21

Ułożywszy plan – dzięki któremu pozbywał się raz na zawsze i Rolanda, i Piotra – Flagg nie tracił czasu. Najpierw wykorzystał całe swoje czarnoksięstwo do wyleczenia króla. Z radością zauważył, że jego lecznicze napoje dawno nie działały tak znakomicie. Ale chciał, żeby Roland wyzdrowiał, aby móc go zabić tak, by wszyscy wiedzieli, że było to morderstwo. Gdy się nad tym trochę pomyślało, sprawa okazywała się całkiem zabawna.

Pewnej wietrznej nocy mniej niż tydzień po tym, jak królowi przeszedł kaszel, Flagg otworzył zamki biurka i wydobył tekowe pudełko. – Dobra robota – mruknął do marchwi kleffa, która pisnęła bezmyślnie w odpowiedzi, a potem uniósł ciężką pokrywkę i wyjął ze środka mniejsze pudełko. Otworzył je kluczem, który nosił na szyi, i wydobył paczuszkę zawierającą Smoczy Piasek. Opakowanie było zaczarowane, tak że straszliwa moc Smoczego Piasku nie zagrażała mu. Tak się przynajmniej Flaggowi wydawało. Jednak zastosował wszelkie środki ostrożności i wyjął paczuszkę za pomocą maleńkich srebrnych szczypczyków. Położył ją obok jednego z królewskich kielichów na biurku. Pot grubymi kroplami wystąpił mu na czoło, bo chwila była krytyczna. Za najdrobniejszy błąd mógł zapłacić życiem.

Flagg wyszedł na korytarz prowadzący do lochów i zaczął głęboko oddychać. Robił hiperwentylację. Jeśli oddycha się szybko, w organizmie wytwarza się nadmiar tlenu i dzięki temu można przez dłuższy czas wstrzymać oddech. Podczas krytycznego etapu przygotowań Flagg miał zamiar nie oddychać wcale. Nie zrobi ani małego, ani dużego błędu. Czekała go tak wyśmienita zabawa, że szkoda by umrzeć za wcześnie.

Wciągnął ostatni głęboki oddech czystego powietrza przez zakratowane okienko znajdujące się tuż obok wejścia do jego apartamentów i wrócił do swych pomieszczeń. Zbliżył się do koperty, wyciągnął zza pasa sztylet i delikatnie ją rozciął. Na biurku znajdował się płaski kawałek obsydianu, którego czarnoksiężnik używał jako przycisku do papierów – w owych czasach obsydian był najtwardszą znaną skałą. Ponownie używając szczypczyków podniósł paczuszkę, odwrócił ją do góry dnem i wysypał większość zielonego piasku. Zachował tylko odrobinę – niewiele więcej niż tuzin ziaren, ale ta odrobina miała odegrać niezmiernie ważną rolę w jego planach. Chociaż obsydian jest bardzo twardy, w zetknięciu ze Smoczym Piaskiem Przycisk zaczął natychmiast dymić.

Minęło już trzydzieści sekund.

Flagg podniósł obsydian pilnując, aby nawet jedno ziarnko Smoczego Piasku nie dotknęło jego skóry – w takim wypadku wędrowałoby wewnątrz jego ciała, aż podpaliłoby mu serce. Pochylił kamień nad kielichem i wsypał doń piasek.

Teraz szybko, zanim piasek zdążył przegryźć szkło, nalał do kielicha trochę ulubionego przez króla wina – takie samo wino w tej chwili Piotr niósł prawdopodobnie ojcu. Piasek rozpuścił się natychmiast. Przez chwilę czerwone wino lśniło jadowitą zielenią, a potem powróciło do normalnego koloru.

Pięćdziesiąt sekund.

Flagg wrócił do biurka. Wziął z niego płaski kamień i ujął sztylet za rękojeść. Tylko kilka ziaren Smoczego Piasku dotknęło ostrza, gdy Flagg rozcinał papier, ale już zaczynały przeżerać metal, a paskudne smużki dymu wydobywały się z maleńkich wgłębień w anduańskiej stali. Flagg wyniósł kamień i sztylet na korytarz.

Siedemdziesiąt sekund i płuca zaczęły domagać się powietrza.

Trzydzieści stóp w głąb korytarza, który prowadził do lochów, jeśli poszło się nim odpowiednio daleko (czego nikt w Delainie nie był skłonny uczynić), w podłodze znajdowała się krata. Flagg słyszał bulgot wody i gdyby nie powstrzymywał oddechu, poczułby ohydny zapach. Był to jeden z zamkowych ścieków. Flagg wrzucił do niego kamień i nóż i mimo pulsującego w płucach bólu wyszczerzył zęby w uśmiechu. A potem podbiegł do okna, wychylił się daleko i głęboko wciągnął powietrze w płuca.

Gdy już znów oddychał normalnie, wrócił do gabinetu. Teraz na biurku znajdowały się tylko szczypczyki, paczuszka i kielich z winem. Na szczypczykach nie pozostało nawet jedno ziarnko piasku, a jego odrobina w zaczarowanej paczuszce nie mogła wyrządzić mu krzywdy, o ile zachowa odpowiednie środki ostrożności.

Uznał, że jak na razie wiodło mu się znakomicie. Praca nie została bynajmniej zakończona, ale zrobił już dobry początek. Pochylił się nad kielichem i głęboko wciągnął powietrze. Teraz już nie stanowiło to niebezpieczeństwa; gdy piasek został zmieszany z płynem, jego wyziewy stawały się nieszkodliwe i niewykrywalne. Smoczy Piasek tworzył mordercze pary tylko w kontakcie z ciałami stałymi, na przykład kamieniem.

Albo ludzkim ciałem.

Flagg uniósł kielich i popatrzył nań pod światło, podziwiając jego krwawy blask.

– Ostatni kielich wina, o królu – powiedział i śmiał się, aż dwugłowa papuga zaczęła krzyczeć ze strachu. – Coś, co rozgrzeje ci żołądek.

Usiadł, odwrócił klepsydrę i zaczął czytać Wielką Księgę Zaklęć. Flagg studiował ową księgę – oprawioną w ludzką skórę – od tysiąca lat i do tej pory przeczytał dopiero jedną czwartą. Spędzanie zbyt długiego czasu nad dziełem napisanym na dalekiej wyżynnej Równinie Leng przez szaleńca imieniem Alhazred groziło szaleństwem.

Godzina… zaledwie jedna godzina. Gdy górna połowa klepsydry opróżni się, będzie miał pewność, że Piotr zdążył już przyjść i wyjść. Godzina i będzie mógł zanieść Rolandowi ten ostatni kielich wina. Przez chwilę Flagg przyglądał się, jak biały niczym kość piasek przesuwa się gładko przez przewężenie klepsydry, a potem spokojnie pochylił się nad księgą.

Загрузка...