Rozdział 12

Drugiego dnia pobytu w San Francisco znalazłem się w niewielkim biurze Jamilli Hughes, w Pałacu Sprawiedliwości. Przejrzałem zeznania świadków i opis miejsca zbrodni w parku Golden Gate. Musiałem przyznać, że to dobra, fachowa robota. Byłem pod wrażeniem.

Samo morderstwo zadziwiało jednak swą tajemniczością. Nikt jeszcze nie wpadł na żaden dobry pomysł. Nikt nie podsunął rozwiązania. Przynajmniej o tym nie słyszałem. Wiedzieliśmy jedynie tyle, że dwoje młodych ludzi zginęło tragiczną śmiercią w przeokropny sposób. Ostatnio takie przypadki zdarzały się coraz częściej.

Koło południa zadzwonił mój telefon.

– Tylko sprawdzam, czy wszystko w porządku, Alex – odezwał się Supermózg. – Dobrze ci idzie w San Francisco? Piękne miasto. Chciałbyś w nim zostać trochę dłużej? A może w nim umrzeć? Jak się miewa inspektor Hughes? Podoba ci się? Ładna, prawda? Na pewno w twoim typie. Próbowałeś już ją przelecieć? Lepiej się pospiesz. Tempus fitgit.

Odłożył słuchawkę.

Wróciłem do pracy. Zagrzebałem się w niej po uszy na ładne parę godzin. Zanotowałem mały postęp.

Tuż po czwartej stanąłem przy oknie i – rozmawiając z Kyle’em – patrzyłem na ulicę. Zaczynały się godziny szczytu. Całkiem łagodnie, w stylu San Francisco. Kyle wciąż tkwił w Quantico, ale sercem i duszą był oddany sprawie.

Człowiek z jego pozycją zawsze mógł zażądać, aby go ną bieżąco włączono w dochodzenie. Tak też było i w tym przypadku. Znów mieliśmy pracować razem. Liczyłem na to.

Kątem oka zauważyłem jakieś poruszenie. Jamilla podeszła do mojego biurka. Wkładała skórzaną kurtkę, mocując się z drugim rękawem. Dokąd się wybierała?

– Poczekaj, Kyle – rzuciłem do słuchawki.

– Musimy jechać do San Luis Obispo – oznajmiła Jamil la. – Ekshumują tam jakieś ciało. To chyba ma coś wspólnego z naszym śledztwem.

Powiedziałem Kyle’owi, że muszę kończyć rozmowę. Życzył mi udanych łowów. Jamilla zwiozła mnie windą do garażi w podziemiach Pałacu Sprawiedliwości. Im dłużej ją obserwowałem w pracy, tym bardziej mi się podobała. Z entuzjazmem podchodziła do najtrudniejszych zadań. Detektywi na ogół już po paru latach tracą dawny zapał i wpadają w rutynę Ona była zupełnie inna. „Próbowałeś już ją przelecieć? Lepiej się pospiesz”.

– Zawsze jesteś taka nagrzana? – zapytałem, kiedy wsiedliśmy do niebieskiego saaba i pognaliśmy w stronę autostrady sto jeden.

– Na ogół zawsze – odpowiedziała. – Lubię swój zawód To ciężki kawałek chleba, ale ciekawy. Mówię zupełnie szczerze. Nie tęsknię za przemocą.

– Zwłaszcza w tej sprawie. Ciarki mnie przechodzą, kiedy widzę te wiszące ciała.

Zerknęła w moją stronę.

– A propos różnych zagrożeń… Zapnij pasy. Przed nami autostrada, a ja lubię szybką jazdę. To moje hobby. Niech cię nie zwiedzie karoseria saaba.

Nie żartowała. Tablice wskazywały, że do San Luis Obispo mamy niecałe trzysta osiemdziesiąt kilometrów. Przez większą część drogi lało jak z cebra. O wpół do dziewiątej wieczorem byliśmy już na miejscu.

– W jednym kawałku – zauważyła Jamilla i łobuzersko mrugnęła okiem, gdy skręcaliśmy z autostrady w stronę miasteczka.

Wokół nas roztaczał się sielski krajobraz. To właśnie tu ekshumowano zwłoki młodej dziewczyny. Zmarła z upływu krwi, zanim została powieszona.

Загрузка...