63

Czego Ben nie zdążył zrozumieć na temat nowego stanu rzeczy w teorii, nauczył się w praktyce następnego dnia.

Zaprowadził sześć krów na targ i sprzedał je za dobrą cenę (handlarzowi, który go nie znał, inaczej cena nie okazałaby się tak korzystna). Wracał do bram miasta, gdy grupka włóczących się mężczyzn napadła na niego wyzywając go od morderców, wspólników albo jeszcze gorzej.

Ben sprawił się znakomicie. W końcu pobili go dosyć poważnie – było ich siedmiu – ale zapłacili za tę przyjemność rozkrwawionymi nosami, podbitymi oczyma i wybitymi zębami. Ben podniósł się i wrócił do domu, pojawiając się w nim po zmroku. Bolało go wszystko, ale w ogólnym rozrachunku czuł się raczej zadowolony z siebie.

Ojcu wystarczyło jedno spojrzenie, żeby domyślić się dokładnie, co się stało.

– Powiedz matce, że upadłeś – rzekł.

– Tak, tato odparł Ben wiedząc, że matka nie uwierzy w coś takiego.

– A teraz ja będę dostarczał krowy na targ albo zboże czy cokolwiek… przynajmniej zanim przyjdą bankierzy i zabiorą nam wszystko.

– Nie, tato – powiedział Ben równie spokojnie jak przedtem „tak”. Jak na młodego człowieka, który dopiero co dostał tęgie lanie, znajdował się w bardzo dziwnym nastroju – prawie wesołości.

– Co to znaczy „nie”? – zapytał zaskoczony ojciec.

– Jeśli ucieknę albo ukryję się, przyjdą po mnie. Jeśli będę się bronił, w końcu się zmęczą i znajdą sobie inną rozrywkę.

– Jeśli któryś z nich wyciągnie z buta nóż – Andrew wyraził swoją największą obawę – nie dożyjesz, żeby się tym znudzili.

Ben objął ojca i mocno przytulił.

– Człowiek nie oszuka bogów – powiedział, cytując jedno z najpopularniejszych przysłów w Delainie. – Sam wiesz, tato. A ja będę walczył za P… za tego, kogo nie pozwalasz mi nazywać po imieniu.

Ojciec popatrzył na niego ze smutkiem i zapytał:

– Nigdy w niego nie zwątpisz?

– Nie – odparł z uporem Ben. – Nigdy.

– Myślę, że zanim się obejrzałem, stałeś się mężczyzną – powiedział ojciec. – Szkoda, że nastąpiło to dzięki ulicznym bójkom z ciemnymi typami. Ale nadchodzą złe czasy dla Delainu.

– Tak – zgodził się Ben. – Złe i smutne.

– Niech ci bogowie dopomagają – rzekł Andrew – i niech mają litość nad tą nieszczęśliwą rodziną.

Загрузка...