6

Piotr miał zaledwie pięć lat, gdy umarła jego matka, ale zachował ją w serdecznej pamięci. Uważał, że była słodka, kochająca i dobra. Ale pięć lat to młody wiek, więc pamiętał ją mgliście. Zachował tylko jedno wyraźne wspomnienie – jak został przez nią skarcony. Znacznie później wspomnienie owej karcącej uwagi okazało się dla niego niezmiernie ważne. A związane było ono z serwetką.

Na początku każdego piątego miesiąca roku na dworze odbywała się uczta ku czci wiosennych nasadzeń. Gdy Piotr miał pięć lat, po raz pierwszy pozwolono mu wziąć w niej udział. Obyczaj nakazywał, żeby Roland siedział u szczytu stołu, następca tronu po jego prawej ręce, a królowa na drugim końcu. W rezultacie Piotr znajdował się podczas posiłku poza jej zasięgiem, więc Sasha starannie pouczyła go zawczasu, jak ma się zachować. Chciała, żeby dobrze wypadł i wykazał się przyzwoitymi manierami. No i oczywiście wiedziała, że podczas uczty będzie zdany na własne siły, jako że jego ojciec nie miał pojęcia o właściwym zachowaniu.

Niektórzy z was zapytają, dlaczego zadanie uczenia Piotra dobrych manier spadło na Sashę. Czyżby chłopak nie miał guwernantki? (Miał, i to dwie). Czy nie było służących, którzy obsłużyliby książątko? (Całe bataliony). Sztuka polegała nie na tym, żeby zmusić ich do zajęcia się Piotrusiem, ale żeby trzymać ich od niego z daleka. Sasha chciała sama go wychowywać, a w każdym razie na ile się dało. Kochała go gorąco i pragnęła mieć go przy sobie dla swoich własnych, egoistycznych powodów. Ale również zdawała sobie sprawę, że jego wychowanie to poważna odpowiedzialność. Chłopczyk miał pewnego dnia zostać królem i ponad wszystko Sasha chciała, żeby był dobry. Dobry chłopiec, jak sądziła, stanie się dobrym królem.

Wielkie uczty w Sali Głównej nie cechował zbytni ład i większość nianiek nie martwiłaby się o to, jak zachowa się chłopczyk przy stole. Przecież zostanie kiedyś królem! – powiedziałyby nieco zaskoczone pomysłem, że należy go korygować w tak trywialnych sprawach. Czy to ważne, że rozleje sos? Albo że nakapie sobie na kryzę, czy też nawet wytrze o nią ręce? Czyż dawnymi czasy nie zdarzało się, że król Alain wymiotował na talerz, a potem rozkazał swemu trefnisiowi podejść bliżej i zjeść „tą pyszną gorącą zupkę”? Czyż król Jan nie miał zwyczaju odgryzać łebków żywym pstrągom i wrzucać trzepoczące się ciała za staniki dziewkom podającym do stołu? Czyż ta uczta nie zakończy się jak zwykle tym, że jej uczestnicy zaczną obrzucać się jedzeniem?

Niewątpliwie tak mogło się stać, ale gdy obyczaje upadły do poziomu rzucania jedzeniem, Piotr dawno już znajdował się w łóżku. Sasha przede wszystkim miała za złe podejście wyrażone w słowach „czy to ważne”. Uważała, że jest to najgorsza rzecz, jaka może utkwić w głowie dziecka, którego przeznaczeniem jest zostać królem.

Tak więc Sasha udzieliła chłopcu dokładnych wskazówek, a potem obserwowała z uwagą jego zachowanie i maniery – i to było w porządku, ponieważ zachowywał się w większości wzorowo. Ale wiedziała, że nikt poza nią nie powie mu, jakie zrobił błędy, i że musi uczynić to teraz, w tym krótkim okresie, kiedy chłopak ją uwielbia. Tak więc, gdy skończyła go chwalić, powiedziała:

– Jedną rzecz zrobiłeś źle, Piotrusiu, i nie chcę, żeby się to kiedykolwiek powtórzyło.

Piotr leżał w łóżeczku, a jego ciemnoniebieskie oczy popatrzyły na nią z powagą.

– Co takiego, mamo?

– Nie użyłeś serwetki – powiedziała. – Zostawiłeś ją złożoną obok talerza, a ja patrzyłam na to z przykrością. Jadłeś kurczaka palcami, i to jest w porządku, bo tak właśnie się go je. Ale kiedy odłożyłeś kostki na talerz, wytarłeś palce w koszulę, i to jest źle.

– Ale ojciec… i pan Flagg… i inni panowie…

– Do licha z Flaggiem i do licha z wszystkimi panami w Delainie! – zawołała z taką mocą, że Piotr skulił się w swoim łóżku. Bał się i wstydził, że przez niego na jej policzkach zakwitł rumieniec. – To, co robi ojciec, jest w porządku, bo jest on królem, a wszystko, co robi król, jest zawsze właściwe. Ale Flagg nie jest królem, bez względu na to, jak bardzo by chciał, i panowie nie są królami ani ty też nie jesteś królem, tylko małym chłopcem, który nie zawsze potrafi się zachować.

Zobaczyła, że się przestraszył i uśmiechnęła się. Położyła mu dłoń na czole.

– Nie bój się, Piotrusiu – powiedziała. – To drobiazg, ale jest on ważny – bo gdy nadejdzie czas, zostaniesz królem. A teraz przynieś twoją tabliczkę.

– Ale pora spać…

– Do licha ze spaniem. Może poczekać. Leć po tabliczkę. Piotr pobiegł po tabliczkę.

Sasha wzięła kredę umocowaną z boku i starannie wyrysowała trzy litery.

– Potrafisz przeczytać to słowo, Piotrze?

Piotr skinął głową. Umiał przeczytać tylko kilka słów, chociaż znał już większość dużych liter. A to było właśnie jedno z tych słów.

– Tu jest napisane BÓG.

– Zgadza się. A teraz napisz to na odwrót i zobacz, co uzyskasz.

– Na odwrót? – zapytał z powątpiewaniem Piotr.

– Tak właśnie.

Piotr napisał, jak mu kazano, a litery, jakie stawiał, wyglądały dziecinnie i koślawo w porównaniu ze starannym pismem matki. Ze zdziwieniem zobaczył, że napisał inne słowo z liter, jakie znał.

– P i e s! Mamo! To jest pies! [Po angielsku „Bóg” to God, a „pies” – dog]

– Tak jest. Pies – smutek w jej głosie natychmiast zgasił podniecenie Piotrusia. Matka wskazała najpierw na słowo BÓG, a potem na PIES. – To są dwie natury człowieka – powiedziała. – Nigdy o nich nie zapominaj, bo pewnego dnia zostaniesz królem, a królowie rosną wysocy i stają się wielcy – tak wysocy jak smoki po dziewiątym wytopie.

– Ojciec nie jest ani wielki, ani wysoki – zaprotestował Piotr. Roland w rzeczywistości był raczej niski i miał krzywe nogi. Ponadto miał wielki brzuch, który urósł mu od ciągłego popijania piwa i miodu.

Sasha uśmiechnęła się.

– A jednak jest. Królowie rosną niewidocznie, Piotrusiu, i ma to miejsce w jednej chwili, gdy ujmują berło, a na głowę założona jest im korona na placu Iglicy!

– Naprawdę? – oczy Piotra stały się wielkie i okrągłe. Pomyślał, że rozmowa odbiegła daleko od jego zaniedbania użycia serwetki podczas bankietu, ale wcale nie żałował, że kłopotliwy temat został zastąpiony tak ciekawym. Ponadto postanowił już sobie, że nigdy więcej nie zapomni o serwetce – skoro jest tak ważne dla matki, jest to również niezmiernie ważne i dla niego.

– O tak. Królowie rosną ogromnie i dlatego muszą być bardzo ostrożni, bo tak wielka osoba może zgnieść mniejsze po prostu idąc na spacer albo odwracając się, albo nagle siadając na niewłaściwym miejscu. Źli królowie często w ten sposób postępują. Myślę też, że nawet dobrzy królowie nie mogą zawsze uniknąć czegoś takiego.

– Chyba nie rozumiem…

– To słuchaj dalej – postukała znów w tabliczkę. – Nasi kapłani mówią, że natura ludzka częściowo wywodzi się od Boga, a częściowo od Koźlonogiego. Wiesz, kto to jest Koźlonogi, Piotrze?

– Diabeł.

– Tak. Ale poza opowieściami mało jest na świecie diabłów, Piotrusiu, najczęściej źli ludzie są raczej podobni do psów niż diabłów. Psy są przyjazne, ale głupie, podobnie mężczyźni i kobiety, kiedy się upiją. Gdy psy są podniecone i czegoś nie rozumieją, mogą ugryźć. Gdy ludzie są podnieceni i nie rozumieją, o co chodzi, zaczynają się bić. Psy są świetne jako zwierzęta domowe, bo są wierne, ale jeśli człowiek nie jest niczym więcej niż zwierzak, to moim zdaniem kiepski z niego człowiek. Psy bywają odważne, ale bywają też tchórzami wyjącymi w mroku i uciekającymi z podwiniętym ogonem. Pies gotów jest lizać rękę zarówno złego, jak i dobrego pana, gdyż nie zna różnicy między dobrem a złem. Pies zje pomyje, zwymiotuje to, czego jego żołądek nie zniesie, i przyjdzie po jeszcze.

Zamilkła na chwilę, być może zastanawiając się, co też działo się w tym właśnie momencie na sali bankietowej – kobiety i mężczyźni ryczący pijackim śmiechem, rzucający w siebie jedzeniem, od czasu do czasu odwracający się niedbale na stronę, żeby zwymiotować koło swoich krzeseł. Roland zachowywał się podobnie, co czasami zasmucało ją, ale nie krytykowała go za to ani nie czyniła mu wyrzutów. Taki był. Mógł obiecać, że się zmieni, żeby jej sprawić przyjemność, a nawet mógłby wprowadzić obietnicę w czyn, ale wtedy przestałby być sobą.

– Rozumiesz to, Piotrze? Piotr skinął głową.

– Świetnie. To teraz powiedz mi – pochyliła się do niego – czy pies używa serwetki?

Upokorzony i zawstydzony Piotr spojrzał w dół na kołdrę i potrząsnął głową. Najwyraźniej rozmowa nie oddaliła się wcale od tematu, jak sądził. Może dlatego, że wieczór obfitował we wrażenia, a może dlatego, że był już bardzo zmęczony, w jego oczach pojawiły się łzy i spłynęły mu po policzkach. Walczył z nadchodzącym łkaniem. Zdusił je w gardle. Sasha zauważyła to i przepełnił ją podziw.

– Nie płacz nad nie używaną serwetką, kochanie – powiedziała – bo nie jest to moim celem. – Wstała, unosząc swój wielki już brzuch. Narodziny Tomasza były już blisko. – Poza tym zachowałeś się bez zarzutu. Każda matka w królestwie byłaby dumna z syna, który zachowałby się w połowie tak dobrze jak ty, i moje serce jest pełne podziwu. Powiedziałam ci o tym tylko dlatego, że jestem matką księcia. Jest to czasem trudne, ale nie da się tego zmienić, a prawdę mówiąc, nie zrobiłabym tego, gdybym nawet mogła. Ale pamiętaj, że pewnego dnia czyjeś życie może zależeć od tego, co uczynisz, a nawet od tego, co ci się przyśni. Być może nie od tego, czy użyjesz serwetki po pieczonym kurczęciu, ale nigdy nic nie wiadomo. Może. Zdarzało się już, że życie ludzkie zależało od drobniejszych spraw. Proszę cię tylko, żebyś zawsze pamiętał o cywilizowanej stronie twojej natury. Dobrej stronie – stronie Boga. Czy możesz mi to obiecać?

– Obiecuję.

– No więc wszystko jest dobrze – pocałowała go leciutko. Na szczęście i ty, i ja jesteśmy młodzi. Porozmawiamy sobie o tym więcej, gdy będziesz w stanie lepiej mnie zrozumieć.

Nigdy sobie nie porozmawiali, ale Piotr nie zapomniał lekcji: zawsze używał serwetki, nawet gdy nikt inny tego nie robił.

Загрузка...