Rozdział 71

Takie rzeczy zdarzają się tylko w Nowym Orleanie. Przez część dnia starałem się zdobyć zaproszenia, potem zaś przystąpiliśmy do mierzenia kostiumów. Bal zaczynał się o północy, ale słyszeliśmy, że większość gości przychodzi dopiero przed drugą.

To była dla nas długa noc. Zabawa z wolna zaczęła się rozkręcać, lecz my cierpliwie czekaliśmy jeszcze dwie godziny, zanim dołączyliśmy do tłumu. Mniej więcej połowa gości składała się z młodzieży w wieku studenckim – chociaż widziałem jeszcze młodsze twarze – pozostali byli po trzydziestce. Na podjeździe stawały smukłe limuzyny i inne drogie wozy. Stroje prezentowały się nader malowniczo: obszerne peleryny, cylindry, aksamitne wiktoriańskie suknie, gorsety, laski i tiary.

Wśród wampirów dominowała czerń. Smukłe, niemal bezpłciowe ciała spowite były w aksamit i skórę. Jedynie z rzadka błysnęła gdzieś biała koronka, zdobiąca rąbek czarnej sukni. Kolczyki w uszach, nosie, pępku. Obroże, czarna szminka i gruby makijaż na twarzach mężczyzn i kobiet.

Dosłownie zewsząd spoglądały na mnie krwistoczerwone oczy. Próbowałem omijać je wzrokiem. Z ukrytych w ogrodzie głośników dobiegały dźwięki piosenki pod tytułem Pistol Grip Pump. Kły błyskały na każdym kroku. Lała się sztuczna krew.

Kitka dziewcząt nosiło na szyjach fioletowe lub czarne opaski pewnie po to, by ukryć ślady ukąszenia.

W środku było jeszcze weselej. Goście zwracali się do siebie per „sir Nicholasie”, „panienko Annę”, „baronowo”, „książę Williamie”, „mistrzu Ormson”. Podeszła do nas jakaś posągowa dama i zmierzyła spojrzeniem Jamillę. Miała sztucznie przyciemnioną skórę i nosiła jedynie wąską przepaskę na biodrach. Żelazisty odór zakrzepłej krwi mieszał się z zapachem garbowanej skóry i oleistą wonią zatkniętych na ścianie pochodni.

Jamilla nie okazywała zdenerwowania. Zuch dziewczyna. Ubrana była w krótką obcisłą sukienkę, skórzane buty i czarne pończochy. Wyglądała bardzo seksownie. Czarną pomadkę i skórzane opaski na ręce kupiła w tak zwanym Little Shop of Fantasy, na Dumaine Street. Pomogła mi wybrać kostium: sięgającą podłogi pelerynę, fular, czarne spodnie i buty wysokie do kolan.

Nikt nie zwracał na nas zbytniej uwagi. Przeszukaliśmy cały parter, a potem, wraz z dużą grupą gości, zeszliśmy do piwnicy. Wszędzie płonęły pochodnie. Wokół nas piętrzyły się kamienne ściany. Granitową posadzkę w pewnych miejscach zastępowało zwykłe klepisko. Loch był zimny, wilgotny i oślizły.

– Jezu, Alex – szepnęła mi do ucha Jamilla. Mocno ścisnęła mnie za rękę. – Gdybym sama tego nie widziała, to chybabym nie uwierzyła.

W tym momencie całkowicie podzielałem jej uczucia. Tłumek, otaczający nas w piwnicy, bez przerwy szczerzył długie kły i wyglądał naprawdę groźnie. Wątłe światło biło od pochodni i kandelabrów z żarówkami udającymi świece. Dostrzegłem także kilka ludzkich czaszek, przymocowanych wprost do ściany. Bez wątpienia były prawdziwe.

Tak na wszelki wypadek rozejrzałem się wokół siebie, szukając drogi ucieczki. Okazało się, że to niełatwe. Tłum gęstniał z każdą chwilą. Ogarnęło mnie poczucie klaustrofobii. Ciekawe, czy ktoś dzisiaj umrze? – przemknęło mi przez głowę. Kto?

– Skłońcie się, bo Pan nadchodzi! – zabrzmiało tubalnym basem.

Загрузка...