127

Wiatr osłabł, ale stał się bardzo zimny. Owiewał policzki Piotra i jego gołe ręce, pozbawiając je czucia. Chłopiec zsuwał się powoli, poruszając się z dużą ostrożnością. Wiedział, że jeśli straci kontrolę nad szybkością, spadnie. Przed nim pojawiały się coraz to nowe wielkie bloki kamienne – wkrótce zaczęło mu się wydawać, że pozostaje bez ruchu, a przesuwa się sama Iglica. Oddychał szybko. Zimny, suchy śnieg bił go po twarzy. Lina była cienka – jeśli ręce mu jeszcze bardziej zdrętwieją, nie będzie jej czuł.

Jak daleko już zszedł?

Nie miał odwagi popatrzeć w dół.

Nad nim pojedyncze nitki, uczenie splecione w sposób, w jaki kobiety tkają chodniki, zaczęły pękać. Piotr o tym nie wiedział, i tak chyba było lepiej. Osiągnął już prawie napięcie graniczne.

Загрузка...