ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY ÓSMY

Melanie wróciła do policji miejskiej, opowiedziała szefowi, jak przebiegło przesłuchanie, i zabrała się do pracy. O piątej odebrała Caseya i zajmowała się nim do wieczora, po czym położyła go do łóżeczka i ucałowała czule, jakby nie miała żadnych zmartwień. A przecież była zupełnie wytrącona z równowagi, na domiar złego Connor nie odezwał się przez cały dzień.

Myślała, że zobaczy się z nim po wyjściu z FBI, ale się zawiodła. Wreszcie przed samym wyjściem z pracy schowała dumę do kieszeni i zadzwoniła, by usłyszeć, że nie ma go biurze. Zostawiła wiadomość z prośbą o telefon, ale Connor nie oddzwonił.

W końcu wpół do dziewiątej, poprosiwszy panią Saunders, zawsze skorą do drobnych przysług, by została z uśpionym Caseyem, stanęła pod drzwiami do mieszkania Parksa.

Wzięła głęboki oddech i nacisnęła dzwonek. Connor musiał być w domu, bo samochód stał na podjeździe i prawie we wszystkich oknach paliło się światło.

– Cześć, Mel – powiedział, nie okazując najmniejszego zdziwienia.

– Możemy porozmawiać?

Otworzył szerzej drzwi, zapraszając ją gestem do środka, i poprowadził do kuchni, gdzie na stole stała szklanka mleka i niedojedzony sandwicz z tuńczykiem, a obok leżał otwarty na kolumnie sportowej „Charlotte Observer”.

– Przeszkodziłam ci w kolacji.

– Nic się nie stało. Zresztą trudno to nazwać prawdziwą kolacją. – Wskazał jej krzesło. – Pozwolisz, że skończę?

– Oczywiście, jedz spokojnie. – Czuła się coraz bardziej głupio i nieswojo.

– Byłeś tam dzisiaj?

– Tak.

Splotła palce.

– Myślałam, że… Nie zadzwoniłeś do mnie. Connor ugryzł kęs sandwicza i popił mlekiem, zwlekając z odpowiedzią. Melanie powoli zaczynała żałować, że tu przyjechała.

– Musiałem przemyśleć kilka spraw, by zorientować się, w jakim jestem punkcie.

– Przemyśleć kilka spraw? – powtórzyła i poczuła, że cała krew odpływa jej z twarzy. – Chyba… chyba nie pomyślałeś, ze zabiłam swojego szwagra!

Spojrzał jej twardo w oczy.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, jak zmarł twój ojciec?

Nie była osobą szczególnie płaczliwą, ale teraz gotowa była rozryczeć się jak dziecko. Ponownie splotła palce.

– Nie pytałeś, a to stara historia, więc ojciec nie mógł być ofiarą Anioła. Pewnie dlatego nie powiedziałam. Co sugerujesz? Że jestem winna śmierci ojca?

– A jesteś?

Wściekła i dotknięta do żywego Melanie poderwała się z krzesła. Podeszła do zlewu, odwróciła się i zmierzyła Connora palącym jak ogień spojrzeniem.

– Nie – powiedziała.

– Musiałem zapytać – powiedział już łagodniej. – Wierzę ci.

– To ci szczęściara ze mnie.

Chciała natychmiast wyjść i wrócić czym prędzej do domu, ale Connor chwycił ją za łokieć i przygarnął do piersi. Jeszcze przemknęło jej przez głowę, żeby się wyrwać i nie przyjmować pociechy, jednak mimowiednie wtuliła się w silne ramiona, a Connor przycisnął usta do jej włosów.

– Nie sądzę, byś zabiła Boyda Donaldsona, ani przez minutę tak nie myślałem, ale musiałem zapytać. Bo taki już jestem i na tym polega moja praca. Każdą rzecz muszę sprawdzić dziesięć razy. Będziesz mogła z tym żyć?

Melanie uniosła twarz.

– Wiedziałam, że tam byłeś. Kiedy nie zadzwoniłeś… pomyślałam… przestraszyłam cię. Sprawdzaj sobie każdą rzecz po dziesięć razy, Connorze Parksie, ale nigdy więcej nie każ mi trwać w podobnej niepewności. Z nią na pewno nie mogłabym żyć.

Ujął twarz Melanie w dłonie.

– Przepraszam. Powinienem był zadzwonić. Dotąd rzadko ponosiłem odpowiedzialność za czyjeś uczucia poza własnymi. – Nachylił się i pocałował ją, a potem odsunął się. – Już dobrze? – zapytał z troską.

– Już dobrze – przytaknęła cicho. – Skoro mi wierzysz…

– Byłaś taka opanowana.

Patrzyłem na ciebie z podziwem.

– Nie miałam nic do ukrycia.

– To nie ja powiedziałem im o tym nożu.

– Zastanawiałam się.

– Widziałem.

Pocałował ją jeszcze raz. I jeszcze. A ona zarzuciła mu ramiona na szyję i przywarła do niego.

– O której musisz być z powrotem w domu?

– Najdalej za godzinę.

Już bez dalszych pytań Connor wziął Melanie na ręce i zaniósł do sypialni.

Po trzech kwadransach Melanie wstała z łóżka i zaczęła się ubierać, a oparty na łokciu Connor obserwował ją.

– Muszę ci zadać jedno pytanie, Mel.

– Tak?

– Czy brałaś pod uwagę ewentualność, że twojego ojca mógł zabić Mroczny Anioł?

Jej ojciec jedną z ofiar Mrocznego Anioła? Patrzyła na Connora bez słowa. Czuła suchość w ustach, w uszach szum. Powoli pokręciła głową. Nawet przez sekundę nie brała takiej ewentualności pod uwagę.

– Jeśli był – mruknął Connor. – I Boyd także… Nie dokończył myśli, ale nie musiał. Dwie ofiary Mrocznego Anioła w jednej rodzinie.

Dobry Boże. W jej rodzinie!

Загрузка...