49

Pierwszej nocy swego panowania Tomasz Dawca Światła obudził się siedząc na łóżku z wytrzeszczonymi oczyma, przerażeniem na twarzy i zasłaniając dłonią usta, jakby chciał zdławić krzyk. Przed chwilą przyśnił mu się straszny sen, o wiele gorszy niż te, w których ponownie przeżywał to okropne popołudnie spędzone we Wschodniej Wieży.

Tym razem sen także dotyczył przeszłych wydarzeń. Tomasz znajdował się w tajemnym przejściu i podglądał ojca. Miało to miejsce owej nocy, gdy Roland tak się strasznie upił i szalał z gniewu, przemierzając komnatę i wykrzykując obelgi do głów na ścianach. Ale gdy dotarł do głowy Dziewięciaka, powiedział coś innego.

Dlaczego się na mnie gapisz? – zawołał ojciec we śnie. Zabił mnie i przypuszczam, że nie potrafiłbyś temu zapobiec, ale jak mogłeś pozwolić, żeby skazano za to twojego brata? Odpowiadaj, do cholery! Robiłem, co mogłem, a teraz popatrz na mnie! Spójrz na mnie!

Ojciec zaczął płonąć. Twarz jego przybrała kolor czerwony jak dobrze rozpalone ognisko. Dym buchnął mu z oczu, nosa i ust. Zwinął się z bólu i Tomasz zobaczył, że palą się również jego włosy. Wtedy właśnie się obudził.

To wino – pomyślał ze zgrozą. Flagg poczęstował go winem tamtej nocy! Wszyscy wiedzieli, że przynosił mu je Piotr, więc uznano, że to on je zatruł. Ale Flagg też mu je dawał owej nocy, a przedtem nigdy tego nie czynił. I trucizna pochodzi od Flagga! Mówił, że skradziono mu ją wiele lat temu, ale…

Nie może sobie pozwolić na takie myśli. Nie może. Bo gdyby zaczął się nad tym zastanawiać…

– On mnie zabije – szepnął Tomasz ze zgrozą.

Mógłbyś iść do Peyny. Peyna go nie lubi – pomyślał. No tak, mógłby tak zrobić. Ale wtedy powróciła zastarzała niechęć i zazdrość wobec Piotra. Gdyby wszystko opowiedział Peynie, brat zostałby wypuszczony z Iglicy i zająłby jego miejsce jako król. Tomasz stałby się znowu nikim, księciem – ważniakiem, którego panowanie trwało jeden dzień.

Dzień ten zaś wystarczył chłopcu na odkrycie, że królowanie może mu się spodobać – nawet bardzo, mając Flagga do pomocy. Poza tym przecież tak naprawdę nic nie wiedział. Coś mu się tylko wydawało. A jego opinie zawsze okazywały się niesłuszne.

„Zabił mnie i przypuszczam, że nie potrafiłbyś temu zapobiec, ale jak mogłeś pozwolić, żeby skazano za to twojego brata?”

Nieważne, pomyślał Tomasz. Coś mi się pomieszało, na pewno się pomyliłem, a nawet jeśli nie, to dobrze mu tak.

Przekręcił się na drugi bok zdecydowany zasnąć. I po długim, długim czasie sen nadszedł.

W nadchodzących latach koszmar miał pojawiać się co jakiś czas – ojciec oskarżający swego ukrytego, podglądającego syna, a potem zwijający się z bólu, dym, płomienie. W owych latach Tomasz odkrył dwie rzeczy: poczucie winy i tajemnice nigdy nie spoczywają w spokoju, niczym kości zamordowanego; ale z tą świadomością da się żyć.

Загрузка...