Dwaj magicy niestrudzenie obrzucali się wyzwiskami. William oderwał wzrok od Dary i znowu popatrzył na scenę. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Magiczny spektakl też pełnił ważną rolę w jego planach. Ważną jak diabli.
Charles i Daniel byli po czterdziestce. Obaj przystojni, choć o grubo ciosanych rysach – i pewni siebie, wręcz bezczelni, zwłaszcza w oczach zmanierowanej publiczności.
Daniel przemawiał do widzów niczym adwokat do ławy przysięgłych. Dla podkreślenia swoich słów wymachiwał długim błyszczącym mieczem.
– Zaliczamy się do najlepszych artystów na świecie. Może nawet jesteśmy najlepsi. Występowaliśmy w Madison Sąuare i Winter Garden w Nowym Jorku, w Magie Castle, w Palladium w Londynie i Crazy Horse Saloon w Paryżu. Pisały o nas gazety we Frankfurcie, w Sydney, Melbourne, Moskwie i Tokio.
Charles wydawał się znudzony tą napuszoną autoreklamą. Siadł na krawędzi sceny i ziewał, aż widać mu było migdałki. Wreszcie powiedział:
– Oni mają w nosie twoją karierę, Danielu. Nie potrafiliby odróżnić Houdiniego od Siegfrieda i Roya. Zrób jakąś tanią sztuczkę. Przecież po to tu właśnie przyszli. Takie sztuczki są dobre dla dzieci, a przecież mamy do czynienia z dziećmi! No, zrób sztuczkę! Chociaż jedną!
Daniel gwałtownym ruchem skierował miecz w jego stronę. Wykonał kilka groźnych ruchów.
– Ostrzegam cię, przyjacielu. William znowu pochylił się do sąsiadów.
– Teraz będzie najlepsze – szepnął. – Możecie mi wierzyć. Spod oka zerknął na aktora. Andrew szybko odwrócił wzrok, lecz było już za późno. Też wpadł w pułapkę. Teraz myślał wyłącznie o tym, jak dobrać się do Williama. Ale któż by go za to winił? Boże, jaki jestem głodny, pomyślał William. Mógłbym pić krew tu i teraz. Na scenie Daniel wydzierał się na Charlesa.
– Dość mam tych twoich przemądrzałych, złośliwych docinków! Nienawidzę cię!
– To kiepsko, bo dopiero zacząłem się rozkręcać. – William ułamek sekundy wcześniej wyrecytował odpowiedź Charlesa. – Jeszcze dowiesz się niejednego. I ty, i ci tam, na sali.
Andrew i Dana żywiołowym śmiechem nagrodzili ten mały występ. William całkowicie podbił ich serca. Andrew wprost nie mógł oderwać od niego wzroku. Biedaczysko.
Daniel niespodziewanie skoczył w stronę Charlesa. Wbił mu miecz w pierś. Charles krzyknął rozdzierającym głosem. Zabrzmiało to całkiem prawdziwie. Struga krwi buchnęła na scenę, zalewając czarny aksamit. Głuchy jęk rozległ się wśród wystraszonych widzów. Na sali zapanowała cisza.
William i Michael skręcali się ze śmiechu. Tak samo para aktorów. Sąsiedzi zaczęli sykać, żeby ich trochę uciszyć.
Daniel przeciągnął ciało Charlesa na drugi koniec sceny. Każdym ruchem podkreślał, że zmaga się z ciężarem. To było dramatyczne. Doszedł do rzeźnickiego stołu i położył ciało na blacie.
Chwycił topór, uniósł go oburącz i odrąbał Charlesowi głowę.
Publiczność wybuchnęła nieopisaną wrzawą. Wiele osób zakryło oczy.
– To wcale nie jest śmieszne! – ktoś krzyknął. William śmiał się jak oszalały, walił pięściami w uda i tupał w podłogę. Inni widzowie na próżno zwracali mu uwagę, żeby się uspokoił. Byli przerażeni, lecz chcieli więcej. Andrew i Dana też chichotali. Dana z rozbawieniem klepnęła Williama w ramię.
Daniel przesadnie teatralnym gestem wsadził głowę Charlesa do wiklinowego kosza. Potem ukłonił się. Publiczność wreszcie zrozumiała i posypały się gromkie brawa.
William zmarszczył brwi i pokręcił głową.
– Najlepsze już było. A teraz zakończenie.
Daniel przeniósł kosz z powrotem na koniec sceny. Szedł ostrożnie i bardzo powoli. Wreszcie wyłożył głowę Charlesa na duży srebrny półmisek.
– Dobrze, że miał go pod ręką – szepnął William do Dany. Daniel popatrzył na widzów.
– Wszystko już wiecie? Nie?… Naprawdę?… No, przecież on nie żyje.
– Kłamiesz! – zawołał William od stolika. – Wasz pokaz zdechł, ale Charles żyje! Niestety, nie wiadomo po co.
Głowa leżąca na półmisku drgnęła nagle. Charles otworzył oczy. Widzowie znów zaczęli klaskać. Iluzja była znakomita. Nikt przedtem nie widział takiej sztuczki.
– Boże – jęknął Charles. – Sam popatrz, co zrobiłeś. I to przy tylu świadkach. Nie unikniesz kary, morderco.
Daniel wzruszył ramionami.
– O mnie się nie martw. Nic mi się nie stanie. A wiesz dlaczego? Bo nikt tam o ciebie nie dba. Nikt cię nie lubi. W gruncie rzeczy, to oni sami siebie też nie lubią. Zasłużyłeś na taką śmierć, Charlesie.
– Publiczna egzekucja? – ponownie przemówiła głowa. – Pomóż mi, Danielu.
– Powiedz magiczne słowo – zażądał Daniel.
– Proszę, pomóż! – zawołał Charles. – Proszę… proszę… Pomożesz?
Daniel ostrożnie nakrył koszem głowę na półmisku. Potem znów przeszedł przez całą scenę. Pochylił się nad stołem i gestykulując zawzięcie, „przyczepił” głowę do tułowia. Charles zerwał się i chwycił go za rękę.
Stanęli razem pośrodku sceny i skłonili się publiczności.
– Panie i panowie! Oto Daniel i Charles, najlepsi magicy świata! – zawołali.
Tym razem gromkie brawa trwały dłużej niż przedtem. Ludzie wstawali z miejsc, klaskali i krzyczeli. Magicy wciąż się kłaniali.
– Buuuu! Buuuu! – pohukiwali William i Michael. – Oszukaństwo!
Kilku ochroniarzy ruszyło w ich stronę. William pochylił się do aktorskiej pary.
– Lubicie magię, teatr i przygodę? – spytał. – Jestem William Alexander, a to mój brat, Michael. Chodźmy stąd. Przenieśmy się gdzie indziej. Znajdziemy lepszą zabawę.
Andrew Cotton i Dara Grey podnieśli się od stolika. William i Michael ruszyli przodem. Ochroniarze dopadli ich, zanim doszli do wyjścia.
– Chcemy zwrotu pieniędzy za bilety – oznajmił William. – Charles i Daniel to oszuści.