75

Ale nie została ona odkryta ani wtedy, ani potem. Nikt się nawet nie zapytał. Piotr spędzał nieskończenie długie noce (a przynajmniej tak mu się wydawało) zastanawiając się i martwiąc, że Flagg usłyszy coś, czego nie powinien, jakąś fałszywą nutę, i przejrzy zamiary Piotra. Wyśle najprawdopodobniej jakiegoś podwładnego, który zacznie go wypytywać. Piotr przemyślał sobie wszystko z jak największą dokładnością, ale zrobił jedno złe założenie – prowadziło ono do drugiego (jak to się często zdarza), a to drugie wiodło prosto na manowce. Piotr uznał, że istniał pewien zapas serwetek – na przykład około tysiąca – i że używano ich po kolei. Więcej się nad tą sprawą nie zastanawiał. Dennis mógłby mu powiedzieć, że sprawy miały się inaczej, i oszczędzić co najmniej dwu lat pracy, ale nikt go nie zapytał. Prawda była prosta, ale oszałamiająca. Skrawki materiału, z których Piotr wyciągał swe nici, nie pochodziły z zapasu tysiąca, dwu czy nawet dwudziestu tysięcy: wynosił on prawie pół miliona starych, zatęchłych serwetek.

Na jednym z pięter zamkowych podziemi znajdował się magazyn tak wielki jak sala balowa. Wypełniały go serwetki… serwetki… i nic prócz serwetek. Piotrowi trąciły one stęchlizną i nic w tym dziwnego – większość z nich niesamowitym przypadkiem pochodziła z czasów odrobinę tylko późniejszych niż uwięzienie i śmierć Levena Valery, a istnienie swoje – przypadkiem, a może i nie – zawdzięczały one, pośrednio oczywiście, działaniom Flagga. W pewien sposób stał się on przyczyną ich powstania.

Były to rzeczywiście czarne czasy dla Delainu. Chaos, jakiego z całej duszy pragnął Flagg, zapanował w całym kraju. Valera został usunięty; w jego miejsce na tron wstąpił szalony król Alan. Gdyby żył on dziesięć lat dłużej, królestwo niewątpliwie spłynęłoby krwią… ale zginął Alan porażony błyskawicą, gdy podczas ulewy grał w łokcie na zamkowym trawniku (jak wam powiedziałem, miał nie po kolei w głowie). Niektórzy mówili, że piorun ten zesłali sami bogowie. Po nim panowała jego siostrzenica, Kyla, którą znano jako Kylę Dobrą… a od niej linia wiodła przez pokolenia prosto do Rolanda i braci będących bohaterami naszej opowieści. To Kyla, Dobra Królowa, uratowała kraj od ruiny i ubóstwa. Aby to osiągnąć, prawie doprowadziła Królewski Skarb do bankructwa, bo wiedziała, że pieniądz – mocna waluta – musi krążyć w krwiobiegu królestwa. Większość zasobów finansowych Delainu przepadła podczas szalonych rządów Alana II, króla, który czasami pił krew z nadciętych uszu swoich służących i utrzymywał, że potrafi latać; króla bardziej zainteresowanego nekromancją niż zyskiem i stratą oraz dobrem swoich poddanych. Kyla wiedziała, że potrzeba wielkiego napływu zarówno miłości, jak i guldenów, żeby znaleźć zajęcie dla wszystkich zdolnych do pracy obywateli Delainu, od najstarszych do najmłodszych.

Większość ze starszych mieszkańców zamkowej twierdzy została zatrudniona do wykonywania serwetek – nie dlatego, że ktoś ich potrzebował (chyba już wam mówiłem, co myślała o nich większość szlachty i dworu), lecz dlatego, żeby dać ludziom pracę. Niektórzy nie zaznali jej od dwudziestu, a czasem więcej lat, więc trudzili się ochoczo, tkając na warsztatach identycznych jak ten, który znajdował się w domu lalek Sashy… tylko, oczywiście, większych!

Przez dziesięć lat ci postarzali ludzie, w liczbie więcej niż tysiąca, produkowali serwetki i pobierali za swą pracę pieniądze ze skarbca Kyli. Przez dziesięć lat osoby nieco młodsze i sprawniejsze zanosiły je na dół do chłodnego, suchego magazynu pod zamkiem. Piotr zauważył, że niektóre z serwetek nie tylko pachniały stęchlizną, ale były też nadgryzione przez mole. Istny cud, chociaż on się tego nie domyślał, że aż tyle z nich tak znakomicie się przechowało.

Dennis mógł mu powiedzieć, że serwetki były przynoszone, używane raz, zabierane (minus kilka nitek, które Piotr z nich wypruwał) i po prostu wyrzucane. A czemu nie! Leżało ich tam tyle, że wystarczyłyby dla pięciuset książąt na pięćset lat… i jeszcze dłużej. Gdyby Anders Peyna nie okazał się człowiekiem miłosiernym, a nie tylko surowym, rzeczywiście używano by pewnej określonej liczby serwetek. Ale wiedział on, jak bardzo bezimienna kobieta w bujaku potrzebowała pracy i tych kilku groszy, które za nią otrzymywała (Kyla Dobra też sobie zdawała z tego sprawę), więc nie zwalniał jej tak samo, jak pilnował, żeby do Besona nadal napływały guldeny, gdy Staadowie musieli ratować się ucieczką. Zadomowiła się więc owa stara, milcząca kobieta przed drzwiami magazynu z serwetkami, używająca swej igły do prucia zamiast do szycia. Siedziała tak w swym bujaku rok po roku usuwając dziesiątki tysięcy królewskich herbów, nic więc dziwnego, że wieść o drobnej kradzieży Piotra nie dotarła do uszu Flagga.

Tak tedy widzicie, że gdyby nie jedno błędne założenie i jedno nie zadane pytanie, Piotr mógłby zakończyć swą pracę o wiele prędzej. Czasami wydawało mu się, iż serwetki nie kurczą się tak szybko jak powinny, ale nigdy nie przyszło mu do głowy podważyć swoje podstawowe (chociaż niejasne) przypuszczenie, że serwetki, których używał, regularnie do niego powracały. Gdybyż tak zadał sobie to jedno proste pytanie!

Ale może w końcu wszystko wyszło na dobre.

A może nie. To jednak musicie ocenić sami.

Загрузка...