Charlotte, Karolina Północna
styczeń 2000
Ciasna, duszna garderoba pogrążona była w mroku, rozświetlała ją jedynie strużka mdłego światła, przedostającego się z sypialni. Śmierć zamarła w bezruchu. Z jej ust nie płynęły słowa skargi, tylko cierpliwie czekała.
Niedługo pojawi się tu pewien mężczyzna, który, jak tylu innych, zapłaci.
Zapłaci za nieukarane zbrodnie przeciwko bezbronnym i słabym. Przeciwko tym, do których świat odwrócił się plecami. Śmierć starannie wszystko zaplanowała, nie pozostawiając nic przypadkowi. Kobieta wyjechała, zabrała ze sobą dzieci. Jest daleko stąd, pod czułą opieką kochającej rodziny.
Gdzieś w głębi domu rozległ się jakiś łoskot, zaraz potem posypały się przekleństwa i głośno trzasnęły drzwi. Śmierć patrzyła przez wąską szparę. Widziała rozbebeszone łóżko, stertę brudnej bielizny do prania, śmieci na podłodze.
Do pokoju wtoczył się pijany mężczyzna i niepewnym krokiem ruszył w stronę łóżka. Bił od niego ohydny smród niedomytego ciała, papierosów i alkoholu, który wlewał w siebie przez cały wieczór w towarzystwie podobnych sobie kumpli. Pili i zanosili się śmiechem, rechotliwie kpiąc ze sprawiedliwości.
Mężczyzna stracił równowagę i przewrócił się na małą szafkę. Na podłogę z hukiem spadła lampka nocna i doszczętnie się rozbiła, lecz on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, bowiem otępiałe od alkoholu zmysły niewiele były w stanie zarejestrować. Jak kłoda zwalił się na łóżko twarzą w poduszkę. Nie miał siły wciągnąć nóg, ręka bezwładnie zawisła nad podłogą.
Mijały minuty. Pijak zasnął, jego oddech stał się ciężki i chrapliwy. Mężczyzna wypił tyle alkoholu, że prawie nie sposób byłoby go teraz obudzić.
A kiedy wreszcie się ocknie i rozejrzy wokół siebie, będzie już za późno.
Śmierć bezszelestnie wyszła z garderoby, stanęła koło łóżka i utkwiła w swej ofierze pełen obrzydzenia wzrok. Tak, nie należy palić w łóżku, to głupie i bardzo niebezpieczne.
Człowiek nie powinien igrać z losem, lecz ten mężczyzna okazał się durniem. Niczego się nie nauczył z własnych błędów, niczego nie przemyślał, nie wyciągnął żadnych wniosków. Należy do tych, bez których świat byłby lepszym miejscem.
Koniuszkiem buta Śmierć podsunęła kosz na śmieci pod rękę pijaka.
Papieros ulubionego przez niego gatunku. Zapałki z klubu, w którym spędził dzisiejszy wieczór. Wszystko musi się zgadzać, nie ma mowy o żadnym niedopatrzeniu.
Zapałka zapaliła się przy pierwszym potarciu, koniuszek papierosa rozjarzył się małym, czerwonym krążkiem.
Z leciutkim, pełnym satysfakcji uśmiechem, Śmierć wrzuciła dymiącego papierosa do kosza pełnego papierów, po czym odwróciła się i powoli wyszła z sypialni.