Nic nie zaczyna się tam, gdzie powinno. Przypomniałem sobie, że to Kyle udzielił niemal wszystkich wywiadów w prasie i telewizji po tym, jak schwytaliśmy Petera Westina na wzgórzach pod Santa Gruz. Lubił błyszczeć w światłach reflektorów. Chciał być jedyną gwiazdą. I w pewien sposób dopiął swego. Świecił zabójczo dokuczliwym blaskiem.
Wpadłem na pewien znośny pomysł, na tyle dobry, że mógł wprawić Kyle’a w lekkie zakłopotanie. Skontaktowałem się z FBI i przegadałem to z dyrektorem Burnsem. Był zadowolony.
Na szesnastą zwołano konferencję prasową w centrali FBI. Burns wygłosił krótkie oświadczenie i przedstawił mnie dziennikarzom. Wspomniał oględnie, że wezmę udział w polowaniu na Kyle’a Craiga i że na pewno uda się go schwytać i postawić przed obliczem sprawiedliwości.
Miałem na sobie czarną skórzaną kurtkę, zapiętą pod samą szyję. Niespiesznym krokiem zbliżyłem się do mikrofonów. Celebrowałem tę całą scenę. Chciałem wyglądać na ważniaka. To ja – nie Kyle – byłem teraz gwiazdą. To były moje łowy. Jemu zaś wyznaczono rolę zgonionej ofiary.
Usłyszałem monotonne buczenie kamer, błysnęło kilka fleszy – i to wszystko. Czułem na sobie cyniczne, taksujące spojrzenia dziennikarskiej braci. Czekali, że odpowiem im na te pytania, na które sam nie znałem odpowiedzi. Nerwy miałem napięte jak postronki.
Przemówiłem grobowym i tak autorytatywnym tonem, na jaki tylko mogłem się zdobyć:
– Nazywam się Alex Cross. Pracuję w wydziale zabójstw policji w Waszyngtonie. Przez ostatnie pięć lat prowadziłem wspólne dochodzenia z agentem specjalnym, Kyle’em Craigiem. Znam go bardzo dobrze. – Podałem kilka szczegółów z naszych poprzednich akcji. Starałem się, żeby wypadło to nadzwyczaj wiarygodnie. Grałem rolę wszechwiedzącego psychiatry-detektywa.
– Kyle pomógł mi rozwiązać kilka trudnych zagadek. Był moim kompetentnym zastępcą i świetnym pomocnikiem. Czasami zbytnio się zapalał, ale pracował bez wytchnienia. Wierzę, że wkrótce go złapiemy, ale… Kyle – zwróciłem się wprost do kamery – jeśli mnie teraz widzisz, to postaraj się słuchać do końca. Poddaj się, a ja ci pomogę. Zawsze mogłeś zwrócić się do mnie o poradę. Przyjdź do mnie. To twoja jedyna szansa.
Przerwałem, powiodłem wzrokiem po sali i pomału zszedłem ze sceny. Flesze błyskały raz po raz. Naprawdę stałem się gwiazdorem. Tego właśnie oczekiwałem.
Dyrektor Burns wspomniał jeszcze o tym, że ma na względzie publiczne bezpieczeństwo i że do akcji skierowano setki wyszkolonych agentów. Na koniec podziękował mi za wystąpienie.
Stałem tuż obok niego i gapiłem się prosto w kamery. Dobrze wiedziałem, że Kyle będzie na mnie patrzył. Miałem nadzieję, że mój występ doprowadzi go do wściekłości.
Przesłanie było czyste i jasne. Rzuciłem mu wyzwanie.
Przyjdź, zabij mnie, jeśli zdołasz – bo już nie jesteś Super-mózgiem. To ja nim jestem.