141

Nie był to okrzyk wściekłości, lecz przerażenia. Strach ściągnął bladą twarz Flagga i zjeżył włosy. Usta mu drżały. Piotr odczuł zaskoczenie na widok podobieństwa, ale poznał swojego brata; Flagga całkowicie omamił migoczący ogień i głębokie cienie rzucane przez oparcie fotela, na którym siedział Tomasz.

Zapomniał o Piotrze. Rzucił się z toporem na postać siedzącą w fotelu. Zabił starszego pana już raz, za pomocą trucizny, a teraz pojawił się on znowu, siedząc w swoim śmierdzącym, pochlapanym miodem szlafroku, z łukiem i strzałą w dłoniach, patrząc na Flagga nieprzytomnym, oskarżycielskim wzrokiem.

– Upiorze! – krzyknął Flagg. – Nie dbam, czy jesteś duchem, czy demonem z samych piekieł! Zabiłem cię! I zrobię to po raz drugi! Ajjjjyyyyyyeeeee!

Tomasz zawsze dobrze strzelał z łuku. Chociaż rzadko polował, w czasach gdy Piotr siedział w Iglicy, często chodził na strzelnicę i, pijany czy trzeźwy, zachował celne oko ojca. Miał znakomity cisowy łuk, jednak nie umywał się on nawet do tego, który trzymał teraz w ręku. Był on lekki i elastyczny, a równocześnie czuło się niezwykłą jego siłę. Mimo dużych rozmiarów – osiem stóp w najszerszym punkcie – miał w sobie wdzięk, a chociaż siedzącemu w fotelu Tomaszowi nie starczyło miejsca, żeby go napiąć do końca, pokonał opór dziewięćdziesięciu funtów bez większego wysiłku.

Młot na Wrogów to prawdopodobnie największa strzała, jaką kiedykolwiek wykonano, o drzewcu z sandałowego drewna, piórach ze skrzydła sokoła anduańskiego i grocie z powlekanej stali. Napinając łuk Tomasz poczuł bijący od niej żar.

– Okłamałeś mnie, czarnoksiężniku – powiedział cicho Tomasz i puścił cięciwę.

Świsnęła strzała. Gdy przelatywała przez komnatę, trafiła w sam środek medalionu Levena Valery, który wciąż zwisał z wyciągniętej ręki oszołomionego Piotra. Złoty łańcuszek pękł z cichym brzęknięciem.

Jak wam mówiłem, od czasu owej nocy, gdy pod koniec bezowocnej wyprawy w poszukiwaniu uchodźców Flagg obozował ze swą drużyną na skraju północnej puszczy, dręczył go koszmarny sen, którego nie mógł sobie przypomnieć. Zawsze budził się z niego przyciskając dłoń do lewego oka, jakby został w nie zraniony. Bolało go potem przez kilka minut, chociaż nie mógł stwierdzić, co było nie w porządku.

Teraz strzała Rolanda niosąc na swym czubku medalion Valery, przeleciała przez bawialnię starego króla i trafiła właśnie w to oko.

Flagg krzyknął. Topór o podwójnym ostrzu wypadł mu z rąk i gdy uderzył o podłogę, rękojeść tego zbroczonego krwią narzędzia mordu rozpadła się raz na zawsze. Czarnoksiężnik cofnął się i z nienawiścią wpatrywał się swym jednym okiem w Tomasza. Na miejscu drugiego znajdowało się złote serce, na którego czubku zaschła krew Piotra. Wokół krawędzi medalionu zaczął się sączyć jakiś cuchnący, czarny płyn – z całą pewnością nie krew.

Flagg wrzasnął po raz drugi, padł na kolana…

…i nagle zniknął.

Piotr szeroko otworzył oczy. Ben Staad krzyknął. Przez chwilę ubranie czarnoksiężnika zachowało jego kształt; na sekundę strzała z przedziurawionym serduszkiem na grocie zawisła w powietrzu. Potem szaty zapadły się, a Młot na Wrogów z łoskotem upadł na podłogę. Z czubka jego stalowego grotu unosił się dym. Podobne zjawisko miało miejsce, gdy wiele lat temu Roland wyciągnął go z gardła smoka. Serduszko przez moment lśniło matową czerwienią, a jego kształt na zawsze odbił się na kamieniach, gdzie upadło po zniknięciu czarodzieja.

Piotr zwrócił się do brata.

Niezwykłe opanowanie Tomasza załamało się. Nie przypominał już teraz Rolanda; wyglądał jak przestraszony i okropnie zmęczony mały chłopiec.

– Przepraszam, Piotrze – powiedział i zaczął płakać. – Nawet nie wiesz, jak mi przykro. Pewnie mnie teraz zabijesz, a ja wiem, że na to zasługuję – ale zanim to zrobisz, chcę ci powiedzieć jedno. Zapłaciłem za wszystko. O tak. Płaciłem, płaciłem, płaciłem. A teraz zabij mnie, jeśli tak ci się podoba.

Tomasz odrzucił w tył głowę i zamknął oczy. Piotr podszedł do niego. Pozostali wstrzymali oddech patrząc z napięciem.

Piotr delikatnie podniósł brata z ojcowskiego fotela i chwycił w objęcia.

Trzymał go tak, aż minęła pierwsza burza łez, po czym powiedział mu, że jest jego najukochańszym bratem na zawsze; a potem płakali obaj siedząc pod wypchaną głową smoka, u stóp mając ojcowski łuk, aż w pewnym momencie pozostali wyślizgnęli się z komnaty zostawiając ich samych.

Загрузка...