ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SIÓDMY

Connor przemierzył hol główny budynku FBI i skierował się do wind. Wsiadł do kabiny, nacisnął guzik drugiego piętra i czekał niecierpliwie, aż drzwi się zamkną.

Tak jak przewidywał, ludzie z policji w Charlotte w końcu musieli uznać, że śmierć Boyda Donaldsona nie ma nic wspólnego z morderstwem Joli Andersen.

Nie chcieli tylko zgodzić się z hipotezą Connora, że Boyd padł ofiarą Mrocznego Anioła, i Connor rozumiał ich opory, bo gdyby przyjęli tę wersję, musieliby oddać sprawę jemu i Melanie, a tego oczywiście zrobić nie chcieli.

Connor dotąd nie nalegał, teraz jednak postanowił walczyć.

Wracając z Myrtle Beach, gdzie odbył kilka ważnych rozmów, zadzwonił do Melanie w chwili, gdy właśnie wychodziła z domu. Powiedziała mu, że przed chwilą rozmawiała z Pete’em, który kazał jej jak najszybciej pojawić się u siebie.

Najwyraźniej chciano ją przesłuchać w związku ze śmiercią Boyda. Nie przejęła się, uważając, że przesłuchanie w FBI to czysta formalność.

Connor wcale nie był taki pewien, czy dla Harrisona i Stemmonsa to też czysta formalność. Mia miała stuprocentowe alibi i teraz obaj dochodzeniowcy rozglądali się nerwowo za innymi podejrzanymi.

Kiedy wjechał na właściwe piętro i drzwi windy się otworzyły, omal nie zderzył się obydwoma detektywami.

– Miło cię widzieć, Parks – rzucił Harrison, ale ton jego głosu przeczył słowom. – Zamierzamy właśnie przesłuchać podejrzaną w sprawie Donaldsona. Chcesz posłuchać?

– A może już wszystko usłyszałeś? Bardzo się zaprzyjaźniłeś z May – wtrącił Roger z szerokim uśmiechem, który Connor najchętniej starłby mu z twarzy jednym zgrabnym ciosem w szczękę, nie dał się jednak wytrącić z równowagi, żeby oszczędzić Melanie niepotrzebnych spekulacji na temat charakteru ich znajomości.

– Tracicie tylko czas, chłopcy – sarknął z lekceważeniem.

– To się dopiero okaże. Jeszcze możesz się zdziwić. – Zatrzymali się przed jednym z pokojów przesłuchań i Pete wskazał na sąsiednie drzwi. – Wejdź tam, Parks.

Connor wszedł i podszedł do monitora. W sąsiednim pokoju przy stole siedziała już Melanie. Była wyraźnie zirytowana tłumaczeniami Pete’a, dlaczego kazali jej tak długo czekać. Zerknęła na zegarek.

– Mam dzisiaj bardzo napięty plan, więc może byśmy wreszcie zaczęli? – rzuciła sucho.

– Jasne. – Harrison rozsiadł się wygodnie i zaplótł dłonie na brzuchu. – Porozmawiamy o pani relacjach z Boydem Donaldsonem.

Harrison przez chwilę wypytywał o to, jak długo Melanie znała doktora i co sądziła o jego charakterze, po czym zapytał wprost:

– Lubiła pani swojego szwagra?

– Nie, nie lubiłam – powiedziała bez wahania.

– Od początku darzyła go pani antypatią? Podobno odradzała pani siostrze to małżeństwo, tak?

– Zgadza się.

– Dlaczego?

Melanie lekko podniosła ramiona.

– Znam moją siostrę jak nikt inny i uważałam, że nie był to dla niej odpowiedni partner. Donaldson wydawał mi się człowiekiem fałszywym, pełnym obłudy. Teraz widzę, że moje odczucia były słuszne.

Jak na komendę obaj detektywi wymienili znaczące spojrzenia, które na Melanie najwyraźniej nie zrobiły najmniejszego wrażenia. Connor podniósł kciuk do góry, dumny z zachowania dziewczyny.

– A może była pani zazdrosna? – zasugerował Roger. – Siostra znalazła bogatego, przystojnego kandydata na męża.

Melanie uśmiechnęła się.

– W najmniejszym stopniu.

– Mówi pani, że kocha pani siostrę. Czy zrobiłaby pani wszystko, żeby ustrzec ją przed złem?

Melanie z całkowitym spokojem zareagowała na tę insynuację.

– Owszem, w granicach prawa.

– Ach tak, w granicach prawa – przeciągnął słowa Pete. – Tak określa pani przykładanie własnemu ojcu noża do gardła?

Tutaj po raz pierwszy Melanie się zawahała. Spojrzała prosto w kamerę wideo. Czyżby podejrzewała, że Connor powiedział im o nożu?

Zmieniła pozycję na krześle.

– Byłam dzieckiem. Nic innego nie przychodziło mi do głowy.

– Dla chronienia siostry.

– Tak.

– Czy uważa pani, że działała wtedy w granicach prawa?

Zmrużyła oczy i poczerwieniała.

– Ojciec molestował siostrę, a my miałyśmy po trzynaście lat jak waszym zdaniem powinnam była postąpić?

– A więc we własnej opinii uważa pani, że jej działanie było usprawiedliwione?

Melanie lekko wysunęła brodę.

– W tamtej sytuacji, tak.

– A jak zachowałaby się pani, gdyby ojciec nadal molestował siostrę? Wprowadziłaby swoją groźbę w życie?

– Codziennie dziękuję Bogu, że nie musiałam podejmować podobnej decyzji.

– Ale gdyby do tego doszło, jaką decyzję by pani podjęła?

– Nie będę spekulować co by było, gdyby… Koniec, kropka.

– A co z pani szwagrem?

– Co z moim szwagrem?

– Była pani na niego wściekła, bo bił pani siostrę. Bała się pani o nią.

– Groziła mu pani, że go zabije – włączył się Pete. – Stare nawyki trudno zmienić, jak się okazuje.

– Absurd.

– Ochroniarz z centrum medycznego, gdzie pracował doktor, był świadkiem pani pogróżek. – Harrison otworzył tekturową teczkę. – Cytuję: „Jeśli jeszcze raz dotkniesz mojej siostry, nie odpowiadam za swoje czyny”. Coś to pani przypomina?

– To tylko słowa. Człowiek w uniesieniu mówi różne rzeczy.

– Tylko słowa? – zapytał Pete z niedowierzaniem. – Pani szwagier na tyle poważnie je potraktował, że złożył doniesienie, a ochroniarz umieścił zajście w swoim raporcie. To nadal „tylko słowa”?

– Wpadłam w złość i przestałam nad sobą panować.

– Często wpada pani w złość?

– Czasami.

– Uważa się pani za osobę porywczą?

Melanie była już wyraźnie zmęczona tą farsą.

– Kiedyś byłam porywczą, teraz już nie. Z wiekiem się uspokoiłam – prychnęła.

Connor, chociaż absolutnie wierzył Melanie, a przy tym nie lubił Harrisona i Stemmonsa, dobrze rozumiał, dlaczego zdecydowali się przesłuchać Melanie. Nienawidziła szwagra i groziła mu, bo bił jej ukochaną siostrę. Czego więcej trzeba? Dla chronienia siostry zrobiłaby przecież wszystko. To, co Connor podziwiał w Mel, czyli lojalność i odwagę, w oczach detektywów czyniło ją podejrzaną.

Jednak w tej chwili niczego nie pragnął bardziej niż tego, żeby przesłuchanie wreszcie się skończyło.

– Gdzie pani była tej nocy, kiedy zabito doktora Donaldsona?

– W domu.

– Sama?

– Nie, z moim czteroletnim synkiem.

– Między godziną dwudziestą trzecią a pierwszą syn spał?

– Spał, detektywie. Mówiłam przed sekundą, że ma dopiero cztery lata.

– Mogła pani wyjść z domu tak, by o tym nie wiedział?

– Nigdy nie zostawiam syna samego w domu. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby mnie do tego – oznajmiła, mierząc obu policjantów lodowatym wzrokiem.

Chociaż próbowali zrobić wszystko, żeby wytrącić ją z równowagi, Melanie nie straciła opanowania, poza jedną krótką chwilą, kiedy wspomnieli o ojcu. Siedziała bez ruchu na krześle, udzielała jasnych, zwięzłych odpowiedzi, mówiła spokojnym, dobitnym tonem.

Gdyby Connor nie znał jej tak dobrze, powiedziałby, że przesłuchanie nie zrobiło na Melanie najmniejszego wrażenia, wiedział jednak, że była wstrząśnięta. Oczekiwała rutynowej rozmowy, a dostała się w ogień pytań.

Spojrzała na zegarek i teraz zobaczył, że jej dłoń lekko drży.

– Jeśli to wszystko, to kończmy. Mój szef na pewno się ucieszy, widząc mnie w pracy.

– Oczywiście. Dziękujemy, że zechciała pani pofatygować się do nas i odpowiedzieć na wszystkie pytania.

Pete podniósł sie i towarzyszył Melanie do drzwi, Roger szedł z tyłu.

– Byłbym zapomniał – ożywił się Harrison.

– Niech pan strzela.

– Chodzi o pani ojca.

– Tak?

– Można wiedzieć, jak umarł? – Atak serca.

– Wiązały się z tym jakieś niezwykłe okoliczności?

Melanie lekko pobladła, dopiero po pełnej napięcia sekundzie odpowiedziała:

– Tak. Odkryto podwyższony poziom digitaliny we krwi.

Загрузка...