ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

– Cześć, Ash. – Melanie uściskała siostrę na powitanie. – Jesteś pierwsza. Wchodź.

– A to niespodzianka. – Ashley skwitowała informację cierpkim uśmiechem. – Nie pamiętam, żeby Mia kiedykolwiek przyszła punktualnie.

Melanie zaśmiała się. Była w świetnym humorze. Cały tydzień czekała na to spotkanie.

– Masz rację, ale Weronika jest jeszcze gorsza. Można by pomyśleć, że jako prawniczka bardziej powinna cenić punktualność.

– Wreszcie poznam wspaniałą, tajemniczą pana prokurator.

– Nie taką znowu tajemniczą. Poznałabyś ją wcześniej, ale ciągle nie miałaś czasu.

– Nie przeczysz, że jest wspaniała? Wspanialsza niż cappuccino?

Melanie spojrzała na siostrę, zaskoczona kwaśnym tonem w jej głosie.

– Nie rozumiem.

Ashley pokręciła głową.

– Nieważne. Kiepski żart. Gdzie jest mój ukochany tygrys?

– Casey? U ojca. To weekend Stana. – Melanie wskazała w stronę kuchni. – Przygotowuję właśnie margaritę. Pomożesz mi?

Ashley ruszyła za siostrą. Na blacie kuchennym stała już taca z tortillami, w rondlu pyrkotała zupa fasolowa. Ash uniosła lekko brwi.

– Ależ przyjęcie.

– Chciałam, żeby było uroczyście. Jestem w świątecznym nastroju.

– Hmm. – Ashley skradła marchewkę i umoczyła ją w zupie. – Dlaczego?

– Musi być jakiś powód? – Wlała mrożoną lemoniadę do miksera, dodała tequilę i lód, nacisnęła przełącznik. W kuchni rozległ się cichy szum silniczka i odgłos kruszonych kostek lodu.

Kiedy koktajl nabrał właściwej konsystencji, wyłączyła mikser.

– Podaj mi szkło. Zobaczymy, czy margarita się udała. – Nalała siostrze, potem sobie. Ashley przyjęła kieliszek i upiła łyk.

– Pycha – pochwaliła.

– Co się działo, że byłaś ostatnio tak strasznie zajęta? – zagadnęła Melanie. – Nie widziałam cię od dwóch tygodni.

Ashley wzruszyła ramionami.

– Praca. Ciągle jestem w drodze. A zresztą, przyganiał kocioł garnkowi. Podejrzewam, że masz jeszcze mniej czasu niż ja.

Melanie spojrzała uważnie na siostrę. Znowu usłyszała w jej głosie ten sam kwaśny ton, tak jakby Ashley miała o coś pretensje. Zanim zdążyła ją zapytać, ta już zmieniła temat.

– Słyszałam, że Mia i Weronika często się ostatnio spotykają.

– Nic o tym nie wiem. Wybrały się dwa czy trzy razy na zakupy i na lunch.

– Interesujące.

Melanie tym razem nie zamierzała pozostawić uwagi bez komentarza. Westchnęła pod nosem. Jej siostrzyczka znowu miała swój zły dzień.

– Co chcesz powiedzieć?

– Pomyśl tylko. Małżeństwo Mii się rozpada, a ona co robi? Biega po sklepach i przesiaduje w knajpach z nową przyjaciółką.

– A ty wolałabyś, żeby siedziała w domu i dwadzieścia cztery godziny na dobę zalewała się łzami? Trzymam rękę na pulsie. Boyd ostatnio się uspokoił. – Krótka wizyta u szwagra odniosła skutek. – Mia albo desperuje, albo staje się wesołkowata. Zachowuje się dziwnie, ale to zrozumiałe, zważywszy, w jakiej sytuacji się znalazła. Nie sądzisz?

– Może masz rację. Moim zdaniem powinna zostawić tego fiuta, tyle tylko, że ona ma w nosie moje zdanie. – Ashley sięgnęła po tortillę. – Opowiedz mi jeszcze raz, jak poznałaś Weronikę.

Zadowolona, że nie musi rozmawiać o kłopotach małżeńskich Mii, Melanie zaczęła opowiadać o pierwszej rozmowie z Weroniką w czasie jej dyżuru w biurze prokuratora, o tym, jak wcześniej natykały się na siebie w kawiarni, wreszcie o spotkaniu w dodzio.

– Dziwne, że chodzicie akurat do tej samej kawiarni i trenujecie w tym samym dodzio. Charlotte to duże miasto.

– Nie takie znowu duże. Starbuck’s mieści się w samym centrum, dlatego obydwie tam zaglądamy, a pan Browne jest jednym z lepszym trenerów taekwondo w całym kraju.

Widząc podejrzliwą minę siostry, Melanie wybuchnęła śmiechem. Taka właśnie była Ashley: we wszystkim doszukiwała się ciemnych stron, spisków i nieczystych intencji.

– Polubisz ją – zapewniła Melanie, obejmując Ash. – Jestem tego pewna. Mia zaakceptowała ją od pierwszej chwili.

W kącikach ust Ashley pojawił się nieznaczny uśmieszek.

– Przekonamy się.

W kilka minut później pojawiły się równocześnie Mia i Weronika. Po powitaniach i prezentacji wszystkie cztery wyszły z drinkami w dłoniach na patio.

– Gdzie się ukrywałaś, Ash? – zagadnęła Mia, sadowiąc się w fotelu. – Stęskniłam się za tobą.

– Naprawdę? – Ashley zerknęła na Weronikę, a potem znów na siostrę. – Mój numer znajdziesz w książce telefonicznej.

– Okropna jesteś, Ash. – Mia, kręcąc głową, upiła łyk margarity. – Pewnie ten przystojny gliniarz, z którym ostatnio się spotykasz, nie wypuszczał cię z łóżka.

Ash spłoniła się jak pensjonarka.

– Od dawna już nie widuję się z nim, wiesz o tym doskonale.

– Wcale nie wiem, a jeśli ty znikasz na całe tygodnie…

– A ja się cieszę, że wreszcie poznałam trzecią siostrę – wtrąciła Weronika z ciepłym uśmiechem. – Mel i Mia opowiadały mi tyle o tobie, że mam takie wrażenie, jakbyśmy znały się od dawna.

– Teraz wreszcie wiem, dlaczego tak mnie piekły uszy.

– Uwielbiam margaritę. – Mia pociągnęła kolejny łyk trunku. – Mogłabym pić ją codziennie.

– Proponuję toast – oznajmiła Weronika. – Za przyjaźń i dobre drinki. Niech zawsze idą w parze.

Cała czwórka zaśmiała się i uniosła kieliszki. Pierwsze lody zostały przełamane, znikła początkowa sztywność. Popijały margaritę, żartowały, rozprawiały o pogodzie, wiosennej modzie i nowych filmach.

W pewnej chwili Weronika nachyliła się do Melanie.

– Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Rozmawiałam z tą adwokatką, o której ci wspominałam kilka dni temu. Zgodziła się wziąć twoją sprawę.

– Naprawdę? – Melanie położyła dłoń na piersi. – Dzięki Bogu. Już się zaczynałam martwić. Pełnomocnik Stana wczoraj do mnie dzwonił i dopytywał się, kto będzie reprezentował moje interesy.

Weronika wyjęła z torebki wizytówkę i podała ją Melanie.

– Co więcej, powiedziała, żebyś nie martwiła się o honorarium. Godzi się na niewielkie, nie zamierza obedrzeć cię ze skóry.

– Ratujesz mi życie, Weroniko. Nie wiem, jak mam ci dziękować.

– O czym mówicie? – zaniepokoiła się Ashley.

– Masz jakieś kłopoty, Mel?

– Jak zwykłe chodzi o Stana. Kłopoty przez duże S.

– Wszyscy mężowie to sukinsyny – westchnęła Mia i zapatrzyła się w rozgwieżdżone niebo. – Człowiek może się rozwieść z takim, ale nigdy od niego nie ucieknie. – Zachichotała.

– Chyba że uroczy małżonek łaskawie wyzionie ducha.

Ashley spojrzała na siostrę jak na lekko stukniętą, po czym zwróciła się znowu do Melanie:

– Dlaczego ja o niczym nie wiem?

– Ależ wiesz. – Melanie sięgnęła po tortillę.

– Mówiłam ci o nieudanej rozmowie z tym dupkiem, który miał być moim adwokatem. Kiedy wspomniałam o tym Weronice, poleciła mi znajomą panią mecenas, która specjalizuje się w prawie rodzinnym. Zadzwoniła do niej i przedstawiła moją sprawę. – Melanie uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Za co jestem jej bardzo wdzięczna.

Ashley zmierzyła Weronikę niezbyt przyjaznym spojrzeniem.

– Mogłam polecić ci kilku dobrych adwokatów, Mel – powiedziała z urazą.

Weronika nic nie rozumiała z tej rozmowy.

– Przepraszam, czy zrobiłam coś złego?

– Skądże – zapewniła ją Melanie. – Wyświadczyłaś mi ogromną przysługę. – Tu zwróciła się do siostry: – Nie traktuj pomocy w kategoriach współzawodnictwa.

– Głosuję za tym, żeby Weronika została jedną z trojaczek – obudziła się nagle Mia, zupełnie nieświadoma napięcia panującego przy stole.

– Trojaczki, jak sama nazwa wskazuje, są trzy, a nie cztery – prychnęła Ashley.

– To niech będą czworaczki, jeszcze lepiej. Barman, prosimy o następny dzbanek margarity! – zawołała Mia, nieco chwiejnie podnosząc się z fotela.

Melanie także wstała. Uważała, że Mia ma już dosyć, ale była jej wdzięczna za tę odrobinę zamieszania. Czasami zupełnie nie mogła pojąć zachowań Ashley. Z punktu nabrała antypatii do Weroniki, Bóg raczy wiedzieć dlaczego. Weronika należała wszak do tych osób, które wszyscy lubili.

Ashley natomiast wszystkich do siebie zrażała. Może na tym polegał problem.

– Idę napełnić dzbanek – oznajmiła Melanie.

– Pomogę ci – zaofiarowała się Weronika, sięgając po pusty koszyk. – Masz jeszcze tortille?

– Owszem, całą paczkę. Na tylnym siedzeniu w samochodzie. Przyniesiesz ją, Ash?

Ashley poszła po toftillę, Mia do toalety, Melanie i Weronika do kuchni.

– Przepraszam za Ashley. Nie wiem, co w nią wstąpiło – usprawiedliwiała się Melanie.

– Wygląda na to, że czuje się przeze mnie zagrożona, nie mam tylko pojęcia, dlaczego.

– Weronika zasępiła się.

Jednak Melanie dobrze wiedziała, o co chodzi. Ashley, przy całym swoim cynizmie i agresywnej cierpkości, w gruncie rzeczy była osobą bardzo niepewną siebie i przewrażliwioną. Uśmiechnięta, otwarta i zadowolona z życia Weronika nie miała podobnych problemów. Jeśli nękały ją jakieś kłopoty, potrafiła się z nimi uporać.

Tak, Melanie rozumiała Ashley, co nie znaczyło, że zamierza jej pobłażać i przymykać oczy na siostrzane humory.

– Dobrze, że możemy być przez moment same – szepnęła. – Chciałabym o czymś z tobą porozmawiać.

– O co chodzi?

– Pamiętasz, opowiadałam ci o śmierci Jima McMilliana?

– Pamiętam.

– Odkryłam coś… Tak przynajmniej myślę. Zależy mi na twojej opinii.

W oczach Weroniki pojawił się błysk zainteresowania.

– Mów.

– Zaczęłam trochę szperać i…

– Można się przyłączyć, czy będę wam przeszkadzać? – W drzwiach stała Ashley z paczką tortilli, którą znalazła w samochodzie. Melanie skinęła dłonią, by weszła. Skoro zamierzała wtajemniczyć Weronikę, równie dobrze mogła zapoznać siostrę ze swoją teorią. Tym bardziej że była to tylko wstępna i dość mglista teoria, wysnuta przez Mel zupełnie prywatnie, a nie służbowa tajemnica. Oczywiście gdyby jej przypuszczenia okazały sie trafne, sprawa natychmiast trafiłaby na pierwsze strony gazet.

– Nie będziesz przeszkadzać – uspokoiła Ashley. – Posłuchaj mojej teorii, potem powiesz mi, co o tym myślisz. Przysuń sobie stołek.

– Co tu się dzieje? – Teraz z kolei na progu kuchni pojawiła się Mia.

– Nasza siostrzyczka ma jakąś teorię i chce, żebyśmy jej wysłuchały. – W głosie Ashley nie było już śladu wcześniejszych fochów. – Domyślam się, że to jakaś ponura historia?

Melanie parsknęła śmiechem. Taką Ashley lubiła: ironiczną, zachowującą lekki dystans wobec świata, przenikliwą.

– Zdecydowanie ponura. Ashley zatarła ręce.

– Uwielbiam ponure historie. Mia usadowiła się na stołku.

– Możemy popijać, jak będziesz mówiła?

– Alkoholiczka.

– Stara zrzęda.

– Moje panie. – Melanie zastukała kilka razy łyżką w blat, chcąc uspokoić siostry. – Zanim zacznę, muszę was uprzedzić, że moja teoria jest genialna, więc wysilcie mózgi. – Wzięła głęboki oddech. – Doszłam do wniosku, że na terenie Charlotte i hrabstwa Mecklenburg grasuje seryjny morderca. On albo ona zabija mężczyzn, którzy znęcali się nad kobietami, używali wobec nich przemocy i gwałcili, a jednak uszli sprawiedliwości.

Weronika omal nie zakrztusiła się margaritą, Mia wypuściła z ręki puszkę lemoniady, Ashley gwizdnęła cicho i mruknęła:

– A niech cię, Batmanico.

W kuchni zaległa martwa cisza. Melanie omiotła spojrzeniem nieruchome twarze trzech kobiet.

– Skoro się uspokoiłyście, pozwólcie, że opowiem wam, jak doszłam do tego wniosku. Po pierwsze nie żyje trzech facetów, którzy wyróżnili się ciężką ręką wobec kobiet. Jim McMillian oskarżony o gwałt i przemoc. Adwokaci ratują mu tyłek, chociaż wszyscy wiedzą, że powinien dostać wyrok. W osiem miesięcy po procesie dziwnym zrządzeniem losu umiera. Następny, Thomas Weiss. Po raz pierwszy zetknęłam się z nazwiskiem tego przyjemniaczka, kiedy tak skatował swoją dziewczynę, że trafiła do szpitala. Poszłam do Weroniki, ale nie miałyśmy wystarczających dowodów, żeby postawić go w stan oskarżenia, więc sprawa uszła mu na sucho. W kilka dni później gość umiera…

– Dziwnym zrządzeniem losu – dodała Weronika, po czym opowiedziała o pszczołach, uczuleniu i wypadku samochodowym.

– A trzeci? – zapytała Mia z wypiekami na twarzy. – Kto to taki?

– Samson Gold. Narkoman, który regularnie znęcał się nad swoją przyjaciółką. Policja machnęła na to ręką, ale los nie pozostał obojętny. Facet jakimś cudem wszedł w posiadanie czystej hery zmieszanej z koką i nie przeżył.

Ashley zmarszczyła czoło.

– Gdzie go wykopałaś?

– Przepraszam?

– Jak się o nim dowiedziałaś? Sprawa McMilliana była nagłośniona przez media, z Weissem zetknęłaś się w pracy. Gdzie znalazłaś tego Golda? Czytając nekrologi?

Melanie pokręciła głową.

– Nieważne. Istotne jest tylko to, że wszyscy trzej maltretowali kobiety i teraz nie żyją. Moim zdaniem to nie przypadek.

– Niesamowite. – Mia zsunęła się ze stołka i sięgnęła po pudełko z tortillami. – Jak w kinie.

– Rozcięła taśmę klejącą paznokciem i otworzyła pudełko. – Co masz zamiar zrobić?

– Nie wiem. – Melanie spojrzała na Weronikę.

– Masz jakiś pomysł?

Pani prokurator zamyśliła się.

– Interesująca teoria. Sensacyjna, jeśli okaże się, że masz rację. Znalazłaś jakiś trop, który łączyłby tych trzech mężczyzn?

– Sprawdziłam szczegóły dotyczące ich zgonów w biurze koronera i przejrzałam raporty policyjne, ale dotąd nie natrafiłam na żaden punkt zaczepienia – przyznała Melanie. – Wiem jednak, że mam rację. Czuję to w kościach.

– Na twoim miejscu byłabym bardzo ostrożna – powiedziała Weronika. – Dobrze wiem, co mówię. Widziałam już wiele niemal oczywistych spraw, które skończyły się niczym, i wielu naprawdę dobrych gliniarzy, którzy przejechali się na braku dowodów. W dodatku nie pracujesz w FBI, co działa na twoją niekorzyść. Zdajesz sobie sprawę równie dobrze jak ja, że nikt nie potraktuje cię poważnie.

Weronika, niestety, miała rację.

– Uważasz, że powinnam to zostawić?

– Potrafisz?

– Nie potrafię. Nie mogłabym spać spokojnie.

– A dlaczego nie? – Mia podniosła kieliszek. – Fajny gość! Daje draniom popalić. Odczep się od niego.

Zaszokowana Melanie spojrzała na siostrę.

– Nie mówisz chyba poważnie?

– A jakże, mówi – odezwała się Ashley. – Dlaczego by nie?

– No właśnie, dlaczego by nie? – Mia mówiła już mocno bełkotliwie. – Nie wyrywaj się tak, siostrzyczko. Zostaw faceta w spokoju, może dobierze się do Boyda i Stana.

Melanie zmarszczyła czoło. – Upiłaś się, Mia.

Jakby na potwierdzenie tych słów, Mia zachwiała się i chwyciła krawędzi blatu.

– Czy muszę być pijana, żeby życzyć mojemu mężowi śmierci? Nienawidzę tego sukinsyna.

– Mia. – Melanie przemawiała do siostry spokojnie i cierpliwie. – Rozumiem, co czujesz. Przeżywasz trudny okres, ale morderstwo zawsze jest złem. Nie mów podobnych rzeczy nawet żartem.

– Nie sądzę, żeby Mia żartowała – powiedziała Ashley.

– Nienawidzisz Stana tak samo jak ja Boyda – ciągnęła Mia. – Chce zabrać ci Caseya. Spieprzył ci życie. Powiesz mi może, że nie czujesz do niego nienawiści?

– Owszem, bywają momenty, kiedy go nienawidzę. Czasami życzę mu, żeby po prostu zniknął z powierzchni ziemi. Ale dam sobie z nim radę. Muszę. Nie zamierzam liczyć na to, że sprzątnie go jakiś psychol.

– A ja nie daję sobie rady, rozumiesz? – Mia zrobiła nieszczęśliwą minę. – Nie jestem taka silna jak ty.

– Nie to miałam na myśli. Chciałam tylko powiedzieć, że…

– Och, daj już spokój – przerwała siostrze Ashley. – Bądź uczciwa wobec siebie, Mel. Wiesz, ilu jest bezkarnych łajdaków, szczególnie takich, którzy znęcają się nad kobietami i dziećmi. Dla wymiaru sprawiedliwości takie rzeczy się nie liczą. Prawo chroni sukinsynów. Zobacz, co się stało z McMillianem. Był winny jak jasna cholera, ale prawnicy go wybronili. Wystarczy mieć kasę i być facetem, i można sobie bimbać z prawa. Zgadzam się z Mią. Niech wreszcie ktoś da draniom popalić.

Do rozmowy włączyła się Weronika.

– Jestem prawnikiem i kiedy widzę, jak niesprawiedliwy potrafi być system, nie potrafię się z tym pogodzić. Rozumiem, skąd bierze się wasza gorycz. – Przerwała na chwilę. – Pamiętajcie jednak, że prawo również nas chroni. Nikogo nie można osądzić i skazać bez przekonujących dowodów. Dlatego tak rzadko zapadają wyroki skazujące w sprawach dotyczących przemocy w domu i gwałtów, bo na ogół wszystko rozgrywa się w czterech ścianach i bez świadków. I tak powinno być, ponieważ prawo musi bronić niewinnych..

Ashley skwitowała te słowa prychnięciem.

– Rzygać mi się chce, kiedy słucham takiego gadania. Prawda wygląda tak, że liczą się zeznania: słowo mężczyzny przeciwko słowu kobiety czy dziecka. Jak ci się wydaje, komu przysięgli chętniej dadzą wiarę?

– Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz? – zapytała zdumiona Melanie.

– Co za jednomyślność! – sarknęła Ashley, spoglądając na siostrę i jej przyjaciółkę. – Może to wy powinnyście być bliźniaczkami.

Melanie zesztywniała.

– A czego po nas oczekiwałaś, Ash? Obydwie służymy prawu i porządkowi, natomiast ty i Mia opowiadacie się za samosądami. Chciałybyście, żeby ludzie sami wymierzali sprawiedliwość. Przypominam jednak, że to już było i nikt rozsądny nie zamierza wystawiać pomników Charlesowi Lynchowi.

– A szkoda – rzuciła. Ashley zapalczywie. – Są dranie, którzy nie zasługują na to, by żyć. Chociażby nasz ojciec, daleko nie szukając. – Spojrzała na Mię, potem znowu na Melanie. – Nigdy się nie zastanawiałaś, jak inaczej wyglądałoby nasze dzieciństwo bez niego? Jak inaczej wszystko mogłoby się potoczyć, gdybyśmy miały normalnego ojca, zamiast tego bydlaka? Nigdy nie przyszło ci do głowy, że do tej pory nie jesteśmy w stanie uwolnić się od koszmaru, który nam zafundował?

Melanie podniosła dłoń.

– Nie zaczynaj znowu, Ash. Proszę. Ashley zignorowała napomnienie.

– Powinien był trafić za kratki za to, co robił. Za znęcanie się nad Mią. Ale on nie poniósł żadnej kary. Kroczył po mieście z podniesioną głową, uchodził za uosobienie uczciwości, za wzorowego tatusia. Kutas.

– Zżera cię nienawiść – wtrąciła Weronika cichym głosem. – Nie cofniesz czasu, bo on idzie tylko do przodu. Wiem z doświadczenia, że…

– Nic o mnie nie wiesz! – Ashley aż trzęsła się z wściekłości. – Nigdy nie byłaś na moim miejscu. Nie należysz do naszej rodziny, chociaż Mia bardzo by tego chciała. Jesteś dla mnie nikim, rozumiesz? Nikim! Nie próbuj mi mówić, co powinnam robić, co mam myśleć, co odczuwać. Odczep się ode mnie!

– Ona ma rację, Ash. – Melanie wyciągnęła dłoń do siostry. – Nienawiść cię niszczy, zatruwa ci duszę.

Ashley przez chwilę patrzyła na wyciągniętą rękę, jakby nie rozumiała znaczenia gestu, potem podniosła wzrok i utkwiła spojrzenie w twarzy Melanie.

– Jesteście po jej stronie? – zapytała łamiącym się głosem. – Straciłam was?

Melanie pokręciła głową.

– Nie straciłaś nas jesteś naszą siostrą. Nikt nie zajmie twojego miejsca. Kochamy cię i…

– Gówno prawda! – krzyknęła, chwytając leżącą na blacie kuchennym torebkę. Odwróciła się jeszcze w drzwiach. – Wszystko to jedno wielkie gówno.

Загрузка...