Tej nocy w areszcie miejskim w Santa Cruz dwa razy próbowałem wyciągnąć coś od Westina. Kyle chciał go zabrać na wschodnie wybrzeże, ale wątpiłem, czy mu się to uda. Kalifornia miała do niego większe prawa. Westin siedział przede mną ubrany w czarną aksamitną koszulę i czarne skórzane spodnie. Był blady jak ściana. Przez cienką skórę na skroniach prześwitywały mu niebieskie żyły. Zmysłowe usta wydawały się czerwieńsze niż u innych ludzi. „Pan” nie wyglądał raczej na człowieka. Podejrzewałem, że to był z góry zamierzony efekt.
Wszystkich denerwowało przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu. Rozmawiałem o tym z Jamillą. Miała te same wrażenia. Peter Westin nie przejawiał żadnych ludzkich uczuć: współczucia, wzgardy, głębszych emocji, samozaparcia ani skruchy. Był Panem w całym znaczeniu tego słowa. Mordercą, widmem i krwiopijcą.
– Nie mam zamiaru cię tu straszyć tradycyjnymi pogróżkami – powiedziałem znaczącym tonem.
Sprawiał wrażenie, że mnie nie słucha. Znudzony? Obojętny? Cwany jak wszyscy diabli? W roli Pana stanowił wręcz niezwykłą postać: butny, władczy, wyniosły i zniewalający. Miał przenikliwe oczy. W Santa Barbara na mój użytek odegrał niezłą komedię – udając nieszkodliwego naukowca-maniaka, ślęczącego wśród starych książek.
Przechylił głowę i z uwagą na mnie popatrzył. Szukał czegoś, lecz nie wiedziałem czego. Przez kilka sekund wytrzymałem jego uparte spojrzenie. To go zdenerwowało.
– Spierdalaj – burknął wreszcie.
– O co chodzi? – spytałem powoli. – Co ci nie pasuje, Peter? Nie jestem godzien z tobą rozmawiać?
Uśmiechnął się – co gorsza, jakby z odrobiną ciepła. Kiedy chciał, potrafił być czarujący. Sam doświadczyłem tego w Santa Barbara.
– Co z tego, że pogadamy? – spytał. – Co z tego, że ci powiem, w co wierzę i co naprawdę czuję? Przecież i tak nic nie zrozumiesz. – Znów się uśmiechnął. – Byłbyś o wiele bardziej przybity i skołowany.
– Spróbuj – mruknąłem. Milczał.
– Wiem, że brak ci Williama i Michaela. Kochałeś ich, chociaż próbujesz tego nie okazać – powiedziałem. – Trochę cię już poznałem. Mocno przeżywasz pewne rzeczy.
Westin królewskim ruchem niemal niedostrzegalnie skinął głową. Bolał nad śmiercią Williama i Michaela. Tu na pewno się nie pomyliłem. Szczerze żałował, że ich stracił.
– Tak, Cross – odezwał się po dłuższej chwili. – Są takie sprawy, które przeżywam głębiej, niż to możesz sobie wyobrazić. Nie masz o tym pojęcia. Skąd mógłbyś wiedzieć, co myślą podobni do mnie?
Umilkł na dobre. Nie miał nic więcej mi do powiedzenia. Śmiertelnicy go nie rozumieli. Zostawiłem go i wyszedłem. Gra skończona.