ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DRUGI

Ledwie Melanie pojawiła się rano na posterunku, zadzwonił Connor. Kolejne morderstwo, powinna natychmiast przyjechać na miejsce zbrodni, rzucił do słuchawki.

Nic więcej nie chciał powiedzieć. Podał tylko adres i rozłączył się.

Teraz rozumiała, dlaczego tak zrobił.

Stała w drzwiach pokoju motelowego i wpatrywała się nieruchomym wzrokiem w łóżko, na którym leżał wygięty w agonalnym skurczu trup. Kilka miesięcy wcześniej stała w progu podobnego pokoju i patrzyła na podobną scenę.

Tylko że wtedy na łóżku leżała zamordowana kobieta, do tego osoba zupełnie jej obca.

Dobry Boże… dobry Boże… powtarzała w myślach modlitwę i nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przecież takie rzeczy nie zdarzają się ludziom, których znała. Podobne tragedie dotykają inne, mające mniej szczęścia rodziny.

Connor położył jej dłoń na ramieniu.

– Wszystko w porządku?

Pokręciła głową, z trudem dobywając głos ze ściśniętego gardła.

– To mój… szwagier.

– Wiem. Rozpoznałem go. Widziałem kilka rodzinnych zdjęć u ciebie w domu.

Melanie odwróciła się plecami do łóżka, usiłując odzyskać panowanie nad sobą. Wciągała powoli powietrze, skupiła się na oddychaniu, aż wreszcie trochę się uspokoiła.

Chryste, czy będzie w stanie powiedzieć Mii, co się stało?

Wzięła ostatni głęboki oddech i podeszła do Connora, który metodycznie oglądał łóżko i podłogę.

– Lepiej się czujesz?

– W każdym razie nie mam zamiaru zemdleć ani puścić pawia, jeśli o to ci chodzi.

– To już pewien plus.

Zbliżył się Pete Harrison.

– Parks twierdzi, że możesz zidentyfikować denata, May.

– Owszem. Nazywa się Boyd Donaldson. Był ordynatorem oddziału chirurgii w Queen’s Medical Center. To mój szwagier.

– Cholera.

– Właśnie, cholera – mruknęła.

Harrison wyjął niewielki kołonotatnik.

– Wiedziałaś, że tak się zabawia?

– Nie.

– A twoja siostra. Czy ona też…

– Nie. Absolutnie nie.

– Co możesz powiedzieć o ich małżeństwie?

– Rozpadało się. Mia podejrzewała, że Boyd ma romans.

– Wiedziała, z kim?

– Nie.

– Była bardzo załamana?

– Do diabła, jej życie waliło się w gruzy.

Harrison uniósł brwi.

– Nie musisz na mnie naskakiwać.

– Muszę. Bawisz się w „Dwadzieścia pytań”, a ja usiłuję zrozumieć, że mój szwagier został zamordowany i że będę musiała powiedzieć o tym siostrze. Oszczędź mi tych bzdur, dobrze?

Harrison zrobił głupią minę.

– Przepraszam, Melanie, ale naprawdę muszę cię o to spytać. Myślisz, że twoja siostra wiedziała o zwyczajach męża?

– Na to tylko ona ci odpowie.

– Kiedy ostatnio z nią rozmawiałaś?

Melanie zastanawiała się przez chwilę.

– Mniej więcej tydzień, nie, półtora tygodnia temu.

– Zawsze tak rzadko się kontaktujecie?

– Zazwyczaj dzwonimy do siebie codziennie, najwyżej co drugi dzień, ale ostatnio jestem bardzo zajęta dochodzeniem w sprawie Mrocznego Anioła.

Zabrzmiało to nieprzekonująco nawet dla niej samej. Dlaczego nie rozmawiała z Mią częściej? Jak to się stało, że zaledwie w ciągu kilku tygodni tak bardzo oddaliły się od siebie? Ocknęła się z zamyślenia i podniosła wzrok na dochodzeniowca.

– Przepraszam, Pete. Co mówiłeś?

– Musimy z nią porozmawiać. Im szybciej, tym lepiej.

– Oczywiście. – Melanie spojrzała na Connora. Jej partner przysiadł na piętach koło łóżka i zapatrzył się w przestrzeń. Pracowała z nim wystarczająco długo, by wiedzieć co to oznacza: nad czymś się intensywnie zastanawiał, coś mu się nie zgadzało.

Ciekawe, o co chodzi, pomyślała i ponownie zwróciła się do Harrisona.

– Chciałabym pierwsza powiedzieć siostrze o śmierci męża. Biorąc pod uwagę okoliczności…

– Oczywiście. – Wskazał na kolegę, który razem z ekipą techniczną zabezpieczał ślady. – Roger i ja pojedziemy z tobą.

Roger posłał Connorowi ironiczne spojrzenie.

– No to mamy przełom w dochodzeniu – mruknął, nawiązując do sprawy Joli Andersen, która utknęła w martwym punkcie. – Po prostu wspaniale.

Connor podniósł się.

– Pozory mogą mylić – powiedział w zamyśleniu. – Na razie nie zawiadamiałbym prasy ani Cleve’a Andersena.

Stemmons pokraśniał.

– Wiesz co, Parks? Potąd – tu przejechał dłonią na wysokości czoła – mam tych twoich idiotycznych czarów-marów. Na nic się nie zdały. Dochodzenie nie posunęło się ani o krok. Mamy tu dosłowną replikę morderstwa Andersen, łącznie z butelką szampana.

– Właśnie. Replikę.

– Myślisz, że ktoś celowo to zaaranżował? – zdumiała się Melanie.

Stemmons nie dał odpowiedzieć Parksowi, tylko gwałtownie zaczął wyliczać podobieństwa:

– Obie ofiary były przywiązane do łóżka. Obie zostały uduszone poduszką i miały usta zaklejone taśmą. W obu przypadkach miała miejsce penetracja post mortem* [Post mortem (łac.) – po śmierci (przyp. red.)] przy użyciu różnych przedmiotów.

– Załóżmy.

– To chyba oczywiste, ale dobrze, załóżmy, dopóki lekarz nie przeprowadzi autopsji.

– Wymyśliłeś coś jeszcze? – zagadnął Connor.

– Jestem porażony twoją przenikliwością.

– Owszem, wymyśliłem. Obu morderstw dokonano około północy w podrzędnych motelach. Nikt poza nami nie wiedział o szampanie i taśmie.

– A opaska na oczach? Nie przypominam sobie, żeby Joli Andersen miała zawiązane oczy.

– Gdy Stemmons zrobił się czerwony jak piwonia, Connor uspokajającym gestem położył mu dłoń na ramieniu. – No cóż, jego rytuały się wzbogacają. Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że zazwyczaj tak się dzieje.

Do Pete’a podszedł mundurowy policjant.

– Rozmawiałem z recepcjonistą z nocnej zmiany. Mówi, że wynajął pokój doktorowi Donaldsonowi za dwadzieścia pięć dwunasta, a około pierwszej widział samochód wyjeżdżający z parkingu. Za kierownicą siedziała jasnowłosa kobieta. Nie zauważył numerów rejestracyjnych, wie tylko, że był to średniej wielkości sedan w ciemnym kolorze. Ani stary, ani nowy. Tak się wyraził.

Pete zwrócił się do Melanie:

– Twoja siostra jest blondynką jak ty?

Melanie najeżyła się na tę sugestię.

– Tak, jest blondynką jak ja.

– Więc jedźmy z nią porozmawiać.

Загрузка...