ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY CZWARTY

Melanie dotarła tego dnia do domu około siódmej wieczorem. Od Mii wyjechała późnym popołudniem, kiedy mogła ją zmienić Weronika. Jeśli miała jakieś wątpliwości, te znikły na widok spontanicznej reakcji siostry. Było oczywiste, że Mia chce zostać w towarzystwie przyjaciółki i jej obecność działa na nią uspokajająco.

Obiecawszy, że będzie dzwoniła, Melanie pojechała prosto do FBI, by dowiedzieć się, jak postępuje dochodzenie. Po krótkiej i wyjątkowo przyjaznej rozmowie z Harrisonem i Stemmonsem zajrzała jeszcze do policji miejskiej. Szef na nią spojrzą, i kazał natychmiast zawijać się do domu. Kiedy próbowała protestować, oznajmił, że nie chce jej widzieć w pracy przez najbliższe trzydzieści sześć godzin. Kropka, koniec dyskusji.

Nawet Stan okazał, oczywiście jak na niego, dużo serdeczności. Na wiadomość o śmierci Boyda zadzwonił i zaofiarował się, że odbierze Caseya z przedszkola i zatrzyma syna u siebie, jak długo będzie trzeba.

Melanie zgodziła się, żeby mały przenocował u ojca, zapewniając, że sama czuje się dobrze, musi tylko trochę odpocząć.

A jakże, wprost tryskała energią i optymizmem… Była bliska załamania.

Długa gorąca kąpiel powinna jej pomóc. Potem kieliszek wina, sandwicz i będzie jak nowo narodzona.

Zacisnęła dłonie na kierownicy. Odzyska równowagę, powtarzała sobie, pod warunkiem, że nie będzie próbowała usnąć. Wiedziała, że ledwie zamknie oczy, znowu zobaczy przywiązane do łóżka szare ciało Boyda.

Nigdy nie zapomni tego widoku.

Pomyślała o Connorze, o tym, czego musiał się napatrzyć przez lata pracy w Biurze. Zbrodnie przeciwko naturze, przeciwko dzieciom i kobietom. Zrozpaczone rodziny. Dotąd wydawało się jej, że jest twarda i wszystko potrafi wytrzymać, zdystansować się, lecz po tym, co stało się dzisiaj, już w to nie wierzyła.

Jak Connor radził sobie z tragediami, z którymi miał do czynienia? – rozmyślała, podjeżdżając pod dom. Jak mógł spać w nocy? Czy znalazł jakiś sposób, by nie angażować się osobiście? Może nauczy ją, jak to robić?

Jakby go przywołała w myślach, bo czekał na nią pod domem. Cierpliwie siedział na stopniach ganku z pizzą na kolanach, obok stała butelka wina. Kiedy skręciła na podjazd, podniósł się z uśmiechem.

Ogarnęła ją fala czystej, niczym niezmąconej radości. Zapomniała o koszmarach mijającego dnia. Nagle uświadomiła sobie, że nigdy nie czuła się szczęśliwsza niż w tej chwili, gdy ujrzała Connora.

Zaskoczyła ją własna reakcja, ale zdziwienie nie trwało długo. W ostatnich tygodniach Connor przestał być zwykłym kolegą z pracy, a stał się przyjacielem.

Podszedł do jeepa.

– Cześć – powiedział, otwierając drzwiczki od strony kierowcy. – Pomyślałem, że będziesz bardzo głodna, ale zbyt zmęczona, by przygotować sobie coś więcej niż sandwicz z masłem orzechowym.

Melanie wyskoczyła z samochodu.

– Dobrze pomyślałeś, Connor. Umieram z głodu, a masło orzechowe wyszło. Został tylko dżem z winogron.

Skrzywił się.

– No to masz szczęście, że się pojawiłem.

– Ratujesz mi życie.

Kiedy otwierała drzwi, podniósł ze stopni pudełka z pizzą. Dopiero teraz zauważyła, że przywiózł dwie: małą i dużą.

– Casey jest u swojego ojca?

Melanie zapaliła światła. Zapadł już zmierzch i w domu panował mrok.

– Pomyślałam, że tak będzie najlepiej. Po takim dniu…

– Na wszelki wypadek kupiłem również dla niego. Z samym serem. Wiem, jak dzieci potrafią grymasić.

– To cały Casey. – Melanie uśmiechnęła się na myśl o zapobiegliwości Connora.

– Dla nas wziąłem największą, ze wszystkim, co mieli. Strasznie niezdrowe świństwo. Nazywa się „zlew”.

– Taką właśnie lubię. – Melanie odebrała pizzę i wino. – Siadaj, a ja przygotuję kolację.

– Wykluczone. – Connor wskazał ruchem głowy kanapę. – To ty siadaj, walnij wysoko nogi. Ja się zajmę jedzeniem.

– Ale…

– Żadnych ale, to rozkaz, pani porucznik.

– Chwycił czasopismo ze stojaka, położył na nim pizzę i zmarszczył brwi. Melanie obserwowała go z założonymi rękami.

– Pomyślałem, że tutaj zjemy, a nie w jakiejś knajpie. Może być?

– Człowieku, o co ty pytasz? Po takim dniu nie mam ochoty na żadne spelunki.

– No to siadaj. I nie patrz na mnie spod oka. Poradzę sobie.

Melanie poddała się i opadła na kanapę.

– Nie wiedziałam, że wy z FBI tak lubicie rządzić.

– Pewnie. – Connor zatrzymał się w drzwiach kuchennych i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Przechodzimy specjalne szkolenie. Musimy umieć rządzić, jeśli mamy poradzić sobie z tymi kmiotkami z policji miejskiej – oznajmił.

Rzuciła w niego poduszką, ale nie trafiła, bo zdążył zniknąć w kuchni.

Oparła się o zagłówek kanapy i zamknęła oczy, lecz szybko musiała je otworzyć, bo natychmiast pod powiekami pojawił się obraz Boyda. Oto jak wygląda relaks i odpoczynek gliniarzy, pomyślała markotnie.

W progu pojawił się Connor.

– Masz korkociąg?

– W szufladzie pod telefonem.

Skinął głową i na powrót zniknął w kuchni. W chwilę później wrócił z kieliszkami i otwartą butelką. Nalał jej merlota i postawił napełnione szkło na stoliku przed Melanie.

– Naprawdę chciałam ci pomóc – mruknęła.

– Przestań marudzić. Spróbuj wina. Jeśli jest kwaśne, sprzedawca odpowie głową. Twierdził, że na pewno będzie ci smakować.

Melanie upiła łyk.

– Wspaniałe.

– To dobrze, bo nie chciałbym robić facetowi krzywdy. Zaraz wracam.

Connor przyniósł talerze, serwetki i sztućce, a potem ukroił po wielkim trójkącie najbardziej niezdrowej pizzy, jaką Melanie kiedykolwiek widziała. Rzuciła się na jedzenie. Pizza i wino wciągu kilku minut przywróciły jej siły. Powoli zapominała o nieszczęściu. Przez chwilę jedli w milczeniu.

Skończyła swój kawałek pizzy i zamknęła w dłoniach kieliszek z winem.

– Dziękuję. Potrzebowałam tego bardziej, niż przypuszczałam.

Connor nałożył sobie kolejny kawałek. – Domyśliłem się.

– Przezywałeś kiedyś coś podobnego?

– Aż nazbyt wiele razy.

Zamilkli znowu. Melanie powoli sączyła wino, obserwując zajadającego Connora.

– Jak się czuje Mia? – zapytał, uporawszy się z pizzą.

– Tak jak można się było spodziewać. Weronika zaofiarowała się, że zostanie z nią, i zaczekałam, aż się pojawi. Lekarz zapisał Mii na wszelki wypadek proszki nasenne. – Melanie łapczywie sięgnęła po kawałek kiełbasy. – Byłeś dzisiaj wyjątkowo małomówny, szczególnie w czasie przesłuchania Mii.

– Owszem.

– Dlaczego?

– Często tak postępuję. Obserwuję otoczenie, przysłuchuję się, próbuję dowiedzieć się czegoś z języka ciała.

– Mia nie ma nic wspólnego ze śmiercią Boyda – żachnęła się Melanie, patrząc Parksowi prosto w oczy, gotowa się spierać.

Connor nie podjął jednak sprzeczki.

– Ani też śmierć Boyda nie pozostaje w jakimkolwiek związku ze śmiercią Joli Andersen. Mamy do czynienia z dwoma sprawcami, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

– Uważasz, że ktoś zdublował poprzednie morderstwo?

– Tak, w dodatku bardzo umiejętnie. – Connor odsunął talerz. – Pomyśl, Melanie. Tego rodzaju zbrodnie dokonywane są najczęściej na podłożu seksualnym. Bundy zabijał swoje koleżanki z college’u, Dahmer mordował młodych gejów. Mógłbym mnożyć przykłady, układają się w regułę. Więc dlaczego nasz sprawca miałby nagle wybrać ofiarę innej płci?

Melanie musiała przyznać, że rozumowanie Connora jest spójne i logiczne. Już w motelu pomyślała o tym, że istnieją dwaj sprawcy, ale potem, zaprzątnięta innymi rzeczami, zapomniała o swoich przypuszczeniach.

– A co z taśmą i szampanem?

– Szampan był inny, a morderca Joli wybrałby ten sam gatunek. W tego typu zbrodni ważne są rytuały i staranna aranżacja. Niczym scena z jakiejś upiornej sztuki. – Connor zastanawiał się nad czymś przez moment. – Poza tym sam sposób realizacji planu ujawnia cechy osobowe sprawcy. Zabójca Joli działał dość chaotycznie i zostawił mnóstwo najrozmaitszych śladów, natomiast zabójca Boyda był człowiekiem świetnie zorganizowanym. W pokoju panował sterylny porządek. Idę o zakład, że ekipa nic nie znalazła.

– A pośmiertna penetracja?

– Też nie wygląda autentycznie, tylko na próbę skopiowania tamtej zbrodni. Myślę, że lekarz potwierdzi moje przypuszczenia.

Melanie rozważała przez chwilę słowa Connora.

– Po co ktoś miałby naśladować śmierć Joli Andersen? – zapytała wreszcie i podniosła kieliszek merlota do ust. – I dlaczego zginął akurat mój szwagier?

– Początkowo sam sobie zadawałem to pytanie, dopiero w domu twojej siostry zrozumiałem, kto i dlaczego to zrobił.

Melanie patrzyła na Parksa z niedowierzaniem.

– Wiesz, kto to zrobił?

Connor nachylił się.

– Ty też wiesz.

Już otwierała usta, by zaprzeczyć, powiedzieć, że nie jest tak przenikliwa jak on, gdy ją nagle olśniło. Już wiedziała, i ta wiedza spadła na nią jak grom z jasnego nieba.

– O Boże – szepnęła. – Oczywiście. Mroczny Anioł.

– Otóż to. Boyd bił Mię i zginął jak wszyscy pozostali, padając ofiarą swych własnych słabości.

– Wprost nie mogę uwierzyć, że od razu tego nie dostrzegłam. – Melanie odstawiła wino i położyła drżące dłonie na kolanach. – A przecież powinnam była.

– Nie obwiniaj się. To był dla ciebie naprawdę ciężki dzień. Miałaś trudniejsze sprawy na głowie niż obowiązki policjanta.

– Czy myślisz… – zaczęła – że Boyd… że Anioł wybrał go z uwagi na mnie? Tyle się mówiło w mediach na temat naszego dochodzenia, wszyscy znają moje nazwisko…

– Myślałem o tym, ale nie sądzę. Anioł bardzo starannie przygotowuje się do każdej zbrodni. Musiała wybrać Boyda wcześniej, zanim media upubliczniły jej sprawę. – Connor nachylił się lekko. – Dodaj dwa i dwa. Początkowo nic nie wiedziała. Obserwowała Boyda, znalazła słabe punkty, musiała się wślizgnąć w jego życie, zaskarbić sobie jego zaufanie. W końcu twój szwagier był poważanym lekarzem i krył się ze swoimi predylekcjami. Nie umawiałby się z byle kim z ulicy, bo musiał uważać. Ona też. Oficjalne dochodzenie prowadzimy sześć tygodni, natomiast Anioł na pewno potrzebował więcej czasu, by dotrzeć do Boyda.

Melanie ważyła przez chwilę słowa Connora, po czym podniosła nagle dłoń do ust.

– Mój Boże… dopiero teraz zrozumiałam. Jeśli to rzeczywiście Anioł, to Mia…

– Musi ją znać.

Melanie przeszedł dreszcz na tę myśl – Gliniarze z FBI tego nie kupią, – Z początku nie będą chcieli, ale różnice między sprawą Andersen i Boyda są zbyt oczywiste, by mogli je zignorować. Będą musieli pracować wspólnie z nami.

Melanie westchnęła ciężko.

– Mamy nową ofiarę i nowy trop. Zdaje się, że tego chcieliśmy.

– Przykro mi. Podniosła oczy na Connora.

– Nigdy go nie lubiłam. Było w nim coś fałszywego, ale musiałam zaakceptować wybór Mii. – Zamilkła na chwilę. Mówiła o zmarłym, o człowieku, który nie żył od kilkunastu godzin, ale musiała to z siebie wyrzucić, podzielić się swoimi emocjami z Connorem. – Krzywdził moją siostrę. Nienawidziłam go za to. Kilka razy byłam bliska… rzucenia się na niego z pięściami… Pomimo wszystko nikt nie zasługuje na taką straszną śmierć – zakończyła zdławionym głosem.

Connor wziął ją w ramiona, a ona położyła mu głowę na piersi. Nie płakała, chociaż czuła gdzieś w głębi duszy, że płacz przyniósłby jej ulgę.

– Tak bardzo chciałbym ci pomóc – mruknął, delikatnie masując jej kark.

Już jej pomógł. W ramionach Connora czuła się cudownie.

– Podziwiam cię – powiedziała pod wpływem impulsu. – To co robisz. Jak…

Connor zaśmiał się gorzko.

– Nie podziwiaj mnie, Mel. Nie ma co podziwiać. Po prostu staram się jakoś funkcjonować, nie przynosić wstydu firmie, nie pić, nie użalać się nad sobą i ratować przed cynizmem.

A jednak nie mówił prawdy. Był silnym człowiekiem. Dobrym i wrażliwym, może nawet zbyt wrażliwym. Melanie zamknęła jego twarz w dłoniach. Chciała być z Connorem dzisiejszej nocy, kochać się z nim, zaglądać mu w oczy w poszukiwaniu iskierki, która rozświetliłaby smutne spojrzenie.

Odchylił się.

– Jesteś pewna? – zapytał. – Chcę, żebyś była pewna.

– Tak – szepnęła. – Nigdy nie byłam niczego pewniejsza.

Kochali się w milczeniu, powoli, poznając wzajemnie swoje ciała, a potem leżeli jeszcze długo, spleceni w uścisku. Melanie ziewnęła i poczuła uśmiech Connora na włosach.

– Powinienem już iść do domu – mruknął po chwili.

– Nie. Zostań.

I znowu padło to samo pytanie:

– Czy jesteś pewna?

– Tak – odparła i tym razem to ona się uśmiechnęła. – Już mnie o to pytałeś. Odpowiedź się nie zmieniła.

– Spróbuj usnąć, a ja będę czuwał, żeby nie przyśniło ci się nic złego.

Загрузка...