21 października

Ogarnął mnie „syndrom Lublińca”. Dlatego nie mogłabym tutaj powrócić. – Jestem zdrowa – mówiłam psychiatrze, a on z uśmiechem wydawał rozkazy armii olbrzymów pilnujących naszych myśli. Sumienie przeciekało im przez palce. Wzywałam mamę, a jej łza rosła w kącie pokoju i przybierała kształt miłosnego wyznania. Wstydziłam się jej lubieżnych zmagań z przestrzenią.

Загрузка...