ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY

Mniej więcej dwie godziny później Melanie wjechała na parking Rosemont Mental Health Facility. Lekarka wytłumaczyła jej, jak trafić do zakładu. Raz tylko zmyliła drogę i to wyłącznie dlatego, że myśli miała zajęte czymś innym.

Zaparkowała, wyłączyła silnik, sięgnęła po telefon komórkowy, upewniła się, czy na pewno jest włączony, po czym schowała go do torebki. Krótko po wyruszeniu w drogę zadzwoniła do Mii i zostawiła jej wiadomość na sekretarce o tym, że Ashley się odnalazła i że jedzie do niej do Columbii.

Zakład Rosemont już na pierwszy rzut oka sprawiał przygnębiające wrażenie, zważywszy jednak na to, że należał do publicznej służby zdrowia, mógł prezentować się znacznie gorzej.

Melanie weszła do holu, skierowała się do recepcji, powiedziała swoje nazwisko i poprosiła, by zawiadomiono o jej przyjeździe doktor Vickie Hanson.

Lekarka pojawiła się niemal natychmiast. Była ładną i na oko miłą brunetką. Serdecznie wyciągnęła na powitanie dłoń.

– Jesteście panie nie do odróżnienia. Powiedziała mi, że jest jedną z trojaczek, ale nie wiedziałam, czy to rzeczywiście…

– Czy to prawda? Wszyscy tak reagują. – Melanie uścisnęła dłoń lekarki. – Dziękuję, że mnie pani zawiadomiła.

Uśmiech znikł z twarzy Vickie.

– Siostra jest w bardzo złym stanie psychicznym. Liczę, że wspólnie jakoś Jej pomożemy.

– Ja również niezmiernie na to liczę. Bardzo ją kocham. Teraz śpi?

– Nie. – Rozmawiając, ruszyły ku windom. – Mówiłam jej, że ma pani wkrótce tu przyjechać. Powiedziała, że pani obecność jest jej bardzo potrzebna.

Melanie poczuła ucisk w gardle. Owładnęły ją żal i gryzące wyrzuty sumienia. Jej siostra liczyła na nią, cierpiała tak strasznie, że nie mogła już dalej żyć, tymczasem ona zrobiła z niej morderczynię.

Kiedy wsiadły do windy, lekarka nacisnęła przycisk drugiego piętra.

– Potrafi pani powiedzieć, co może być przyczyną problemów siostry?

– Nie mam pojęcia. A co ona mówi?

– Niewiele. Jest w głębokiej depresji. Wyczuwam w niej silną wrogość wobec mężczyzn. Może mi pani coś o niej opowiedzieć? Jak ją pani przez te wszystkie lata widziała?

Melanie zastawiała się przez chwilę, wreszcie na jej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech.

– Jest bardzo przenikliwa, inteligentna i spostrzegawcza. To znakomita obserwatorka ludzi. Ma cięte poczucie humoru i potrafi mówić rzeczy, których nikt inny nie miałby odwagi głośno wypowiedzieć. Nie ma w niej jednak jadu i nikomu nie życzy źle. Nie jest okrutna, czasami tylko… zabawna na swój kostyczny sposób. Zawsze doprowadza nas do śmiechu swoimi uwagami.

Winda zatrzymała się na drugim piętrze i drzwi się rozsunęły.

– Z nas trzech – ciągnęła Melanie, kiedy wysiadły i ruszyły korytarzem – Ashley jest najbardziej podatna na zmiany nastrojów. Kiedy coś ją zdenerwuje, natychmiast wybucha, by po chwili o wszystkim zapomnieć. Znowu jest w znakomitym humorze. Może właśnie dlatego dopiero niedawno zdałam sobie sprawę… zauważyłam…

– Że dzieje się z nią coś złego? – dokończyła lekarka.

– Tak. – Melanie zatrzymała się na chwilę. – Czuję się z tym okropnie. Wyrzucam sobie, że jej w żaden sposób nie pomogłam i nic nie zrobiłam, nie zareagowałam, kiedy dostrzegłam, że Ashley nie daje sobie rady z samą sobą.

– Proszę się nie obwinić, Melanie. Coś podobnego może się zdarzyć w każdej rodzinie. Nagle orientujemy się, że tkwimy po uszy w sytuacji, w jakiej nigdy nie powinniśmy się znaleźć.

W sytuacji…? Tak miałoby wyglądać życie ich trzech? Melanie z trudem przełknęła ślinę.

– Ashley naprawdę jest nadzwyczajną osobą, pani Hanson.

– Wiem. – Lekarka wskazała pierwsze drzwi po lewej od miejsca, gdzie stały. – Dlaczego sama jej pani tego nie powie?

– Będziemy mogły porozmawiać później?

– Oczywiście.

Melanie chwilę patrzyła za odchodzącą lekarką, po czym pchnęła lekko drzwi do pokoju Ashley.

– Ash – zaczęła ostrożnie – to ja.

Siostra stała przy oknie. Kiedy się odwróciła, Melanie omal nie krzyknęła, widząc jej zapadniętą, bladą twarz i martwe oczy.

– Och, Ash – szepnęła. – O niczym nie wiedziałam, W oczach Ashley pojawiły się łzy.

– Przepraszam… bardzo przepraszam. Melanie podeszła i wzięła ją w ramiona. Kiedy Ashley już się wypłakała i łzy obeschły, usiadły razem na łóżku, jak siadywały w dzieciństwie, po turecku, dotykając się czołami. Melanie ujęła dłonie siostry, nie odzywając się ani słowem, uznała bowiem, że jeśli Ashley zechce mówić, uczyni to z własnej woli bez ponaglania.

Kilka minut minęło w milczeniu, wreszcie Ashley rzeczywiście się odezwała:

– Pamiętasz, kiedy tata zaczął… molestować Mię?

Melanie mocniej ścisnęła dłonie siostry. Tyle lat minęło, ale tamte przeżycia pozostawały we wspomnieniu równie bolesne jak kiedyś. Ten koszmar do dziś się nie skończył.

– Pamiętam.

– Byłaś taka dzielna, kiedy przyłożyłaś mu nóż do gardła. Zawsze cię podziwiałam, Mel, ale wtedy szczególnie. – Ashley zamilkła na chwilę, po czym podjęła ledwie słyszalnym szeptem:

– W kilka dni później przyszedł do mnie i powiedział, że złamałaś prawo, bo groziłaś mu nożem, i że przyjdzie policja, by ciebie aresztować. Wtedy zostaniemy sami, tylko on, Mia i ja.

„Rzeczy”, które zrobiła dla sióstr. Melanie mocno zacisnęła powieki, z drżeniem oczekując następnych słów. Boże, nie, tylko nie to.

– Mówił, że jeśli pisnę tobie albo komuś choćby słowem, co on… Wtedy wezwie policję. I cię zabiorą. Czekałam, modliłam się, żebyś… żebyś uratowała mnie, tak jak uratowałaś Mię.

– Głos się jej załamał. – Ale się nie doczekałam.

Taka była prawda. Prawda, czyli przyczyna najstraszliwszych problemów.

Nie miała pojęcia, do czego sama doprowadziła Ashley.

– Nie wiedziałam – szepnęła Melanie przez łzy. – Gdybym wiedziała… zabiłabym go, żeby cię wybawić od niego, Ash. Przysięgam, żebym go zabiła. Zrobiłabym to, byłam na to gotowa. Ale przecież o niczym nie wiedziałam! Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Najpierw się bałam, bo uwierzyłam w to, co mówił. A potem, kiedy zrozumiałam… za bardzo się wstydziłam. Nie byłam taka silna jak ty. Nie potrafiłam… nie umiałam… nie wiedziałam, jak mu się sprzeciwić.

Melanie, choć od tak dawna nienawidziła i gardziła ojcem, nigdy jeszcze nie czuła do niego takiej odrazy. Był najgorszym ludzkim pomiotłem, czymś tak nędznym i podłym, co tylko można zetrzeć w proch i pył, bo na nic innego nie zasługuje. Gdyby żył, natychmiast by go zabiła. Wzięłaby swój służbowy pistolet i jednym strzałem rozwaliła mu czaszkę.

W tej okropnej chwili i ona znalazła się po stronie Mrocznego Anioła, pochwalała czyny morderczyni. Wiedziała, że to odczucie minie i że rozum weźmie górę nad pierwotnymi emocjami, ale właśnie w tym momencie cieszyła się, że wszyscy ci mężczyźni nie żyją. Otrzymali to, na co zasłużyli.

Nagle Ashley zachichotała beztroskim, wesołym, dziewczęcym śmiechem. Było to tak nieoczekiwane i tak bardzo nie godziło się z dramatyczną opowieścią, że Melanie spojrzała na siostrę z niepokojem.

Ash nachyliła się i szepnęła jej do ucha:

– Zajęłam się nim. Żebyśmy wszystkie wreszcie miały spokój. Zabiłam go, Mel.

Melanie miała wrażenie, że uchodzi z niej życie. Nie była w stanie myśleć, mówić, oddychać.

– To było proste – ciągnęła Ashley. – Wiedziałam, co się stanie, jeśli weźmie za dużo tego swojego lekarstwa. Wiedziałam, jaka ilość może go zabić bez wzbudzania niczyich podejrzeń. Dodałam mu tych jego kropelek do jedzenia. – Uśmiechnęła się figlarnie. – To było proste, Melanie.

Łatwe i bezbolesne. O jednego molestującego dzieci sukinsyna mniej.

Melanie wzięła głęboki oddech. Musiała zadać to pytanie. Musiała usłyszeć odpowiedź z ust samej Ashley.

Spojrzała siostrze głęboko w oczy.

– Powiedz mi, musisz mi powiedzieć, Ash. Czy jesteś… Mrocznym Aniołem?

Na twarzy Ashley najpierw odmalowało się zaskoczenie, a potem irytacja.

– Nie. Ale wiem, kto nim jest.

Загрузка...