90

Peyna i Arlen spędzili cały wtorek na pokonaniu dziesięciu mil dzielących ich od farmy Reechfula, i dotarli tam zupełnie wykończeni. Odległość do Zamku Delain była dwukrotnie większa, ale Dennis prawdopodobnie stukałby do Zachodniej Bramy – gdyby okazał się na tyle szalony, aby zrobić coś takiego – o drugiej po południu, mimo że dzień przedtem również odbył długi marsz. Taka jest oczywiście różnica między ludźmi młodymi i starymi. Ale co mógłby zrobić, jest nieistotne, bo Peyna dał mu bardzo dokładne polecenia (zwłaszcza jak na kogoś, kto twierdził, że nie ma pojęcia, do czego zmierza), a Dennis zamierzał wykonać je co do joty. W rezultacie zanim znalazł się na zamku, miało upłynąć jeszcze trochę czasu.

Przeszedłszy połowę odległości zaczął szukać miejsca, w którym mógłby ukryć się przez kilka dni. Do tej pory nie spotkał nikogo na drodze, ale minęło już południe i wkrótce ludzie zaczną wracać z odbywającego się na zamku targu. Dennis nie chciał, żeby ktokolwiek go zauważył i zapamiętał. W końcu powinien teraz leżeć chory w domu. Wkrótce tedy znalazł schronienie, które wydało mu się odpowiednie. Była to opuszczona chata, niegdyś zadbana, ale teraz popadająca w ruinę. Dzięki Tomaszowi Dawcy Podatków na drogach wiodących do twierdzy znajdowało się wiele takich domostw.

Dennis pozostał tam aż do późnego popołudnia w sobotę – w sumie cztery dni. Ben Staad i Naomi ruszyli już w drogę powrotną z Puszczy Kresowej na farmę Peyny – dziewczyna poganiała swe psy zmuszając je do maksymalnego wysiłku. Wiadomość ta niewątpliwie poprawiłaby Dennisowi humor, ale niestety nie miał o tym pojęcia i czuł się bardzo samotny.

Na górze nie znalazł nic do jedzenia, za to w piwnicy natknął się na kilka kartofli i trochę rzepy. Zjadł ziemniaki (Dennis zawsze nienawidził rzepy w przeszłości, teraz i tym bardziej potem), wykrawając nożem zgniłe miejsca – co oznaczało, że wyrzucał trzy czwarte. Została mu garść białych kulek wielkości gołębich jaj. Zjadł ich kilka, popatrzył na rzepę w koszyku i westchnął. Czuł, że bez względu na to, czy je lubi, czy nie, około piątku nie pozostanie mu nic innego.

Jeśli będę odpowiednio głodny, pomyślał z nadzieją, to może zaczną mi smakować. Może po prostu pochłonę te stare rzepy i poproszę o jeszcze!

W końcu rzeczywiście musiał zjeść ich kilka, ale stało się to dopiero w sobotnie popołudnie. Wtedy to zaczęły wyglądać apetycznie, ale niestety nadal smakowały ohydnie.

Dennis przewidując, że nadchodzące dni okażą się trudne, zjadł je mimo to.

Загрузка...