ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY

Melanie oparła głowę na dłoniach i wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w niebo za oknem. Connor jej nie uwierzył. Nie chciał jej uwierzyć. Jeśli miał jeszcze jakieś wątpliwości, jeśli jeszcze się wahał, pusta taśma ostatecznie je rozwiała.

Kto mógł ją skasować? Przez przypadek pani Saunders? Ona sama zrobiła to odruchowo?

Straciła jedyny argument, jedyny potencjalny dowód winy Ashley, jakim dysponowała. Przycisnęła palcami powieki. Gdyby była od samego początku szczera z Connorem, gdyby od razu podzieliła się z nim swoimi podejrzeniami, może nie wpakowałaby się w tak straszną kabałę.

Zadzwonił telefon. Podskoczyła do aparatu, licząc w duchu, że to może Connor.

– Słucham?

– Mieszkanie Melanie May?

Zesztywniała. Wszyscy w mieście zdążyli się już dowiedzieć, że jest podejrzaną w sprawie Mrocznego Anioła. Głośno mówiono o zarzutach, jakie stawia jej policja, sensacja goniła sensację, stugębna plotka przynosiła nowe i często wyssane z palca rewelacje.

Od kilku dni nie mogła opędzić się od natrętnych, goniących za tanią sensacją dziennikarzy. Zdążyła się już przekonać, że są to ludzie, którzy nie znają słowa „nie” i których nie sposób się pozbyć.

– Tak.

– Nazywam się Vickie Hanson. Dzwonię z zakładu psychiatrycznego Mental Health Facilicy w Columbii.

Melanie zmarszczyła czoło, nie bardzo wiedząc, czego może chcieć od niej Vickie Hanson z Mental Health Facility w Columbii.

– W czym mogę pani pomóc?

– Czy Ashley Lane jest pani siostrą?

Melanie mocniej ścisnęła słuchawkę.

– Tak.

– Dzięki Bogu, że panią znalazłam! – zawołała kobieta z wyraźną ulgą. – Jestem lekarzem prowadzącym pani siostrę…

– Słucham?

– Jestem jej lekarzem, zajmuję się nią. Proszę pozwolić wszystko mi wyjaśnić. W piątek wieczorem pani siostra próbowała targnąć się na swoje życie. Na szczęście jakiś odważny kierowca, który przejeżdżał właśnie przez most, zatrzymał się i skoczył za nią do wody. Ostatecznie policja przywiozła ją do nas.

– Boże. – Melanie osunęła się na krzesło. Ashley? Samobójstwo? – Jak ona się czuje?

– Fizycznie dobrze. Psychicznie… Cóż, nie będę ukrywać, że znacznie gorzej.

– Dlaczego zawiadamia mnie pani dopiero teraz?

– Kiedy przyjmowaliśmy ją do zakładu, twierdziła, że nie ma żadnych krewnych. – Lekarka przerwała i Melanie miała wrażenie, że słyszy pstrykniecie zapalniczki. – Dopiero dzisiaj zaczęła płakać, że koniecznie musi się z panią widzieć. Twierdzi, że grozi pani jakieś niebezpieczeństwo. Była tak pobudzona i tak bardzo histeryzowała, że musieliśmy dać jej silny środek uspokajający.

Melanie usiłowała pozbierać myśli. Coś się tutaj nie zgadzało.

– Przepraszam, ale kiedy moja siostra została przyjęta do waszego zakładu?

– Cztery dni temu. Przywieziono ją do nas w środku nocy.

– I od tego czasu, oczywiście, ani na moment nie opuszczała szpitala?

– To zrozumiałe.

Informacja lekarki stawiała całą sprawę w zupełnie nowym świetle. Stan jadł granolę codziennie, zabierał nawet pojemnik płatków ze sobą, kiedy gdzieś wyjeżdżał. To oznaczało, że jego ukochany roślinny koktajl musiał zostać zatruty w sobotnią noc, a w tym czasie Ashley znajdowała się już w zakładzie.

Nie miała szans zatruć płatków. To nie ona próbowała usunąć Stana z tego świata. I nie ona wplątała Melanie w zbrodnię.

Zatem kto?

– Halo? Pani May, jest tam pani?

– Panna May – sprostowała automatycznie. – Tak, jestem. Co mam robić?

– Tak jak mówiłam, ona koniecznie chce się z panią widzieć.

– Już wyjeżdżam z domu.

Загрузка...