Podniosłem słuchawkę telefonu i ze złości kopnąłem kolanem w stół.
– Wszędzie cię szukałem, Alex – spokojnie powiedział Kyle. W jego głosie pobrzmiewał cień dobrotliwej nagany. Nie miał wyrzutów sumienia i nie dręczyło go poczucie winy. Wręcz zdumiewał mnie swoją arogancją. Gdyby był tutaj, to po prostu dałbym mu w mordę.
– I w końcu mnie znalazłeś – westchnąłem. – Gratuluję. Nie umiem się przed tobą schować. Zawsze mnie czymś zaskoczysz. Jesteś prawdziwym Supermózgiem, Kyle.
– Wiem. Trochę się o ciebie bałem. Chciałem powiedzieć ci ”Do widzenia” w normalny, cywilizowany sposób. Znikam, jak tylko zakończymy tę małą przygodę. A koniec już naprawdę blisko. Cieszysz się?
– Powiesz mi, gdzie teraz jesteś? – spytałem.
Milczał przez pół sekundy. Poczułem, jak adrenalina przelewa się przez moje ciało. Nogi miałem jak z waty. Bałem się, że za chwilę usłyszę coś strasznego.
– Może powiem? Przecież na dobrą sprawę, w niczym mi to nie zaszkodzi. Hm. Niech pomyślę. Wszędzie jest krew, Alex. Tak, krew… Straszna masakra. Majstersztyk zbrodni. Gary Soneji, Shafer, Casanovą – to byli zwykli amatorzy. Ja jestem lepszy. To moje największe dzieło. Możesz mi wierzyć, bo wiem, co mówię. Znam się na tym – i w takich sprawach stać mnie na obiektywizm.
Serce waliło mi jak oszalałe. Krew zaszumiała mi w uszach; miałem zawroty głowy. Ciężko oparłem się o kredens.
– Gdzie jesteś, Kyle? Powiedz mi to, do diabła!
– Może u ciotki Tii, gdzieś na obrzeżach Baltimore? – spytał. Roześmiał się jak obłąkany. – W Chapel Gate. Piękne miasteczko.
Kolana ugięły się pode mną i głuchy jęk wyrwał mi się z piersi. Zobaczyłem swoją rodzinę – Nanę, Jannie, Damona i Alexa. Dlaczego nie byłem z nimi? Jak Kyle przedarł się przez ochronę? W jaki sposób ominął Sampsona? Nie. To niemożliwe. Na pewno mu się nie udało.
– Kłamiesz, Kyle.
– Naprawdę? Niby dlaczego miałbym kłamać? Pomyśl rozsądnie. Przecież to nie ma sensu.
Najgorsze jeszcze przed nami. Musiałem zadzwonić do Tii. Nie powinienem był ich zostawiać.
Gdzieś nade mną rozległ się przeraźliwy wrzask. Co się dzieje?
Spojrzałem w górę. Nie wierzyłem własnym oczom. Kyle wyskoczył przez klapę w strychu. Wciąż wrzeszczał. W jednym ręku trzymał szpikulec do lodu, w drugim – telefon komórkowy.
Uniosłem rękę, żeby się osłonić, ale zrobiłem to za wolno. Zaskoczył mnie. Nie pomyślałem o tym, żeby wcześniej popatrzeć na sufit.
Szpikulec wbił mi się w pierś pod jakimś dziwnym kątem. Spazmatyczny ból przeszył mi całe ciało. Runąłem na podłogę. Trafił mnie w serce? Zabił? W ten sposób to się wszystko kończy?
Kyle drugą ręką uderzył mnie prosto w twarz. Zgrzytnęły kości. Miałem wrażenie, że lewy policzek zapadł mi się do środka.
Kyle uniósł pięść do drugiego ciosu. Chciał mnie ukarać, a szaleńcza furia potęgowała jego siły. Uroił sobie, że jest bohaterem. Był chory. Wciąż nie mogłem do końca uwierzyć, że popełniał tak okropne zbrodnie.
Zepchnij go! – coś krzyknęło we mnie. Na pewno ci się uda!
Kolejny cios o milimetry minął się z moją twarzą. Uchyliłem głowę tylko na tyle, żeby nie dać się trafić. Przeżywałem koszmarne chwile. Z piersi sterczała mi żelazna rączka szpikulca.
Jedną ręką złapałem Kyle’a za kaptur i kołnierz kurtki, a drugą – za czarne włosy. Pociągnąłem go i rzuciłem na bok.
Udało mi się podnieść, nie zwalniając uchwytu. Obaj dyszeliśmy ciężko i mruczeliśmy coś pod nosem. Czułem, że słabnę. Krew coraz większą plamą rozlewała mi się po koszuli.
Jednym szarpnięciem obróciłem Kyle’a plecami do siebie i pchnąłem go głową naprzód w szklaną szafkę kuchenną, ze starannie ustawionymi naczyniami. Rozleciała się pod uderzeniem. Posypało się szkło i drzazgi.
Pociągnąłem Kyle’a za włosy. Ostre odłamki szkła poraniły mu twarz i szyję. Za wszelką cenę chciałem, żeby cierpiał. Za Betsey Cavalierre, za Taylora i jego żonę, za wszystkich, których zamordował przez minione lata. Za tych, którzy ponieśli śmierć z rąk bezlitosnego monstrum. Z rąk Supermózgu, Kyle’a Craiga.
– Moje oczy! Moje oczy! – krzyknął. Nareszcie go zabolało.
Wziąłem zamach i uderzyłem go prawym sierpowym. Przyciągnąłem go bliżej siebie. Biłem go i biłem, a kiedy mi się wysuwał, podtrzymywałem go i znowu biłem. Nie pozwoliłem, żeby upadł. Tłukłem go jak oszalały. Nie wiem, skąd wykrzesałem tyle energii i siły. Chciałem ukarać go za wszystko: za morderstwa, za okrutną zdradę, za to, że wciąż za mną łaził, za ból i strach, który ściągnął na moją rodzinę i wiele innych rodzin.
Bezwładnie zwisał mi w ramionach, więc wreszcie go puściłem. Osunął się na podłogę. Ciężko dysząc, stanąłem nad nieruchomym ciałem, wyczerpany, zbolały i jeszcze pełen strachu. Co teraz? Wydawało mi się, że jestem kimś innym. Kim? A może raczej – czym się teraz stałem? Jaki miał na mnie wpływ widok tych okropnych zbrodni?
Odsunąłem się o dwa kroki od leżącego Kyle’a. Z lewej piersi wciąż sterczał mi szpikulec do kruszenia lodu. Trzeba go wyjąć, pomyślałem. Wiedziałem jednak, że sam nie powinienem tego robić. Musiałem iść do szpitala. Może doktor Kate McTiernan się mną zajmie?
Podniosłem słuchawkę telefonu. To było dla mnie bardzo ważne.
Dobry początek, prawda? Na pewno.
Nareszcie byłem sam na sam z Supermózgiem. Mieliśmy sobie dużo do powiedzenia. Od dawna na to czekałem – i domyślałem się, że on także.