W sobotnie wieczory Ashley często chodziła na Dilworth Square. Lubiła zaglądać do drogich, modnych butików, przekąsić coś w którejś z knajpek, wypić kawę w ogródku kawiarni. W sobotnie wieczory sklepy zamykano dopiero o dziesiątej i na Dilworth Square do późna było pełno ludzi.
W tłumie Ashley czuła się mniej samotna.
Ostatnimi czasy źle znosiła ciszę czterech ścian mieszkania, a już najgorsze były noce. Coraz częściej budziła się po kilku godzinach snu zlana potem, z dławiącym ciężarem na piersi, przerażona, że nie obroni się przed wspomnieniami, które w każdej chwili mogły ją unicestwić.
Potrzebowała sióstr, ich bezwarunkowej miłości i zrozumienia. Ich pomocy. Jednocześnie wiedziała, że nie mogą jej pomóc.
Nie potrafią zrozumieć.
O niczym nie wiedziały, bo nigdy nic im nie powiedziała.
Były zajęte wyłącznie sobą, ona ich nie obchodziła. Ashley przymknęła oczy, usiłując pozbyć się przykrych myśli. Mówiła sobie, że siostry ją kochają, że jest dla nich równie ważna jak one dla niej. Niestety ostatnio rzadko je widywała, bowiem Melanie zajęta była dochodzeniem, a Mię pochłaniały problemy małżeńskie.
Bzdura. Oszukiwała się. Coś stanęło między nimi. Ktoś.
Weroniką Ford.
Jak na zawołanie pojawiła się kilkanaście metrów przed Ashley. Wyszła z cukierni z pudełkiem owiniętym w złoty papier i ruszyła przed siebie. Beztroska, zadowolona z siebie.
Ilekroć Ashley przejeżdżała w ostatnich tygodniach koło domu Mii, samochód Weroniki stał na podjeździe. Żadne spotkanie sióstr nie odbywało się już bez Weroniki.
Jakby była jedną z nich.
Nie jest jedną z nich, do diabła. Są trzy siostry, a nie cztery.
Pochwyciła dziwne spojrzenia mijających ją przechodniów i dopiero teraz zorientowała się, że mówi do siebie. Speszona dotknęła dłonią czoła. Było spocone.
Dobry Boże, co się z nią dzieje?
Jest zupełnie rozbita.
Nie, z nią wszystko w porządku, tylko Weronika Ford nastawia siostry przeciwko niej. Próbuje odebrać je Ashley.
Właśnie weszła do sklepu z bielizną. Ashley zatrzymała się przed wystawą i obserwowała, jak pani prokurator krąży między półkami, zagadując wesoło do sprzedawczyni.
Kiedy wyszła, Ashley podążyła za nią, trzymając się w bezpiecznej odległości. Weronika odwiedziła jeszcze perfumerię, księgarnię i sklep z butami. Wszędzie coś kupowała, najwyraźniej nie liczyła się z pieniędzmi. Nie patrzyła na ceny. Wybierała upatrzoną rzecz i wręczała kasjerce kartę kredytową.
Idąc tak od sklepu do sklepu, w pewnym momencie skręciła w odchodzący od placu zaułek. Ashley przyspieszyła kroku. Kiedy dotarła do rogu, zaułek był pusty. Ani śladu Weroniki. Ruszyła w głąb uliczki.
– Szukasz mnie?
Ashley odwróciła się gwałtownie. Kilka metrów od niej stała Weronika. Oparła ręce na biodrach i mierzyła Ashley wściekłym spojrzeniem. Musiała zorientować się, że jest śledzona, i ukryła się w jednej z wnęk prowadzących na tyły sklepów.
– Weronika! – zawołała Ashley, udając zaskoczenie. – Co tutaj robisz?
Lecz ta nie dała się zwieść.
– Dlaczego mnie śledzisz?
– A dlaczego miałabym tracić czas na podobne idiotyzmy? – Ashley czuła, że pąsowieje ze wstydu.
– To właśnie chciałabym wiedzieć. – Weronika, przechyliwszy lekko głowę, mierzyła ją uważnym spojrzeniem. – Niezbyt mnie lubisz, prawda?
– W ogóle cię nie lubię.
– Dlaczego? Co ci zrobiłam, Ashley? Poza tym, że usiłowałam zaprzyjaźnić się z tobą?
– A może ja nie chcę twojej przyjaźni? Może uważam cię za złego człowieka?
Po raz pierwszy tak wyraźnie sformułowała swoją opinię na temat Weroniki. I chyba się nie myliła. W tej kobiecie było coś antypatycznego, odstręczającego i śliskiego.
– Ja? Złym człowiekiem? – parsknęła z niedowierzaniem. – Powinnaś iść do psychoanalityka, Ashley. Im prędzej, tym lepiej, zanim zdążysz skrzywdzić tych, którzy cię kochają. – Podniosła z ziemi swoje zakupy i odwróciła się na pięcie.
Ashley patrzyła, jak znika u wylotu zaułka.
– Co ty możesz o mnie wiedzieć? – krzyknęła łamiącym się głosem. – Wynoś się z naszego życia. Zniknij. Odczep się od moich sióstr! – zawołała.
Weronika zatrzymała się i odstawiła torby z zakupami.
– A więc o to chodzi, tak? O twoje siostry. Boisz się, że lubią mnie bardziej niż ciebie. Jesteś zazdrosna, że się z nimi przyjaźnię.
Owszem, była zazdrosna, ale chodziło o coś więcej. Weronika budziła w niej odrazę, która była silniejsza niż jakakolwiek zazdrość.
– Wracaj do Charlestonu i zostaw nas w spokoju. To moje siostry. Moje! Nie masz nic wspólnego z naszą rodziną. – Po policzkach Ashley spływały łzy.
– Wybacz, Ashley, ale będę robiła to, co chcę.
Weronika podniosła torby, odwróciła się i wyszła z zaułka.