134

Jak powiedziałem, upadł prosto na środek stosu serwetek, robiąc w nim zagłębienie. A potem przewrócił się na plecy i leżał nieruchomo. Ben usłyszał, jak w górze Flagg wyje ze złości, i pomyślał: Nie wysilaj się, czarnoksiężniku, i tak ci się udało. On nie żyje, mimo że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.

A potem Piotr usiadł. Wyglądał na oszołomionego, ale niewątpliwie żył. Mimo obecności Flagga i tego, że w ich stronę mogli już biec strażnicy, Ben krzyknął z radości. Był to okrzyk zwycięstwa. Ben chwycił Naomi i pocałował ją.

– Hura! – zawołał Dennis śmiejąc się jak szalony. – Niech żyje król!

Wysoko w górze znów rozległ się wrzask Flagga – wołanie ptaka-demona pozbawionego swej ofiary. Okrzyki radości, wiwaty i wymiana pocałunków urwały się, jak nożem uciął.

– Zapłacicie za to głową! – ryknął Flagg. Szalał z wściekłości. – Zapłacicie głową, wszyscy! Straż, do Iglicy! Do Iglicy! Królobójca uciekł! Do Iglicy! Zabić mordercę! Zabić jego bandę! Zabić ich wszystkich!

W oknach zabudowań zamkowych otaczających z czterech stron plac Iglicy zaczęły się zapalać światła… a z dwu kierunków dobiegł tupot biegnących nóg i szczęk dobywanych mieczy.

– Zabić księcia! – wołał histerycznie Flagg ze szczytu Iglicy. – Zgładzić jego bandę! ZABIĆ ICH WSZYSTKICH!

Piotr usiłował wstać, lecz potknął się i z powrotem upadł. Jakiś głos nalegał, że musi podnieść się na nogi, uciekać, bo zginie… ale drugi głos podszeptywał mu, że przecież już nie żyje albo jest poważnie ranny i wszystko jest złudzeniem rojonym przez gasnący umysł. Wydawało mu się, że wylądował na łożu z tych samych serwetek, wokół których krążyły jego myśli przez ostatnie pięć lat… więc czymże to mogło być jak nie snem?

Poczuł uchwyt silnego ramienia Bena i zrozumiał, że wszystko to dzieje się w rzeczywistości.

– Piotrze, żyjesz? Naprawdę żyjesz?

– Nic mi się nawet nie stało – powiedział Piotr. – Musimy stąd uciekać.

– Królu! – zawołał Dennis padając na kolana przed zaskoczonym Piotrem z nieco głupawą miną. – Przysięgam ci wierność na zawsze!

– Potem! – krzyknął Piotr, śmiejąc się wbrew samemu sobie. Tak jak przedtem Ben pomógł mu wstać, tak teraz on podciągnął Dennisa na nogi. – Uciekajmy stąd!

– Którędy? – zapytał Ben. Domyślał się – tak sarno jak Piotr – że Flagg zaczął już schodzić na dół.

– Z tego, co słyszę, zbliżają się ze wszystkich stron. Prawdę mówiąc Ben był zdania, że to wszystko jedno, bo i tak czeka ich nierówna walka i śmierć. Ale mimo oszołomienia Piotr wiedział doskonale, gdzie chce się znaleźć.

– Do Bramy Zachodniej – powiedział. – Szybko! Biegiem!

Cała czwórka ruszyła pędem, a za nimi Frisky.

Загрузка...