– Nie! Nie! Nie!
Tego się nie spodziewałem. Miałem wrażenie, że ktoś wbił mi nóż w serce i wiercił nim w otwartej ranie. To Kyle znęcał się nade mną. Co mi chciał przez to przekazać? Jakby mówił: To dopiero początek. Spodziewaj się najgorszego.
Stałem jak skamieniały w drzwiach sypialni Zacha i Liz Taylorów. Oczy miałem pełne łez. Straciłem parę najlepszych przyjaciół. Bywałem u nich dziesiątki razy – na różnych przyjęciach, obiadach i pogaduszkach do późnej nocy. Oni także często wpadali do mnie, na Piątą. Zach był ojcem chrzestnym małego Alexa.
Dobrze chociaż, że zginęli szybko. Kyle pewnie bał się wpadki. Wiedział, że nie może zbyt długo zabawić w eleganckim mieszkaniu w dzielnicy Adams-Morgan.
Tak czy owak, zabił Taylorów strzałami w głowę. Nie znęcał się nad ciałami. Prawie bez trudu zrozumiałem, co usiłował mi powiedzieć: „Nie chodzi o nich”.
To sprawa tylko między nami.
Zupełnie nie dbał o Liz i Zacha. To chyba było najgorsze. Zabijał z upiorną łatwością, niemal od niechcenia, wyłącznie po to, żeby mnie skrzywdzić.
To dopiero początek.
Spodziewaj się najgorszego.
Wokół nie było żadnych śladów furii. Żadnych uczuć. Miałem wrażenie, że Kyle tuż po zabójstwie jakby się zawahał. Och, Kyle, Kyle. Miejże dla nas litość.
Rozejrzałem się po pokoju. Nie robiłem notatek. Były niepotrzebne – wszystko nazbyt mocno wryło mi się w pamięć, z najdrobniejszymi szczegółami. Tego widoku nie zapomnę aż do końca życia.
Twarze ofiar były częściowo rozerwane. Przemogłem się, żeby na nie spojrzeć. Przypomniałem sobie, jak bardzo się kochali. Zach powiedział mi kiedyś: „Liz to jedyna znana mi osoba, z którą wytrzymuję nawet długą jazdę”. Rozmawiali ze sobą bardzo często i nigdy nie brakowało im tematów. Patrząc na ich nieruchome ciała, poczułem przeraźliwą pustkę. Odeszli razem. Co za okropna strata. Horror.
Podszedłem do dużego okna, wychodzącego na ulicę. Zdawało mi się, że wkroczyłem do nierealnego świata. Widziałem neon Cafe” Lautrec. Kawiarnia była jeszcze zamknięta. Pomyślałem o uciekającym Kyle’u. Co odczuwał? Dokąd się kierował?
Chciałem go złapać i powstrzymać. Nie. Zamierzałem go zabić. Chciałem, żeby przed śmiercią cierpiał najgorsze katusze.
Ktoś podszedł do mnie. Był to sierżant Ed Lyle z ekipy śledczej.
– Przykro mi, panie Cross. Czego pan od nas oczekuje? Jesteśmy gotowi do pracy.
– Szkice, wideo, fotografie – powiedziałem. Prawdę mówiąc, było to wcale niepotrzebne. Po co mi nowe koszmarne zdjęcia? Po co dowody?
Znałem mordercę.