Wróciłem do domu około pierwszej po południu. Spać mi się chciało, lecz drzemałem tylko dwie godziny. Potem wstałem i niespokojnie krążyłem po pokojach.
Obszedłem wszystkie. Za wszelką cenę chciałem przerwać ten łańcuch zbrodni, lecz nie wiedziałem, od czego zacząć. Przed oczami migały mi nazwiska z listy domniemanych ofiar: moja rodzina, Sampson, Christine, Jamilla Hughes, Kate Mc-Tiernan, Naomi i rodzina Kyle’a.
Wciąż widziałem Zacha i Liz. Najlepsze lata mieli jeszcze przed sobą, ale zginęli – i to przeze mnie. Wreszcie poszedłem do łazienki i zacząłem wymiotować. Chociaż to dobre. Myślałem, że wyrzygam flaki. Z trzaskiem zamknąłem szafkę nad zlewem, omal nie rozbijając lustra.
Przez cały czas Kyle był pieprzony krok do przodu, nie mam racji? – pomyślałem z wściekłością. Taki chojrak? Przez całe lata pogrywał sobie ze mną jak kot z myszą.
Wierzył w siebie. Za każdym razem udawało mu się jakoś umknąć. Robił, co chciał. I co teraz? Kogo zabije? Kogo? Kogo?
Jak zdołał zniknąć z domu Taylorów? Jak mógł pozostać niewidzialny, skoro szukało go aż tylu ludzi?
Miał kupę forsy – zadbał o to, gdy wziął na siebie rolę Supermózgu. Co zaplanował?
Większą część nocy i cały ranek przesiedziałem przy komputerze. Biurko stało tuż pod oknem. Widział mnie? Nie, chyba nawet on nie podjąłby takiego ryzyka. Czy mogłem być czegokolwiek pewny?
Z pewnością nie zawahałby się przed zbrodnią na większą skalę. Gdzie by uderzył? Na Waszyngton? Nowy Jork? Los Angeles? Chicago? A może na rodzinne Charlotte, w Karolinie Północnej? Albo raczej gdzieś w Europie? Londyn?
Miał rodzinę. Byli bezpieczni? Żona, syn i córka. Któregoś lata byliśmy razem na wakacjach w Nags Head. Kilka razy odwiedzałem ich w domu, w Wirginii. Bardzo się zaprzyjaźniłem z żoną Kyle’a, Louise. Obiecałem, że jeśli zdołam, złapię go żywego. Teraz jednak się zastanawiałem, czy dotrzymam tego przyrzeczenia. Czy chcę dotrzymać? Co właściwie zrobię, kiedy znajdę Kyle’a?
Mógł zwrócić się przeciw rodzicom, zwłaszcza że obarczał ojca winą za swoje zbrodnie. William Hyland Craig był kiedyś generałem, a potem, już w Charlotte, prezesem dwóch spółek spod znaku Fortune 500. Teraz udzielał dobrych porad za dziesięć – lub dwadzieścia tysięcy od łebka i zasiadał w zarządzie kilku koncernów. Za młodu często bijał Kyle’a za każde przewinienie. Uczył go dyscypliny i nienawiści.
Braterska rywalizacja? Kyle napomknął o tym w ostatniej rozmowie ze mną. Od dziecka konkurował ze swoim młodszym bratem, aż do tragicznej śmierci Blake’a w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym roku. Oficjalnie mówiono wówczas, że to wypadek na polowaniu. A jeśli Kyle zabił Blake’a? Co w takim razie ze starszym bratem, który wciąż mieszkał w Karolinie Pomocnej?
Jaka w tym była moja rola? Może Kyle we mnie dostrzegł wcielenie Blake’a? Uważał mnie za młodszego brata? Od samego początku chciał być ode mnie lepszy. Próbował mną powodować. Kobiety, z którymi się spotykałem, postrzegał jako zagrożenie, jako ekstremalny wariant wspomnianej rywalizacji. To dlatego zabił Betsey Cavalierre. A co z Maureen Cooke w Nowym Orleanie? A z Jamillą?
Pomyślałem sobie, że warto rozpracować taki teoretyczny model trójkąta rodzinnego, z udziałem moim i Kyle’a.
Krok do przodu.
Przynajmniej jak dotąd.
Gdyby próbował zabić rodziców albo brata, to natychmiast wpadłby w nasze ręce. Byli w Charlotte pod czujną opieką agentów FBI.
Kyle na pewno o tym wiedział. Nie był głupi – tylko perfidny i okrutny.
Krok do przodu.
To chyba – w moim rozumieniu – stanowiło właściwy klucz do świata jego wyobraźni. Nie wykonywał oczywistych ruchów. Zawsze był jeden, a czasem dwa ruchy przed tobą. Jak mu się to udawało? Co zrobi teraz, w trudnej sytuacji? Nie umiałem wyzbyć się podejrzeń, że ktoś musiał mu pomagać. Może miał wspólnika nawet w FBI?
W końcu zasnąłem ze zmęczenia. Obudził mnie telefon stojący w sypialni. Była trzecia w nocy. A żeby go szlag trafił. Czy ten bydlak nigdy nie sypia?
Podniosłem słuchawkę, nacisnąłem widełki i wyciągnąłem wtyczkę ze ściany.
Pieprz się, Kyle. Dość tych pogaduszek.
Od dzisiaj to moja gra. Teraz ja ustalam zasady.