Rozdział 101

O wpół do ósmej rano odebrałem telefon od dyrektora FBI, Ronalda Burnsa, z Waszyngtonu. Burns rozmawiał ze mną ostrożnie, ale wiedziałem, że by nie zadzwonił, gdyby nie miał ważnych dowodów, wskazujących na winę Kyle’a. Wciąż dręczyło mnie poczucie krzywdy, ale to był normalny objaw. W końcu to Kyle okazał się szaleńcem; ze mną było wszystko w porządku.

– Niech mi pan powie jak najwięcej, panie dyrektorze – poprosiłem. – Znam Kyle’a, lecz są sprawy, o których nie mam pojęcia. Muszę wiedzieć wszystko. To bardzo ważne.

Burns nie odpowiedział od razu. Po drugiej stronie słuchawki zapanowała długa cisza. Był przyjacielem Kyle’a. Lub przynajmniej uważał go za przyjaciela. Wszyscy pomyliliśmy się jak diabli. Ktoś, kogo darzyliśmy największym zaufaniem, oszukał nas i wykorzystał.

W końcu Burns zaczai mówić.

– To chyba zaczęło się jeszcze przy Buziaczkach. A może wcześniej? Wie pan zapewne, że Kyle studiował na Uniwersytecie Duke. Tam poznał Dżentelmena Podrywacza, czyli Willa Rudolpha. W czasie dochodzenia spowodował śmierć dziennikarki z Los Angeles Times, Beth Lieberman. Za bardzo zbliżyła się do Rudolpha.

Zamknąłem oczy i potrząsnąłem głową. Pomagałem przy tamtej sprawie. Słyszałem, że Kyle studiował na Duke, ale nie wiedziałem o jego kontaktach z zabójcą, terroryzującym Los Angeles. Podejrzewałem go przelotnie, lecz na wszystko miał alibi. Oczywiście, że miał.

– Dlaczego wcześniej mi pan o tym nie powiedział? – spytałem. Próbowałem zrozumieć motywy FBI. Jak dotąd, nie udawało mi się to.

– Zwróciliśmy na niego baczniejszą uwagę dopiero po zabójstwie Betsey Cavalierre. Wciąż nie mieliśmy jednak żadnych wyraźnych dowodów. Nie wiedzieliśmy, czy jest mordercą, czy naszym najlepszym agentem.

– Boże… – wyrwało mi się. – Przecież jednak mogliśmy porozmawiać! Wręcz powinniśmy. A teraz uciekł. Co chce mi pan przekazać? Zmieniam się w słuch.

– Alex, wie pan to samo co ja, a może nawet dużo więcej. Liczyłem na to, że pan mi coś powie.

Po rozmowie z Burnsem zadzwoniłem do Sampsona i poinformowałem go o sytuacji. Nowiny nim wstrząsnęły. Okazało się, że już dawno zabrał Nanę i dzieci z naszego domu przy Piątej. Tylko my dwaj wiedzieliśmy, gdzie ich szukać.

– Wszystko w porządku? – spytałem. – Nic wam nie potrzeba?

– Chyba żartujesz! – obruszył się. – Jeszcze nigdy nie widziałem Nany tak wkurzonej. Gdyby tu teraz przyszedł Kyle Craig, to raczej stawiałbym na Nanę. A dzieciaki są po prostu super. Wprawdzie nie wiedzą, o co chodzi, lecz domyślają się, że to coś złego.

– Nie zostawiaj ich ani na chwilę, John – ostrzegłem go ponownie. – Ani na sekundę. Następnym lotem wracam do Waszyngtonu. Nie wiem, jak Kyle mógłby cię wyśledzić, ale nie wolno go nie doceniać. Jest niebezpieczny. Z jakichś powodów uwziął się na mnie, a może i na moich krewnych. Jeśli się dowiem, co mu dolega, to może zdołam go powstrzymać.

– A jeśli nie? – zapytał Sampson. Nie odpowiedziałem na to pytanie.

Загрузка...