Tuż po wylądowaniu znalazłem się w zatłoczonej hali międzynarodowego portu lotniczego w San Francisco. Ciągle myślałem o krwi i dziwnych, straszliwych ukąszeniach. Rozejrzałem się za Jamillą Hughes. Wiedziałem tylko, że jest ładną, wysoką Murzynką.
Jakiś biznesmen w pobliżu bramki czytał Examinera. Na pierwszej stronie widniało tłustym drukiem: HORROR W PARKU GOLDEN GATE. DWOJE ZAMORDOWANYCH.
Nie znalazłem nikogo, kto by na mnie czekał, więc skierowałem się po znakach w stronę przystanku i postoju taksówek. Miałem jedynie ręczny bagaż, bo obiecałem przecież Damono wi, że w sobotę wrócę do domu. Dałem sobie rozkaz wymarszu i postanowiłem, że w przyszłości dotrzymam każdego przy rzeczenia. Poważnie.
Kiedy znalazłem się za bramką, podeszła do mnie jakaś kobieta.
– Przepraszam… detektyw Cross?
Zauważyłem ją tuż przed tym, zanim się odezwała. Była ubrana w dżinsy i skórzaną kurtkę, narzuconą na niebieski podkoszulek. Potem dostrzegłem, że pod pachą nosiła pistolet w kaburze. Miała około trzydziestu pięciu lat. Ładna, rzeczowa i cholernie miła jak na policjantkę z wydziału zabójstw. Ci na ogół bywają mrukliwi.
– Inspektor Hughes? – spytałem.
– Jamilla. – Wyciągnęła rękę i uśmiechnęła się na powitanie. Uśmiech też miała ładny. – Cieszę się, że pana poznałam. Szczerze mówiąc, to nie przepadam za pomysłami FBI, lecz pan cieszy się u nas niezłą opinią. Bieżąca sprawa przypomina tamto morderstwo w Waszyngtonie, więc… witam w San Francisco.
– Alex – odpowiedziałem. – Ja też się cieszę. – Potrząsnąłem jej prawicą. Dłoń miała silną, lecz bez przesady. – Właśnie myślałem o tamtym śledztwie – dodałem. – Twój raport przywołał niemiłe wspomnienia. Jak dotąd, nie znalazłem morderców Patricii Cameron. Możesz to dopisać do opinii o mnie, o której wspominałaś wcześniej.
Jamilla Hughes znów się uśmiechnęła. Szczerze. Na pewno nie udawała. W ogóle wydawała mi się całkiem szczera. Nie wyglądała na policjantkę. To chyba dobrze. Była zbyt normalna jak na gliniarza.
– Musimy się pospieszyć. Jesteśmy umówieni w kostnicy z dentystą weterynarzem. To dobry kumpel naszego lekarza sądowego. Wolisz to od uroków zwiedzania San Francisco?
Z uśmiechem pokręciłem głową.
– Prawdę mówiąc, właśnie po to przyleciałem. Czytałem o tym w jakimś przewodniku. „Kiedy już będziesz w San Francisco, to nie zapomnij zajrzeć do kostnicy!”.
– Nie ma kostnicy w przewodnikach – odparła Jamilla. – A szkoda. Czasami to ciekawsze niż przejażdżka tramwajem.