ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIĄTY

Melanie otworzyła gwałtownie oczy i przez chwilę leżała w ciemności, słuchając przyspieszonego bicia serca. Do świtu musiało być jeszcze sporo czasu, temperatura w nocy spadła gwałtownie. Odwróciła twarz i poszukała wzrokiem Connora, ale jego miejsce było puste. Puste i zimne.

Poczuła się zdradzona. Obiecał, że zostanie i będzie czuwać, strzec jej przed koszmarami, tymczasem wyślizgnął się, kiedy spała.

Leżała wpatrzona w sufit. Czyżby to stuknięcie zamykanych drzwi ją obudziło? A może świadomość, że została sama?

Czy jeszcze coś innego. Mrocznego i strasznego?

Przed oczami przesuwały się obrazy z poprzedniego dnia. Boyd leżący w pokoju motelowym, wstrząśnięta Mia, czułość Connora, nieobecność Ashley.

Ashley. Melanie spochmurniała. Nie rozmawiała z siostrą od sobotniej kłótni. Codziennie dzwoniła do Ash i zostawiała na sekretarce automatycznej wiadomości, usprawiedliwienia i błagania o telefon.

Ale Ashley milczała.

Wczoraj znowu usiłowała się do niej dodzwonić, znowu zostawiła wiadomość na sekretarce i w poczcie głosowej. A jednak Ashley nie zareagowała, mimo że musiała do niej dotrzeć wiadomość o śmierci Boyda.

Coś musiało się stać. Wszystko wskazywało, że Ashley ma jakieś kłopoty.

Przygnębiona niewesołymi myślami, Melanie podniosła się z łóżka i nałożyła szlafrok. Filiżanka herbaty rumiankowej dobrze jej zrobi. I kryminał, który kilka dni wcześniej zaczęła czytać, pełen niezwykłych zwrotów akcji.

Kiedy weszła do bawialni, przy oknie zobaczyła stojącego plecami do niej Connora. Tak ją zaskoczył jego widok, że na moment dech jej zaparło. Usłyszał ją i odwrócił się.

– Obudziłem cię. Przepraszam, nie chciałem – powiedział cicho.

– Nie. – Melanie podniosła dłoń i zaraz ją opuściła. – Myślałem, że wyszedłeś.

– Nie wyszedłbym bez pożegnania. – Przerwał na chwilę. – Nie mogę przestać myśleć o Mii i twoim ojcu. Chciałbym zapomnieć, co mi opowiedziałaś, i nie jestem w stanie.

Connor odwrócił twarz do okna i pogrążył się w niewesołej zadumie.

– Co się dzieje, Connor? – zapytała Melanie zdławionym głosem. – Przy tym wszystkim, z czym stykasz się w swojej pracy, moja historia to…

– Chodzi o ciebie. Zrobiłabyś wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa swojej rodzinie, a mnie się to nie udało.

Melanie stała bez ruchu. Czuła, że Connor nie chce, żeby się teraz do niego zbliżała, że nie przyjąłby pocieszeń i czułości. Nie powiedziała też ani słowa.

– Miałem siostrę. – Connor uśmiechnął się smutno. – Cudowną, kochaną, pełną życzliwości dla całego świata. Była ode mnie dwanaście lat młodsza. Opiekowałem się nią, kiedy nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wychowywałem ją, byłem dla niej ojcem. Kiedy dorosła, chciałem wreszcie ułożyć sobie własne życie, pomyśleć o sobie, o swojej karierze. – Connor zamilkł, bo wspomnienia dawnych decyzji sprawiały mu zbyt wielki ból. – Zostawiłem ją samą i przeniosłem się do Quantico. Wydawało mi się, że zajmuję się Bóg wie jak ważnymi rzeczami. Pewnego razu zadzwoniła do mnie przerażona, błagała, żebym przyjechał do domu. Potrzebowała mojej pomocy. Powiedziałem jej, żeby wreszcie stanęła na własnych nogach, usamodzielniła się… – ciągnął ochrypłym głosem. – Została zamordowana. Ciała nigdy nie znaleziono. To jeszcze gorzej. Czasami roi mi się, że ona nadal żyje, że cierpi na amnezję, nie wie, kim jest, gdzie jest jej dom. Gdybym pojechał wtedy do niej, gdybym pomyślał o siostrze zamiast o sobie…

– Och, Connor – szepnęła Melanie z bólem w głosie.

– Miała romans z żonatym mężczyzną. Groził jej. Myślę, że to on ją zabił.

– Nigdy go nie odnalazłeś?

– Przez pięć ostatnich lat setki razy sprawdzałem różne hipotezy, setki razy próbowałem stworzyć profil tego człowieka, analizowałem wszystkie fakty. I do niczego nie doszedłem.

Tablice, które Melanie widziała w domu Connora. Nierozwiązana zbrodnia. Oczywiście.

– Tak mi przykro.

– Gdzieś w głębi duszy wzdragam się przed schwytaniem Mrocznego Anioła. W głębi duszy nienawidzę tych facetów równie mocno jak ta kobieta. Czasami się zastanawiam, że gdyby Mroczny Anioł pozostał na wolności, może któregoś dnia dopadłby mordercę mojej siostry. Modlę się o to. Jestem draniem.

Melanie wyciągnęła dłoń do Connora i pokręciła głową.

– Wracaj ze mną do łóżka.

Chwilę się wahał, jeszcze zwłóczył, ale w końcu usłuchał.

Kiedy kochali się drugi raz tej nocy, Melanie przysięgła sobie, że tym razem to ona będzie strzec Connora przed dręczącymi go koszmarami.

Загрузка...