36

A teraz powiedz mi, co jest w tym wiadrze, i to szybko! I żadnych wygłupów, Dennis, zrozumiałeś? – zaczął Brandon, gdy wszedł do pokoju syna i zamknął za sobą drzwi.

– Pokażę ci, tato – powiedział Dennis – ale najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie: od jakiego rodzaju trucizny zmarł król?

– Nikt nie wie.

– A jak działała?

– Pokaż mi, co jest w tym wiadrze, chłopcze. Ale już. – Brandon zwinął dłoń w wielką, ciężką pięść. Nie potrząsnął nią; wystarczyło, że trzymał ją w górze. – Pokaż mi albo dostaniesz.

Brandon długo i bez słowa patrzył na martwą mysz. Dennis przyglądał się, przerażony, jak twarz ojca bladła, poważniała, szarzała. Oczy myszy paliły się, aż został z nich czarny popiół. Brązowe futro pociemniało i poskręcało się. Dym wciąż wydobywał się z jej uszek, a zęby widoczne w pyszczku wykrzywionym grymasem śmierci były osmalone niczym krata w kominku.

Brandon uczynił ruch, jakby chciał jej dotknąć, ale zaraz cofnął rękę. Podniósł twarz i zapytał ochrypłym szeptem:

– Gdzie to znalazłeś? Dennis zaczął coś bełkotać.

Brandon słuchał przez chwilę, a potem ścisnął syna za ramiona.

– Weź głęboki oddech i zbierz myśli, Denny – rzekł. – Jestem po twojej stronie, tak jak zawsze, wiesz dobrze. Miałeś rację, że nie pokazywałeś tego biednego stworzenia matce. A teraz powiedz mi, jak to znalazłeś i gdzie.

Nieco uspokojony Dennis zdołał zrelacjonować ojcu wszystko – całą historię. Jego opowiadanie trwało nieco krócej niż moje, ale mimo to zabrało mu kilka minut.

Ojciec siedział w fotelu przysłaniając zaciśniętą pięścią oczy. Nie zadawał żadnych pytań, nie wydał nawet jednego chrząknięcia.

Gdy Dennis skończył, ojciec wymamrotał półgłosem trzy słowa. Zaledwie trzy – ale na ich dźwięk serce chłopca zamarzło na kamień, a przynajmniej tak to wtedy odczuł.

– Jak wszyscy królowie.

Usta Brandona drżały ze strachu, mimo to usiłował się uśmiechnąć.

– Czy twoim zdaniem to zwierzę to Mysi Król, Denny? Tato… tato… ja…

– Znalazłeś tam pudełko?

– Tak.

I paczuszkę.

– Tak.

– A paczuszka była zwęglona, ale nie spalona. Tak.

– I szczypczyki.

Tak. Takie, jakich mama używa do wyrywania włosków z nosa.

– Ćśś – powiedział Brandon i znów wbił sobie pięść w czoło. – Muszę się zastanowić.

Upłynęło pięć minut. Brandon siedział bez ruchu, prawie jakby zasnął, ale Dennis wiedział lepiej. Brandon nie miał pojęcia, że matka Piotra dała mu rzeźbione pudełko ani że Piotr zgubił je, gdy był mały; oba te fakty zdarzyły się na długo przedtem, zanim Piotr wszedł w wiek półmęski i Brandon został jego lokajem. Wiedział o skrytce; natrafił na nią na początku swojej służby u księcia. Jak być może już mówiłem, skrytka ta nie należała do bardzo tajnych, w zupełności jednak wystarczała Piotrowi, który nigdy nie cechował się skrytością. Brandon wiedział o niej, ale nie zaglądał do środka poza pierwszym razem, kiedy to nie zawierała nic ponad rupiecie, które dla chłopców są bezcennymi skarbami – niekompletny zestaw kart do tarota, torebkę okrągłych kamyków, monetę na szczęście, zaplecione w warkoczyk włosy z grzywy Peonii. Sprawą, na jakiej dobry lokaj musi się koniecznie znać, jest pewna jakość zwana dyskrecją, która polega na szanowaniu granic życia innych ludzi. Nigdy więc nie zaglądał już do skrytki. Byłoby to w pewnym sensie kradzieżą. W końcu Dennis zapytał:

– Nie powinniśmy tam iść, tato, żebyś zobaczył pudełko?

– Nie. Musimy zanieść tę mysz do najwyższego sędziego, a ty musisz zrelacjonować mu tę historię tak jak przed chwilą.

Dennis ciężko opadł na łóżko. Czuł się, jakby ktoś zadał mu cios w żołądek. Do Peyny, człowieka, który wydawał wyroki więzienia i egzekucji! Peyny o białej, odpychającej twarzy i wysokim, woskowatym czole! Peyny, który poza królem stanowił najwyższą władzę w państwie!

– Nie – szepnął wreszcie. – Tato, nie mogę… ja…

– Musisz – rzekł surowo ojciec. – To okropna sprawa – najstraszniejsza, z jaką miałem kiedykolwiek do czynienia, ale trzeba ją załatwić do końca. Powiesz mu to, co powiedziałeś mnie, a reszta pozostanie w jego rękach.

Dennis popatrzył ojcu w oczy i zobaczył, że Brandon nie ustąpi. Jeśli nie zechce pójść, to mimo jego dwudziestu lat ojciec chwyci go za kark i zawlecze do Peyny niczym kodaka.

– Tak, tato – powiedział żałośnie, myśląc, że gdy spoczną na nim zimne, wyrachowane oczy Peyny, po prostu padnie trupem na atak serca. A potem (z rosnącą paniką) przypomniał sobie, że zabrał wiadro na popiół z komnat księcia. Jeśli nie umrze ze strachu w chwili, gdy Peyna nakaże mu mówić, prawdopodobnie spędzi resztę życia w najgłębszych lochach zamku oskarżony o kradzież.

Nic się nie bój, Denny – przynajmniej na ile ci się da. Peyna jest surowy, ale sprawiedliwy. Nie zrobiłeś nic, czego mógłbyś się powstydzić. Opowiedz mu po prostu to sarno co mnie.

– Dobrze – szepnął Dennis. – Idziemy? Brandon podniósł się z krzesła i uklęknął.

– Najpierw się pomodlimy. Klęknij tu obok mnie, synu. Co Dennis uczynił.

Загрузка...