115

W chłodnym, poburzowym powietrzu głos dotarł na samą górę do Piotra. Był przygłuszony, ale bardzo wyraźny.

– Otwierać, w imię króla! Chciałeś powiedzieć – w imię diabła – pomyślał Piotr.

Dobry i odważny chłopiec stał się dobrym i dzielnym mężczyzną, ale na dźwięk tego zachrypniętego głosu i wspomnienie wąskiej, bladej twarzy i zaczerwienionych, zawsze ukrytych pod kapturem oczu, Piotr poczuł, jak lodowacieją mu ręce i nogi, a w żołądku rozpala mu się ognista kula. W ustach miał suchość. Włos mu się zjeżył. Gdyby ktoś wam kiedyś powiedział, że jeśli człowiek jest dobry i dzielny, to znaczy, że nigdy nie odczuwa lęku, nie wierzcie mu. W owej chwili Piotr bał się, jak nigdy w życiu.

Flagg przyszedł po mnie.

Chłopiec wstał i przez chwilę myślał, że się przewróci, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Śmierć waliła w Drzwi Strażników, żądając, żeby ją wpuszczono.

– Otwierać! Wstawać, zawszone moczymordy! Beson, ty pijacki skunksie!

Nie spiesz się – powiedział sobie Piotr. Jeśli zaczniesz działać zbyt szybko, popełnisz błąd i będziesz pracować na jego korzyść. Nikt jeszcze nie wyszedł go wpuścić. Beson jest pijany – przy kolacji miał już nieco w czubie, a teraz pewnie leży jak kłoda. Flagg nie ma klucza, inaczej nie traciłby czasu na dobijanie się. Więc… krok po kroku. Tak jak sobie zaplanowałeś. On najpierw musi wejść do środka, a potem pokonać wszystkie trzysta stopni. Jeszcze masz szansę wygrać.

Poszedł do sypialni i wyciągnął przetyczki ze swego prostego łóżka. Mebel rozpadł się. Piotr chwycił jeden z bocznych prętów i zaniósł go do ba wialni. Zmierzył on zawczasu jego długość i wiedział, że jest większy niż szerokość okna, i sprawdził, że chociaż pokrywała go rdza, w środku był jeszcze mocny. Mam nadzieję – pomyślał. Śmiesznie by było, gdyby lina wytrzymała, ale poszło zakotwiczenie.

Wyjrzał przez okno. Nie widział teraz nikogo, ale zauważył na placu trzy postacie idące w kierunku Iglicy, tuż przedtem, nim Flagg zaczął walić do drzwi. Znaczyło to, że Dennis znalazł pomocników. Czy jednym z nich był Ben? Piotr nie śmiał o tym marzyć. A trzecia osoba? I po co wózek? Nie miał teraz czasu szukać odpowiedzi na te pytania.

– Otwierać, psy! W imię króla! Otwierać, w imię Flagga! Otwierać! Otwierać!

W nocnej ciszy Piotr usłyszał daleko pod sobą łoskot odsuwanych żelaznych sztab. Domyślał się, że drzwi się otwarły, ale nie zarejestrował tego dźwięku. Chwila ciszy… a potem rozległo się charczenie.

Загрузка...