Opuściwszy Rolanda (starszy pan czuł się już wtedy lepiej niż zazwyczaj, co było pewnym znakiem, że Smoczy Piasek zaczyna działać) Flagg wrócił do swych mrocznych podziemnych komnat. Wyjął szczypczyki i paczuszkę zawierającą kilka pozostałych ziaren piasku i położył je na swym wielkim, starym biurku. A potem odwrócił klepsydrę i podjął lekturę.
Na dworze wiatr wył i gulgotał – stare kobiety skulone w łóżkach budziły się i mówiły swoim mężom, że tej nocy Rhiannon, Czarna Wiedźma z Coos, jeździ na swej nienawistnej miotle i dzieje się coś złego. Mężowie chrząkali, odwracali się na drugi bok i radzili im, żeby poszły spać i zostawiły ich w spokoju. W większości nie grzeszyli oni inteligencją; kiedy potrzeba kogoś, kto ma zwęszyć pismo nosem, dajcie mi starą kobietę.
Raz pająk przebiegał przez księgę Flagga, dotknął zaklęcia tak straszliwego, że sam czarnoksiężnik nie miał odwagi go użyć, i natychmiast zamienił się w kamień.
Flagg wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Gdy klepsydra opróżniła się, przestawił ją ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze. W sumie odwrócił ją osiem razy, a gdy ósma godzina przesypywania piasku prawie już upłynęła, zabrał się do kończenia swego dzieła. W pokoju znajdującym się obok gabinetu trzymał wiele rozmaitych zwierząt i tam też udał się najpierw. Małe stworzonka uciekały i kuliły się, gdy Flagg do nich podchodził. Nie miał im tego za złe.
W odległym kącie znajdowała się wiklinowa klatka zawierająca sześć polnych myszy – ten rodzaj występował w całym zamku, i o to właśnie chodziło. Flagg miał też wielkie szczury, ale nie tego dzisiaj potrzebował. Szczur królewski został wytępiony na zamku; zwykła mysz wystarczy, żeby zbrodnia dotarła do wiadomości Królewskich Odszczurzaczy. Jeśli wszystko się uda, Piotr wkrótce znajdzie się za kratkami jak ta mysz.
Flagg sięgnął do klatki i wyjął jedną z nich. Drżała w jego dłoniach. Czuł, jak szybko bije jej serce, i wiedział, że wystarczy, by ją dłużej trzymał w ręku, a umrze ze strachu.
Wysunął mały palec w stronę zwierzątka. Palec przez chwilę lśnił bladym błękitem.
– Śpij – rozkazał czarnoksiężnik, a mysz opadła na bok i zasnęła na jego otwartej dłoni.
Flagg zaniósł ją do gabinetu i położył na biurku, gdzie przedtem spoczywał obsydianowy przycisk do papieru. Podszedł do spiżarni i z dębowej baryłki utoczył odrobinę miodu na spodeczek. Dosłodził go cukrem. Postawił spodek na biurku, a potem wyszedł na korytarz i znów stanąwszy przy oknie głęboko wciągał powietrze w płuca.
Wrócił wstrzymując oddech i za pomocą szczypczyków przesypał prawie wszystkie ziarnka Smoczego Piasku do osłodzonego miodu. Potem otworzył inną szufladę biurka i wyjął z niej nową, tym razem pustą paczuszkę, a następnie, sięgając do samego końca szuflady, wydobył bardzo ważne pudełko.
Nowa paczuszka była zaczarowana, ale magia w niej zawarta nie miała wielkiej mocy. Utrzyma bezpiecznie Smoczy Piasek tylko przez krótki czas. A potem zacznie on działać na papier. Nie zapali go znajdując się wewnątrz pudełka, bo nie ma w nim dosyć tlenu. Ale papier będzie tlić się i dymić, co w zupełności wystarczy. Właśnie tak.
Płuca Flagga domagały się powietrza, ale odczekał jeszcze chwilę, żeby popatrzeć na pudełko i złożyć sobie w duchu gratulacje. Ukradł pudełko dziesięć lat temu. Gdyby zapytał go ktoś wtedy, dlaczego je wziął, nie byłby w stanie odpowiedzieć, tak samo jak nie potrafiłby w swoim czasie powiedzieć, dlaczego pokazał Tomaszowi tajne przejście kończące się za głową smoka – jego intrygancki instynkt podpowiedział mu, że ma je zabrać i że kiedyś mu się ono przyda, więc go usłuchał. A po wielu latach leżenia w biurku nadeszła właściwa chwila.
Na pokrywce napisane było PIOTR.
Sasha dała pudełko swojemu synkowi, on zaś położył je na chwilę na stole w hallu, gdyż musiał po coś pobiec; nadszedł Flagg, zauważył je i schował do kieszeni. Piotr oczywiście okropnie się zmartwił, a gdy książę się smuci – nawet jeśli ma tylko sześć lat – ludzie zwracają uwagę. Przeprowadzono poszukiwania, ale pudełka nie znaleziono nigdy.
Używając szczypczyków Flagg ostrożnie przesypał ostatnie kilka ziaren Smoczego Piasku ze starego, w pełni zaczarowanego opakowania do nowego, którego czar był niekompletny. Następnie poszedł do okna na korytarzu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Potem wstrzymywał znów oddech, dopóki nowa paczuszka nie znalazła się w drewnianym pudełku, szczypczyki obok niej, a pudełko nie zostało ostrożnie zamknięte, stare opakowanie zaś nie znalazło się w ścieku.
Teraz Flagg zaczął się spieszyć, ale był spokojny. Mysz śpi; pudełko zamknięte, a wewnątrz niego obciążający dowód. Wszystko szło doskonale.
Wysunął mały palec lewej ręki w stronę myszy rozłożonej na biurku niczym futrzak dla wróżek i rozkazał:
– Zbudź się.
Łapki myszy zadrżały. Oczka otworzyły się. Główka podniosła.
Uśmiechając się Flagg zatoczył małym palcem kółko i rzekł:
– Biegaj.
Mysz zaczęła biegać w kółko.
Flagg poruszył palcem w górę i w dół.
– Skacz.
Mysz zaczęła skakać na tylnych nóżkach jak psy w cyrku, wywracając przy tym oczami.
– A teraz pij – powiedział Flagg i wskazał małym palcem naczyńko z osłodzonym miodem.
Za oknami zawył wiatr. W drugim końcu miasta suka urodziła dwugłowe szczenięta. Mysz zaczęła pić.
– Dosyć – rzekł Flagg, gdy wypiła wystarczająco dużo trucizny – zaśnij teraz znowu. – I mysz zapadła w letarg.
Flagg pospieszył do pokoi Piotra. Pudełko umieścił w jednej ze swych licznych kieszeni – czarnoksiężnicy zawsze mają ich wiele – a śpiące zwierzątko w drugiej. Minął kilku służących i grupkę śmiejących się, pijanych dworzan, ale nikt go nie dostrzegł. Wciąż był mglisty.
Pokoje Piotra zamknięte były na klucz, ale dla kogoś o zdolnościach Flagga nie stanowiło to problemu. Trzy ruchy dłońmi i drzwi stanęły otworem. Apartament księcia okazał się rzeczywiście pusty; chłopak nadal przebywał w towarzystwie swej przyjaciółki. Flagg nie znał Piotra tak dobrze jak Tomasza, ale wystarczająco – na przykład wiedział, gdzie Piotr trzymał te kilka skarbów, które jego zdaniem zasługiwały na ukrycie.
Flagg skierował się prosto do szafki na książki i wyjął trzy lub cztery nudne podręczniki szkolne. Nacisnął drewnianą krawędź i usłyszał, jak zaskoczyła sprężyna. Potem odsunął płytkę odsłaniając wgłębienie z tyłu szafy. Nie było ono nawet zamknięte. Leżała w nim jedwabna wstążka do włosów, ofiarowana chłopcu przez jego damę serca, paczka listów od niej, kilka listów napisanych do niej przez Piotra, tak płomiennych, że nie odważył się ich wysłać, i medalionik z portretem matki.
Flagg otworzył drewniane pudełko i bardzo ostrożnie naddarł róg paczuszki. Wyglądało to tak, jakby nadgryzła mysz. Flagg nałożył pokrywkę i umieścił pudełko we wgłębieniu.
Tak płakałeś, kiedy zginęło ci to pudełko, Piotrze – mruknął – ale będziesz jeszcze bardziej żałował, jak się znajdzie. – Zachichotał.
Położył uśpione stworzonko obok pudełka, zasunął drewnianą płytkę i starannie ułożył książki na miejscu.
Wrócił do siebie i spał dobrze. Nadchodziło wielkie zło, a on miał pewność, że działał tak, jak lubił najlepiej – w ukryciu, nie dostrzeżony przez nikogo.