– Padnij! Na ziemię! Odejdź od okna! – krzyknąłem do Jamilli.
Bałem się, że Kyle może do niej strzelić. Na pewno czaił się gdzieś na zewnątrz. Jamilla natychmiast rzuciła się na ziemię, twarzą w moją stronę. Intruz też na mnie patrzył. Nie wstawał. Wyglądało na to, że jest zaskoczony nie mniej ode mnie. Kim był, do ciężkiej cholery? Co się tu w ogóle działo? Gdzie Kyle?
Jamilla celowała mu prosto w pierś. Była upiornie spokojna; rewolwer nawet nie drgnął w jej dłoni. Po moim uderzeniu intruz obficie krwawił z nosa. Był dobrze zbudowanym, krótko ostrzyżonym Murzynem o nieco jaśniejszej karnacji, mniej więcej po trzydziestce.
W głowie kręciło mi się od natłoku myśli.
– Kim ty jesteś? Kim jesteś, do diabła?! – wrzasnąłem na niego. Gapił się na mnie ze zdumieniem.
– FBI – wysapał. – Agent federalny. Odłóżcie broń. Natychmiast.
– A ja jestem z policji w San Francisco i na pewno nie odłożę broni! – krzyknęła Jamilla. – Co robisz w moim mieszkaniu? – Widziałem, że jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Na pewno nie były to najprzyjemniejsze myśli. – Gadaj!
Pokręcił głową.
– Nie muszę odpowiadać na wasze pytania. W lewej tylnej kieszeni mam portfel. Znajdziecie tam odznakę i legitymację. Powtarzam, jestem agentem!
– Leż! – warknąłem ostrzegawczo. – Na zewnątrz może być snajper. Przysłał cię tu Kyle Craig? – spytałem.
Wystarczyło spojrzeć na jego twarz, żeby domyślić się odpowiedzi. Agent jednak milczał uparcie.
– Nie muszę z wami rozmawiać – powtórzył.
– Zobaczymy – ostatnie słowo jak zwykle należało do Jamilli.
Jedyne, co mogłem zrobić w takiej sytuacji, to zadzwonić do FBI. Zrobiłem to.
Zaraz po piątej rano zjawiło się w mieszkaniu czterech agentów z miejscowego oddziału FBI w San Francisco. W dalszym ciągu omijaliśmy okna, chociaż byłem niemal zupełnie pewny, że Kyle’a już tam nie ma. Pewnie w ogóle wyjechał z miasta. Znów był o krok przed nami. Powinienem wiedzieć – i po trochu wiedziałem – że wymyśli coś niezwykłego.
Nasi agenci przez bite dwie godziny próbowali go złapać przez telefon – a kiedy im się to nie udało, byli kompletnie zszokowani. Po trochu zaczynali wierzyć, że to Kyle przez minione lata zamordował kilkanaście osób. Ustalili też, że to właśnie on wysłał człowieka do Jamilli. Powiedział mu, że w środku leżą trupy miejscowej policjantki i doktora Alexa Crossa.
Potem zrobiło się gorąco.
Pierwszy podłożyłem ogień.