83

Peyna nie zapomniał jeszcze całej sztuki prowadzenia przesłuchań; prawdę mówiąc zapomniał bardzo niewiele albo nic. Spędził niejedną bezsenną noc marząc, żeby udało mu się wyrzucić z pamięci to i owo.

Podczas gdy Arlen parzył herbatę, Peyna zajął się uspokajaniem przestraszonego, a raczej śmiertelnie przerażonego młodego człowieka. Zapytał, jak się ma matka Dennisa. Chciał wiedzieć, czy usterki w kanalizacji, które tak gnębiły mieszkańców zamku, zostały usunięte. Dopytywał się, co Dennis sądzi o wiosennym sadzeniu. Trzymał się z daleka od wszystkich niebezpiecznych tematów… i stopniowo, w miarę jak się rozgrzewał, młody lokaj zaczął się uspokajać.

Gdy Arlen podał herbatę, gorącą, parującą i mocną, Dennis wysiorbał połowę filiżanki jednym haustem, skrzywił się, a potem pochłonął resztę. Jak zawsze nieporuszony Arlen nalał mu więcej.

– Spokojnie, chłopcze – powiedział Peyna zapalając fajkę. – Spokój to najlepszy sposób na gorącą herbatę i nerwowe konie.

– Było tak strasznie zimno. Myślałem, że zamarznę na kość.

– Szedłeś piechotą? – Peyna nie potrafił ukryć zdziwienia.

– Tak. Prosiłem matkę, żeby zawiadomiła innych służących, że jestem chory na grypę. To wystarczy na kilka dni, wszyscy ją łapią o tej porze… albo mogą złapać. Szedłem. Całą drogę. Nie odważyłem się poprosić o podwiezienie. Nie chciałem, żeby mnie ktoś zapamiętał. Nie zdawałem sobie sprawy, że to tak daleko. Gdybym wiedział, może zaryzykowałbym podróż wozem. Wyruszyłem o trzeciej. – Zadrżał, przełknął, a potem wybuchnął: – Nie wrócę tam, za nic w świecie! On teraz na mnie tak patrzy po powrocie! Łypie spode łba swoimi czarnymi oczyskami! Nigdy tak na mnie nie patrzył, nigdy przedtem nie zwracał na mnie uwagi! Wie, że coś widziałem! Że usłyszałem coś! Nie wie co, ale coś wyczuwa! Słyszy myśli w mojej głowie niczym dzwony w świątyni Wielkich Bogów! Gdybym został, wydobyłby to ze mnie! Na pewno!

Peyna przyglądał się chłopcu ze zmarszczonymi brwiami, usiłując połapać się w tej nieoczekiwanej powodzi informacji.

W oczach Dennisa pojawiły się łzy.

– To znaczy, F…

– Cicho, Dennis – powiedział Peyna. Mówił łagodnie, ale patrzył srogo. – Wiem, kogo masz na myśli. Ale nie wypowiadaj tego imienia na głos.

Dennis spojrzał na niego ze szczerą wdzięcznością, bez słów.

– A teraz powiedz mi, z czym przyszedłeś – rzekł Peyna.

– Tak. Tak, dobrze.

Młody lokaj zawahał się na chwilę, usiłując się opanować i uporządkować myśli. Peyna czekał spokojnie, starając się nie okazywać rosnącego podniecenia.

– Widzi pan – zaczął wreszcie Dennis – trzy dni temu Tomasz kazał mi nocować u siebie, jak to czasami robił. A o północy albo coś koło tego…

Загрузка...