111

Kwadrans po jedenastej owej pamiętnej nocy zamieć wydała swoje ostatnie tchnienie. Potężny podmuch wiatru spadł na zamek. Pędził z prędkością stu mil na godzinę. Niczym wielka dłoń rozdarł rzednące chmury. Zza nich wyłonił się chłodny, wodnisty blask księżyca.

Na Trzeciej Wschodniej Ulicy stała przysadzista kamienna wieża zwana świątynią Wielkich Bogów; znajdowała się tam od niepamiętnych czasów. Wielu ludzi przychodziło się do niej modlić, ale teraz świeciła pustkami. I bardzo dobrze. Wieża nie była zbyt wysoka – karzeł w porównaniu z Iglicą – ale mimo to wystawała ponad sąsiednie budynki na Trzeciej Wschodniej i przez cały dzień musiała dawać odpór nieustającym atakom wiatru. Ostatniego podmuchu wieża nie wytrzymała. Górne trzydzieści stóp – wszystko z kamienia – po prostu odpadło, tak jak podczas zawiei spada kapelusz strachowi na wróble. Część wylądowała na ulicy, a reszta trafiła na sąsiednie budynki. Rozległ się straszliwy huk.

Mieszkańcy kasztelu, zmęczeni wywołanym przez zamieć podnieceniem, głęboko już spali i nie zwrócili najmniejszej uwagi na upadek świątyni Wielkich Bogów (chociaż następnego dnia mieli wielce wydziwiać na widok pokrytych śniegiem ruin). Większość po prostu zamamrotała coś, przewróciła się na drugi bok, i zapadła w sen.

Niektórzy z wartowników – ci mniej pijani – także usłyszeli hałas i pobiegli zobaczyć, co się stało. Oprócz nich prawie nikt nie zwrócił uwagi na upadek wieży… poza kilkoma osobami, które już dobrze znacie.

Ben, Dennis i Naomi szykujący się do pomocy w ucieczce prawowitemu królowi usłyszeli huk siedząc w magazynie z serwetkami i przez moment patrzyli na siebie zaskoczeni. – Nie wiem, co to jest, ale to nieważne. Do roboty – powiedział Ben po chwili.

Beson i jego strażnicy, wszyscy pijani w trupa, nie usłyszeli, jak upada świątynia Wielkich Bogów, ale Piotr tak. Siedział na podłodze swej sypialni przesuwając w dłoniach tkaną linę i szukając z niepokojem słabych miejsc. Gdy usłyszał stłumiony przez śnieg grzmot padających kamieni, podniósł głowę, a potem przyskoczył do okna. Nie zobaczył nic; coś, co się zawaliło, znajdowało się po drugiej stronie Iglicy. Po krótkim zastanowieniu powrócił do swojej liny. Zbliżała się północ, a on doszedł do takiego samego wniosku co Ben. To nieważne. Kości rzucone. Teraz musi kontynuować dzieło.

W głębokim mroku tajnego przejścia Tomasz usłyszał przygłuszony huk padającej wieży i obudził się. Dobiegło go też ciche szczekanie psów pod nim i ze zgrozą zrozumiał, gdzie się znajduje.

Ten zaś, który spał lekko śniąc majaki, również został zbudzony przez upadek wieży. Stało się tak, mimo że znajdował się głęboko w trzewiach zamku.

– Katastrofa! – zawołała jedna z głów papugi.

– Pożar, powódź i ucieczka! – wrzasnęła druga. Flagg zbudził się. Mówiłem wam, że zło czasem jest dziwnie zaślepione, i jest to prawda. Czasami bez żadnego powodu zapada w letarg. A teraz Flagg się przebudził.

Загрузка...