Jeden ze strażników przyniósł Piotrowi żądane materiały piśmienne. Rzucił na niego ostrożne spojrzenie jak bezpański kot, który nieraz już dostał kopniaka, i uciekł, zanim zdążył mu przypaść w udziale los podobny Besonowi.
Piotr usiadł przy chwiejnym stole koło okna, wydychając obłoczki pary. Słuchał niespokojnego zawodzenia wiatru wokół czubka Iglicy i patrzył w dół, na światła miasta.
Szanowny Panie Sędzio Najwyższy – napisał i przerwał.
Czy zobaczywszy, od kogo jest ten list, zemniesz go w dłoni i wrzucisz bez czytania w ogień? Czy też przeczytasz i z pogardą wyśmiejesz głupca, który zamordowawszy ojca ośmielił się oczekiwać pomocy od Sędziego Najwyższego królestwa? A może raczej przejrzysz intrygę i domyślisz się, jakie są moje zamiary?
Tego wieczoru Piotr miał lepszy niż zazwyczaj humor, więc pomyślał, że odpowiedź na te – trzy pytania będzie prawdopodobnie „nie”. Jego plan może się powieść, ale istniała niewielka tylko możliwość, że ktoś rozumujący w sposób tak metodyczny i uporządkowany jak Peyna będzie w stanie zgadnąć, o co w nim chodzi. Prędzej sędzia najwyższy przywdzieje suknię i zacznie tańczyć przy dźwiękach kobzy na środku placu Iglicy podczas pełni księżyca, niż domyśli się, jakie są zamiary Piotra. A ja przecież żądam tak niewiele. Cień uśmiechu znów pojawił się na jego ustach. Przynajmniej mam nadzieję i wierzę, że tak mu się wyda.
Pochylając się zanurzył gęsie pióro w kałamarzu i zaczął pisać.