12

W owych czasach, gdy królowa czy inna kobieta z panującego rodu miała odbywać połóg, wzywano akuszerkę. Wszyscy lekarze byli mężczyznami, a żaden mężczyzna nie mógł asystować kobiecie, która właśnie miała rodzić dziecko. Akuszerka, która odbierała Piotra, nazywała się Anna Crookbrows i mieszkała na Trzeciej Południowej Alei. Wezwano ją znowu, gdy nadeszła pora Tomasza. Anna przekroczyła już pięćdziesiątkę i była wdową, gdy zaczął się drugi poród Sashy. Miała jedynego syna, który w dwudziestym roku życia zapadł na Drżączkę – chorobę zawsze zabijającą swoją ofiarę w straszliwych bólach po kilku latach cierpień.

Bardzo kochała swojego chłopca i w końcu gdy wszystkie sposoby okazały się nieskuteczne, udała się do Flagga. Miało to miejsce dziesięć lat wcześniej, przed urodzeniem obu książąt, a także przed ślubem Rolanda. Flagg przyjął ją w swej wilgotnej suterenie, gdzie podczas rozmowy zaniepokojona kobieta od czasu do czasu słyszała żałosne krzyki więźniów przez lata trzymanych z dala od blasku słońca. Pomyślała też, że jeśli lochy są blisko, to jeszcze bliżej znajduje się izba tortur. Sam apartament Flagga też nie poprawił jej samopoczucia. Na podłodze widniały wielobarwne, dziwaczne rysunki namalowane kredą. Gdy mrugnęła, rysunki zdawały się zmieniać. W klatce wiszącej na długich czarnych kajdanach krakała dwugłowa papuga, która czasami coś sobie opowiadała – jedna głowa mówiła, a druga słuchała. Butwiejące księgi robiły do niej nieprzyjemne miny. Pająki tkały w ciemnych kątach. Z laboratorium dobiegała mieszanina dziwnych chemicznych zapachów. Mimo wszystko wyjąkała, z czym przychodzi, a potem czekała w męce niepokoju.

– Mogę wyleczyć twego syna – powiedział wreszcie.

Radość przekształciła brzydką twarz Anny Crookbrows w prawie piękną. – O, panie! – szepnęła i nic więcej nie przyszło jej do głowy, więc tylko powtórzyła: – O, panie!

Ale w mrokach kaptura biała twarz Flagga pozostała daleka i zamyślona, więc Anna zaczęła znowu się bać.

– Czym możesz mi zapłacić za taki cud? – zapytał.

– Wszystkim – szepnęła i rzeczywiście gotowa była na wszystko. – O, panie Flagg, wszystkim!

– Chcę jednej uprzejmości – rzekł. – Czy zrobisz to dla mnie?

– Z radością!

– Jeszcze nie wiem, co to będzie, ale gdy nadejdzie pora, dam ci znać.

Upadła przed nim na kolana, a on pochylił się w jej stronę. Kaptur opadł ukazując jego okropne oblicze. Była to blada twarz trupa z czarnymi dziurami zamiast oczu.

– Ale jeśli mi odmówisz, kobieto…

– Nie odmówię! O, panie, nie odmówię! Nigdy! Nigdy! Przysięgam na imię mego drogiego męża!

– W porządku. Przyprowadź tu syna jutro wieczorem, gdy już zapadnie zmrok.

Przywiodła biednego chłopca następnego wieczoru. Trząsł się i drżał, głowa kiwała mu się głupawo i przewracał oczami. Po brodzie ciekła mu ślina. Flagg podał jej ciemnooliwkowego koloru napój w kielichu. – Niech to wypije – powiedział – poparzy mu usta, ale ma wypić co do kropli. A potem zabierz go z moich oczu.

Szepnęła coś chłopcu do ucha. Drżenie wzmogło się na chwilę, gdy próbował skinąć głową. Wypił wszystek płyn, a potem z krzykiem zwinął się z bólu.

– Zabierz go stąd – rozkazał Flagg.

– Właśnie, zabierz go stąd! – zawołała jedna z głów papugi.

– Zabierz go stąd, tu nie wolno krzyczeć! – wrzasnęła druga.

Zaprowadziła go do domu pewna, że Flagg go zamordował. Ale następnego dnia drżączka minęła i chłopiec wrócił do zdrowia.

Mijały lata. Gdy rozpoczął się poród Tomasza, Flagg wezwał ją i coś jej szepnął do ucha. Byli sami w jego tajemnych komnatach, ale mimo to takie polecenie lepiej wygłosić szeptem.

Twarz Anny Crookbrows śmiertelnie pobladła, pamiętała jednak słowa Flagga: „Jeśli odmówisz”…

W końcu król będzie miał dwoje dzieci. A ona miała tylko jedno. Jeśli zaś król zechce się znowu ożenić i mieć jeszcze więcej – proszę bardzo. W Delainie kobiet nie brakowało.

Poszła tedy do Sashy i przemawiała pokrzepiająco, a w krytycznym momencie w ręku jej zabłysł maleńki nóż. Nikt nie zauważył, jak zrobiła nieduże nacięcie. Chwilę później Anna zawołała:

– Przyj, królowo! Przyj, dziecko nadchodzi!

Sasha parła. Tomasz pojawił się na świecie z taką łatwością, jak dziecko zjeżdżające na zjeżdżalni. Ale życie Sashy wypłynęło razem z jej krwią na prześcieradła. Dziesięć minut po przyjściu Tomasza na świat jego matka nie żyła.

Tak więc Flagg nie przejmował się zbytnio drobną sprawą domku dla lalek. Najważniejsze, że Roland starzał się, nie było już żadnej wścibskiej królowej, a on miał nie jednego syna, lecz dwu do wyboru. Piotr oczywiście był starszy, ale tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Można się go pozbyć, jeśli okaże się niezdatny do celów Flagga. W końcu to dziecko, które nie potrafi się obronić.

Mówiłem już wam, że Roland podczas całego swojego panowania zastanawiał się dłużej i usilniej jedynie nad tym, czy pozwolić Piotrowi bawić się domkiem lalek Sashy tak sprytnie wykonanym przez wielkiego Ellendra. Powiedziałem też, że rezultatem owego namysłu była decyzja niezgodna z życzeniem Flagga. Wyjaśniłem też, że Flagg uważał całą sprawę za drobną.

Ale czy było tak naprawdę? O tym musicie sami zdecydować, gdy już wysłuchacie mnie do końca.

Загрузка...