Rozdział 51

Pomimo bólu głowy bite cztery godziny przesiedziałem z Irwinem Snyderem w czterech ścianach małej, niemal przyprawiającej o klaustrofobię izby przesłuchań aresztu miejskiego w Charlotte. Kyle towarzyszył mi przez pierwszą godzinę, ale to nie dawało żadnych rezultatów, więc poprosiłem go, żeby sobie poszedł. Snyder miał kajdanki na rękach i nogach, więc na dobrą sprawę nie musiałem się go obawiać. Ciekaw byłem, jak on się czuje?

Rwała mnie dłoń i ramię, ale były pilniejsze sprawy niż użalanie się nad sobą. Snyder słyszał, że zjawię się w Charlotte. Od kogo? Co jeszcze wiedział? Co go łączyło z całą resztą tego bałaganu?

Chłopak miał bladą, chorowitą cerę, zwichrzoną kozią bródkę i skąpe bokobrody. Wodził za mną inteligentnym spojrzeniem ciemnych, rozbieganych oczu.

Potem pochylił się i wsparł głowę na plastikowym stole. Zaraz szarpnąłem go za włosy i zmusiłem, żeby usiadł prosto. Klął równo przez minutę. Później zażądał adwokata.

– Boh, prawda? – zapytałem. – Więc lepiej mnie nie prowokuj. Nie pokładaj mi się na stole. To nie pora na drzemkę. To także nie zabawa.

Uniósł rękę, pokazał mi środkowy palec i znów próbował się położyć. W ten sam sposób przez długie lata całkiem bezkarnie stawiał się rodzicom i nauczycielom. Dobra metoda, ale nie tutaj i nie ze mną. Jeszcze mocniej szarpnąłem go za tłuste czarne włosy.

– Coś mi się zdaje, mój kochasiu, że nie rozumiesz po angielsku. Z zimną krwią zabiłeś dwie osoby. Jesteś mordercą.

– Adwokata! – wrzasnął. – Adwokata! Próbują mnie tu torturować! Gliniarz mnie bije! Adwokata! Mam niezbywalne prawo do obrony!

Wolną ręką ująłem go pod brodę. Splunął na mnie. Nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi.

– Słuchaj, co mówię! Wszyscy twoi kumple z farmy trafili do komisariatu. Tylko my dwaj zostaliśmy tutaj. Nikt poza mną cię nie usłyszy. Nie będziesz bity, ale za to ze mną porozmawiasz.

Znowu szarpnąłem – na tyle mocno, żeby nie wyrwać mu garści włosów. Snyder jęknął, chociaż wiedziałem, że nie zrobiłem mu zbyt wielkiej krzywdy.

– Zatłukłeś młotkiem ojca i matkę. Dwa razy mnie ugryzłeś. Śmierdzisz, że aż nos odpada. Wcale za tobą nie przepadam, lecz jednak z chęcią cię wysłucham.

– Znajdź jakąś maść na ugryzienia – burknął. – Pamiętaj, że cię ostrzegałem.

Jeszcze się stawiał, ale zrobił unik, gdy wyciągnąłem rękę w stronę jego głowy.

– Kto ci powiedział, że będę w Charlotte? Skąd wiesz, jak się nazywam? Gadaj!

– Spytaj Tygrysa, kiedy się spotkacie. Poznasz go szybciej, niż się spodziewasz.

Загрузка...