Tomasz nie zasnął ani na chwilę w noc poprzedzającą koronację na placu Iglicy, a wczesnym porankiem dostał okropnego, wywołanego zbytnim napięciem nerwów, ataku wymiotów i biegunki. Opanowała go bez reszty trema. Słowo to brzmi niemądrze i śmiesznie, ale w tym wypadku nie było nic śmiesznego ani niemądrego. Tomasz wciąż jeszcze był małym chłopcem, a to, co czuł w nocy, gdy jest się najbardziej samotnym, sięgnęło granic strachu tak ogromnego, że można by go nazwać śmiertelnym przerażeniem. Zadzwonił po służącego i kazał mu przyprowadzić Flagga. Sługa, przerażony bladością Tomasza i zapachem wymiotów, pobiegł pędem i prawie nie czekając na pozwolenie wejścia wpadł do komnat Flagga wołając, że młody książę ciężko zachorował i być może jest umierający.
Flagg, który domyślał się przyczyny kłopotów, kazał słudze iść i powiedzieć swemu panu, że zaraz przyjdzie, i żeby się nie bał. Pojawił się po dwudziestu minutach.
– Nie zniosę tego – jęknął Tomasz. Wymiotował do łóżka i teraz jego pościel śmierdziała. – Nie mogę zostać królem, nie mogę, proszę, musisz sprawić, żeby to nie nastąpiło, jak ja mam to odbyć, jeśli może się zdarzyć, że zwymiotuję przed Peyną i całą resztą, zwymiotuję albo… albo…
– Wszystko będzie dobrze – rzekł spokojnie Flagg. Przygotował napój, który ułagodzi żołądek Tomasza i na jakiś czas zablokuje mu jelita.
– Wypij to. Tomasz wypił.
– Zaraz umrę – powiedział odstawiając szklankę. – Nie będę musiał się zabijać. Po prostu serce mi pęknie ze strachu. Ojciec opowiadał, że czasami zające umierają w ten sposób w sidłach, nawet jeśli nie są poważnie zranione. A ja jestem takim zającem w pułapce, umierającym ze strachu.
Po części masz rację, drogi Tomku, pomyślał Flagg. Nie umierasz ze strachu, jak ci się wydaje, ale rzeczywiście jesteś zwierzyną schwytaną w sidła.
– Myślę, że zmienisz zdanie – powiedział Flagg. Mieszał następny napój. Miał on barwę różową – kolor kojący nerwy.
– Co to jest?
– Coś, co cię uspokoi i pomoże zasnąć.
Tomasz wypił. Flagg siedział przy nim na łóżku. Wkrótce chłopiec zapadł w sen – tak głęboki, że gdyby sługa zobaczył go w tej chwili, mógłby przypuszczać, że jego przepowiednia sprawdziła się i Tomasz nie żyje. Mag podniósł dłoń śpiącego chłopca i poklepał ją nieomal z czułością. Na swój bowiem sposób kochał Tomasza, ale Sasha wiedziałaby, czym naprawdę jest uczucie Flagga – miłością pana do ulubionego psa.
On jest taki podobny do ojca, pomyślał Flagg, a starszy pan nigdy się tego nie domyślił. Och, Tommy, czekają nas piękne chwile, ciebie i mnie, a zanim skończę, kraj spłynie królewską krwią. Zniknę, lecz nie na długo, przynajmniej na początku. Wrócę w przebraniu, żeby popatrzeć na twoją spuchniętą głowę zatkniętą na pal… i żeby rozciąć mym mieczem pierś twojego brata, wydobyć jego serce i zjeść je na surowo, tak jak jego ojciec zjadł serce swego ukochanego smoka.
Flagg wyszedł z komnaty uśmiechając się.