ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY

– Pani Barton? – Connor pokazał swoją blachę.

– Connor Parks, FBI, a to porucznik Melanie May z policji miejskiej. Dziękujemy, że zgodziła się pani z nami spotkać. Możemy wejść?

Kobieta skinęła głową i cofnęła się, robiąc przejście.

Nie wiem, czy potrafię wam pomóc. Powiedziałam już policji wszystko, co wiem o okolicznościach śmierci Dona.

– Czasami człowiek przypomina sobie jakieś szczegóły, które wcześniej przeoczył, a które mogą okazać się ważne.

Przeszli w trójkę do bawialni urządzonej zielonymi meblami, które wyglądały, jakby zostały wyprodukowane na początku lat siedemdziesiątych. Na bocznych stolikach i gzymsie kominka stały oprawione fotografie.

– Jak długo byliście państwo małżeństwem? – zapytała Melanie, spoglądając na zdjęcie trzech dziewczynek w letnich kapeluszach i lekkich sukienkach.

– Dwadzieścia lat. – Kobieta poszła za wzrokiem Melanie. – To nasze córki, Ellie, Sarah i Jayne.

– Śliczne.

– Dziękuję. Teraz to już prawie dorosłe kobiety. – Pani Barton wstała z uśmiechem i podeszła do kominka, wzięła nieduże zdjęcie i podała je Melanie. – Zostało zrobione w czasie ostatnich świąt Bożego Narodzenia. To dobre dziewczęta.

Melanie przez chwilę oglądała fotografię, po czym oddała ją gospodyni.

– Musi pani być z nich dumna.

Connor przysłuchiwał się rozmowie i robił notatki. Zapisał imiona dziewcząt, ich adresy i stan cywilny.

– Czy dziewczęta były bardzo zżyte z ojcem?

Kobieta odwróciła się gwałtownie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, jakby zapomniała, że ma gości.

– Nie za bardzo.

– Dlaczego, pani Barton?

Kobieta zbladła.

– Wiemy, jakim człowiekiem był Don – powiedziała Melanie łagodnie. – Dlatego podejrzewamy, że padł ofiarą Mrocznego Anioła.

Kobieta skinęła głową, wpatrując się w fotografię, którą nadal ściskała w dłoni. Wreszcie z ciężkim westchnieniem podeszła do kominka i odstawiła zdjęcie na miejsce, po czym spojrzała na Melanie.

– Zatem wiecie, dlaczego dziewczęta nie były zżyte z ojcem. Ellie i Sarah przez niego wyprowadziły się z domu.

– A trzecia córka, która została w Charlotte? – zapytał Connor.

– Jayne? Jest moją wybawicielką. Don nie zdołał jej wygnać z domu.

Wypytywali jeszcze o Jayne, o tryb życia pani Barton, o to gdzie bywa, z kim się przyjaźni, a także o to, kto z jej znajomych wiedział, że Barton znęcał się nad żoną.

– Po co wam informacje na temat moich przyjaciół? – Spojrzała pytająco na swoich gości. – Nie sądzicie chyba, że…

Connor nie dał jej dokończyć.

– Nic nie sądzimy, pani Barton. Po prostu szukamy jakiegoś tropu.

– Dlaczego nie możecie zostawić sprawy Dona w spokoju? On nie żyje. Po co wracać do tego, co się stało?

Connor uniósł brwi.

– Pani mąż najpewniej został zamordowany przez Mrocznego Anioła. Chce pani, żeby zbrodniarz uszedł sprawiedliwości?

Pani Barton bezradnie spojrzała na Melanie, łzy napłynęły jej do oczu.

– Nie znaliście Dona. Nie wiecie, co to znaczyło żyć z nim. Dopiero teraz… wreszcie… przestałam się bać.

– Rozumiem, co musi pani czuć – zaczęła Melanie. – Mam podobne doświadczenia, ale prawo jest prawem. Mamy wszelkie dane by przypuszczać, że chodzi o morderstwo. Nikt nie może ferować wyroków i zastępować wymiaru sprawiedliwości.

– Nachyliła się do gospodyni. – Pomoże nam pani?

W końcu pani Barton podała listę nazwisk swoich przyjaciółek oraz wymieniła miejsca, w których bywała z mniejszą lub większą regularnością.

Żadne z nazwisk nie powtarzało się, a przeprowadzili już kilka rozmów z wdowami. Mogli jednak coś przeoczyć. Po wprowadzeniu wszystkich list do komputera maszyna powinna wskazać dublujące się nazwiska.

– Na wszelki wypadek musimy porozmawiać z córką, która mieszka w Charlotte – powiedział Connor, kiedy wsiadali do samochodu.

– Też tak uważam, chociaż nie spodziewam się zbyt wiele po tym spotkaniu.

Connor zapalił silnik i wrzucił bieg.

– Nigdy nie wiadomo.

Melanie z westchnieniem odwróciła twarz.

– To dochodzenie może nic nie przynieść. Co wtedy?

Connor zerknął na swoją partnerkę.

– Musi coś przynieść. Dostaniemy Mrocznego Anioła. Wreszcie się potknie.

– Mówisz to z taką pewnością w głosie.

– Prowadziłem już podobne sprawy.

– Założę się, że miałeś wtedy do dyspozycji jakieś dowody, oczywiste ofiary, miejsce zbrodni. A my co mamy? Kilku zmarłych facetów, którzy za życia bili swoje żony.

– Zdziwiłabyś się, jak wątpliwe sprawy prowadziłem, Melanie. Wyobraź sobie, że nagle znika dziecko. Bez śladu. Nie masz ciała, nie masz kompletnie nic, poza zrozpaczoną rodziną. Żadnej teorii. To się nazywa praca detektywa.

– Już dobrze, wystarczy. Zrozumiałam, co chcesz mi powiedzieć. – Nachyliła się ku niemu.

– A jednak ta sprawa… nie przyszło ci do głowy, że… – Nie dokończyła zdania. – Nieważne.

Światło na skrzyżowaniu zmieniło się na żółte i Connor nacisnął na hamulec.

– Jesteśmy partnerami i razem prowadzimy dochodzenie. Chcę wiedzieć, co myślisz.

Melanie wahała się przez chwilę, wreszcie powiedziała:

– Czy nie przyszło ci do głowy, że te zgony wcale nie muszą być powiązane? Może żaden z tych facetów nie został zamordowany? Może to dzieło boskiej sprawiedliwości? Może się pomyliłam?

– Nie, nie pomyliłaś się. – Światło się zmieniło i Connor przejechał przez skrzyżowanie. – Nie wierzę w boską sprawiedliwość. Nie wierzę, że Bóg w swojej wszechwiedzy karze łajdaków. Za dużo jest zła na świecie, żeby to była prawda.

– Kiedy nie odpowiedziała, posłał jej ciepłe spojrzenie. – Rozmowa z panią Barton zrobiła na tobie wrażenie, prawda?

– To miła kobieta.

No i wymigała się od odpowiedzi.

– O kim myślałaś, gdy napomknęłaś, że masz podobne doświadczenia?

– Mój ojciec.

Connor szybko odwrócił wzrok.

– Chcesz o tym porozmawiać?

– Raczej nie.

– Jesteś pewna? Masz fatalny humor.

– Owszem, fatalny. – Melanie sapnęła ze złością. – Zajmij się prowadzeniem, dobrze?

Connor spojrzał w lusterko wsteczne, skręcił kierownicę w prawo i przy akompaniamencie gniewnych porykiwań klaksonów gwałtownie zmienił pas.

Zaparkował na poboczu szosy.

– Nie, niedobrze – oznajmił stanowczo.

Melanie zacisnęła dłonie.

– Zostaw mnie w spokoju, Parks. Naprawdę jestem w kiepskim nastroju.

– O to właśnie chodzi. Możesz mi powiedzieć, dlaczego?

– Nie mogę. Ruszaj z łaski swojej i dowieź nas na miejsce.

Wiem, o co chodzi – powiedział z uśmiechem. – O to, że chciałem cię pocałować, kiedy przyszedłem do ciebie z faksami.

Melanie szeroko otworzyła oczy.

– Zwariowałeś!

– Wcale nie zwariowałem. Pewnie zastanawiasz się cały czas, kiedy znowu spróbuję tego samego.

Melanie oblała się rumieńcem.

– Nawet o tym nie myśl, Parks. A więc miał rację.

– Moje towarzystwo musi ci przeszkadzać. W końcu jestem superfacetem i cały twój świat stanął na głowie.

Melanie wybuchnęła śmiechem.

– Superfacet? Świat stanął na głowie? Kpisz chyba, Parks, a jeśli mówisz poważnie, powinieneś iść do psychiatry.

Chciał zrobić zbolałą minę, ale nie mógł powstrzymać chichotu.

– Nie musisz się tak wyśmiewać. Nawet superfaceci mają swoje uczucia i łatwo ich zranić.

Melanie prychnęła w odpowiedzi.

– Przepraszam, ale rozmowa z panią Barton przygnębiła mnie. Spotkania z tymi wszystkimi kobietami wprowadzają mnie w ponury nastrój. To, co mówią… Znam to. Przeżywałam to samo, Connor. – Ścisnął jej dłoń, a Melanie nie cofnęła ręki, tylko odwzajemniła uścisk. – Nie płakałam, kiedy umarł. – Odwróciła wzrok, zatopiona we wspomnieniach. – Cieszyłam się, że odszedł. Naprawdę się cieszyłam.

– Co takiego… ci zrobił? – Ledwie zadał to pytanie, natychmiast ugryzł się w język. Nie dlatego, że nie była to jego sprawa, choć rzeczywiście nie była, ani dlatego, że go nie obchodziła.

Bał się, że obchodzi go aż za bardzo. Melanie nie odpowiedziała od razu, jakby jeszcze raz musiała przezwyciężyć dawne lęki.

– Znęcał się nade mną i nad siostrami. Bił nas i upokarzał na wszystkie możliwe sposoby. Był podłym człowiekiem, okrutnym i złym. Myślę, że niszczenie nas sprawiało mu przyjemność. Czasami wydaje mi się, że to była jedyna przyjemność, jaką czerpał z życia. – Melanie wciągnęła głęboko powietrze i mówiła dalej, choć przychodziło jej to z największym trudem. – Ja jakoś się broniłam przed jego atakami, ale najbardziej cierpiała Mia. To na niej skrupiała się cała jego złość, chociaż nie wiem, dlaczego właśnie ją sobie upatrzył. Być może wyczuwał, że jest z nas najsłabsza. – Zacisnęła dłonie. – Wołałbym, żeby to mnie wybrał. Kiedy bił Mię czy Ashley, bolało mnie każde uderzenie, które na nie spadało.

Po policzku Melanie spłynęła samotna kropelka. Był to o wiele gorszy widok niż fontanna łez. Connor miał ochotę wziąć Mel w ramiona i przytulić ją do piersi, z całych sił chronić przed bólem.

– Zawsze czułam się… winna, że to nie mnie bije.

Connor mocniej ścisnął dłoń Melanie.

– Nie rozumiesz, że właśnie o to mu chodziło? Wiedział, że cierpisz, kiedy znęcał się nad twoimi siostrami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie w ten sposób cię złamie.

Melanie uwolniła dłoń i podniosła ją do ust, tłumiąc cichy okrzyk. Tak, teraz rozumiała.

– Ja… nigdy… – Słowa uwięzły jej w gardle. Przez chwilę milczała, a gdy się odezwała, w jej głosie zabrzmiała twarda, obca nuta: – Kiedy skończyłyśmy trzynaście lat, zaczął molestować Mię.

– Chryste…

– Którejś nocy przywiązałam go do łóżka i przystawiłam mu nóż do gardła. Zagroziłam, że jeśli jeszcze raz dotknie Mii, zabiję go. Byłam gotowa to zrobić. Jeszcze dzisiaj jestem przekonana, że byłabym w stanie go zamordować. – Zacisnęła usta. – Jak mogę potępiać Mrocznego Anioła? Kim jestem, żeby ją ścigać? Jak mogę patrzeć w oczy pani Barton i opowiadać o prawie i sprawiedliwości, skoro sama byłam gotowa zabić?

– Jak? – zapytał Connor cicho. Doskonale rozumiał, co działo się w duszy Melanie, jak sprzeczne uczucia nią targają. – Po prostu. Byłyście jeszcze dziećmi, przerażonymi i kompletnie bezradnymi. Musiałyście bronić się przed człowiekiem, którego obowiązkiem było was chronić, a nie miałyście do kogo zwrócić się o pomoc. Trwało to całe lata, aż wreszcie zareagowałaś. Zrobiłaś to, co uznałaś za słuszne, i wybrałaś jedyny sposób, jaki potrafiłaś wtedy wymyślić. Chryste Panie, byłaś jeszcze dzieckiem, miałaś zaledwie trzynaście lat, a zrobiłaś wszystko, by uratować swoje siostry. Nie jesteś potworem, tylko godną podziwu bohaterką.

– Nie jestem taka pewna. – Spuściła wzrok i zmarszczyła czoło. – Zadzwoniła do mnie na posterunek jakaś kobieta. Chodziło o Mrocznego Anioła. Zarzuciła mi, że zdradziłam. Powiedziała, że zna mnie, i zapytała: „jak mogłaś”? Czasami sama się nad tym zastanawiam.

Connor wyprostował się.

– Kiedy dzwoniła?

– Wkrótce po tym, jak zaczęliśmy prowadzić oficjalne dochodzenie. Mniej więcej w tydzień po otwarciu sprawy.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Pomyślałam, że to jakaś wariatka. Tyle się wtedy mówiło o Mrocznym Aniele. Zresztą drugi raz się nie odezwała. – Wzruszyła ramionami. – Nie przypuszczałam, że to ważne.

– Wszystko jest ważne, Melanie. Każdy szczegół z pozoru pozbawiony znaczenia. – Connor zaczął bębnić palcami o kierownicę. – Powiedziała, że wie, kim jesteś. Co to, twoim, zdaniem, mogło oznaczać? Że zna cię osobiście?

– Wtedy tak nie myślałam. Nie rozpoznałam głosu. Ale teraz… mam wrażenie, że zna… moją duszę, moją przeszłość, jakkolwiek głupio to brzmi.

– Czy to mógł być Mroczny Anioł?

Melanie znieruchomiała i zaklęła pod nosem.

– Nie wiem, ale wszystko jest możliwe. – Spojrzała na Connora. – Spieprzyłam sprawę, prawda?

– Tylko się teraz nie biczuj. Jeśli jeszcze raz zadzwoni, zatrzymaj ją przy telefonie tak długo, jak potrafisz, i spróbuj sprawdzić, skąd dzwoni.

– Obiecuję.

Zamilkli i patrzyli na siebie bez słów. Connor nagle poczuł, że wnętrze samochodu zrobiło się za ciasne i bardzo duszne.

Przestań, Parks, zanim zrobisz jakieś głupstwo, skarcił się w duchu.

Odchrząknął i przekręcił kluczyk w stacyjce.

– Cieszę się, że porozmawialiśmy. W przyszłości spróbuj nie ulegać ponurym myślom.

Rozpogodzona Melanie pokręciła głową.

– Doprowadzasz mnie do śmiechu, Connorze Parksie.

– To dobrze. – Obejrzał się do tyłu i włączył do ruchu. – Oczywiście wolałbym usłyszeć: „Och, Connor, tak mnie podniecasz, że już sama nie wiem”, ale zadowolę się śmiechem.

Melanie jęknęła.

– Czy ty kiedykolwiek bywasz poważny?

– Zawsze jestem poważny.

– Connor?

– Uhm?

– Jeśli chodzi o ten pocałunek…

– To był błąd, tak?

– Uhm.

– Też tak sobie pomyślałem. Ale twój świat stanął na głowie?

– Jasne – przytaknęła Melanie.

– Dzięki Bogu, bo inaczej moje męskie ego ległoby w gruzach. – Wjechał na autostradę I-85. – Co powiesz, żeby wprowadzić zebrane nazwiska do komputera?

Загрузка...