąś sprawę?

– Mam. Chodzi o to morderstwo. Jesteś w nie zaangażowana?

– Zaangażowana w morderstwo? – powtórzyła Melanie, udając idiotkę.

Stan prychnął, wyraźnie zniecierpliwiony.

– Nie wygłupiaj się. Bierzesz udział w dochodzeniu?

– Zbrodni dokonano w Whistlestop. Owszem, biorę udział w dochodzeniu. – Uśmiechnęła się do siebie, doskonale wyczuwając poirytowanie Stana. – Oczywiście rozumiesz, że nie mogę rozmawiać z tobą na ten temat. Żadnych informacji, żadnych szczegółów.

Stan zaklął.

– A co mnie obchodzą szczegóły! Nie chcę, żeby moja żona miała cokolwiek wspólnego z…

– Była żona – sprostowała Melanie. – Teraz Shelley ma cię na głowie, dzięki Bogu. Czyżbyś przypadkiem o niej zapomniał?

– Nie wysilaj się na złośliwości, Melanie. Ma się rozumieć, że nie zapomniałem o Shelley.

– Jako mój były mąż – ciągnęła Melanie – nie masz nic do gadania w moich sprawach. Nic a nic. Sama decyduję o tym, co robię i dlaczego. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno?

– Nie, jeśli twoje decyzje mogą źle się odbić na naszym synu.

– Nasz syn ma się świetnie – Jest szczęśliwy, zdrowy, otoczony miłością. To, że jestem zaangażowana w dochodzenie dotyczące morderstwa, nie jest dla niego bardziej szkodliwe niż twoje adwokackie potyczki w sądzie.

– I w tej kwestii nasze opinie się różnią.

Melanie zaśmiała się sucho.

– Nasze opinie różnią sie w każdej kwestii, Stan. Jeśli nie masz do mnie innych spraw, kończmy. Jest późno, miałam ciężki dzień, jestem głodna i zmęczona.

– Owszem, mam. Musimy porozmawiać o przyszłości, Melanie. O przyszłości Caseya. – Zamilkł na moment, po czym podjął na nowo: – W przyszłym roku pójdzie do szkoły.

Melanie zerknęła na zegarek, potem popatrzyła tęsknie na sałatkę.

– Wiem o tym, Stan.

– Wiesz też zatem, że mieszkam w dzielnicy, w której znajduje się najlepsza szkoła w mieście?

Znaczenie słów Stana dotarło do Melanie dopiero po chwili. Ogarnęło ją przerażenie. Nie, to niemożliwe, próbowała uspokajać samą siebie. Stan nie mógł mieć na myśli tego, co sobie wyobraziła. Jest przewrażliwiona. Wyciąga pochopne wnioski. W końcu są rozwiedzeni od trzech lat i przez cały ten czas Stanowi w zupełności wystarczały spotkania z synem co drugi weekend.

– Najlepsza? – zapytała. – Według jakich kryteriów? Szkoły w mojej okolicy są wysoko oceniane w lokalnych rankingach. Może nie tak ekskluzywne, niemniej…

– Daj spokój, Melanie. – Mówił spokojnie i cierpliwie, jakby przemawiał do krnąbrnego dziecka. – Chyba już pora, żebyśmy odsunęli na bok nasze osobiste interesy i pomyśleli o tym, co będzie najlepsze dla Caseya.

– Przyznaj, że tobie nie chodzi wcale o „co”, tylko „kto”.

– Być może masz rację.

Melanie zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu. Spełniał się koszmar, który prześladował ją przez pierwszy rok po rozwodzie: że Stan będzie chciał odebrać jej opiekę nad synem.

Ściskała słuchawkę tak mocno, aż zdrętwiały jej palce.

– Wiem, kto jest dla niego najlepszy. Ja. Jestem jego matką, Stan.

– A ja, dla odmiany, jestem jego ojcem. Mogę dać mu stabilny dom z dwojgiem rodziców w jednej z najbardziej szacownych dzielnic Charlotte, bezpiecznej, strzeżonej dwadzieścia cztery godziny na dobę.

– Nie zapominaj o basenie, lekcjach tenisa i lunchach w klubie – powiedziała z sarkazmem w głosie. – Może dla dopełnienia obrazu powinieneś dorzucić coroczne podróże do Europy?

– To są ważne rzeczy.

Co może być ważniejsze niż miłość, Stan? Miłość i poczucie bezpieczeństwa. Casey jest ze mną od urodzenia. Każda zmiana wprowadzała tylko zamieszanie w jego życie. Poza tym wszyscy jego koledzy z przedszkola…

– Dzieci łatwo się przystosowują.

Powiedział to tak lekko, tak beztrosko. A przecież rozmawiali o życiu Caseya. O jego uczuciach, jego przyszłości i potrzebach. Krew w niej zawrzała na myśl, że mąż mógłby wszystko zniszczyć jedną nieodpowiedzialną decyzją. Wiedziała jednak, że był do tego zdolny.

– Ty sukinsynu – wyszeptała drżącym głosem. – Myślisz wyłącznie o sobie.

– To twoja opinia.

– Nie pozwolę ci zabrać Caseya. Nie oddam ci go za żadne skarby.

– Nie powstrzymasz mnie.

– Mamo?

Obejrzała się. Casey stał w progu i wystraszony patrzył na matkę wielkimi oczami. Dzwonek telefonu musiał go obudzić, jeśli w ogóle zdołał wcześniej zasnąć. Melanie opanowała się natychmiast i uśmiechnęła czule do synka.

– Uciekaj do łóżka, skarbie. Zaraz do ciebie przyjdę, dobrze?

Casey wahał się chwilę, wreszcie zniknął. Melanie wróciła do rozmowy.

– Nie czas teraz prowadzić dyskusje. Odezwę się do ciebie.

– Uprzedzam cię, Melanie: w najbliższym czasie zamierzam wnieść sprawę o przejęcie opieki nad Caseyem. I wygram ją. Taki już jestem, że zawsze wygrywam.

Загрузка...